Przejdź do komentarzyPesymistka
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Powiastka
Autor
Gatunekromans
Formaartykuł / esej
Data dodania2017-07-10
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1733

Idąc sobie ulicą, gdy cofnę się myślami wstecz, to aż mam dreszcze. Dlaczego? Po prostu byłam „Pesymistką” ! A tak poza tym mam na imię Amanda. Oto moje poprzednie życie:



Był piękny ranek, słońce zajrzało do pokoju Amandy. W taki dzień, aż chce się żyć i wyjść z domu, ale nie dla niej… Amanda poczuła ciepły promyk na policzku, otworzyła jedno oko i jęknęła:

- O, Boże znowu ranek! Natychmiast zamknęła je i przewróciła się na drugi bok. Nagle zadzwonił budzik , wkurzona z lekka cisnęła nim o podłogę. Chwilę później ponownie otworzyła oko na dźwięk głosu swojej matki dochodzącego z sekretarki od telefonu:

- Kochanie, córeczko obudź się natychmiast, podnieś swój piękny zadek i szykuj się, bo przecież miałaś szukać pracy! Powodzenia, nie mogę rozmawiać dłużej, idę z ojcem na zakupy. Pa, słoneczko! – zaszczebiotała piskliwym głosem, aż Amandzie przewróciło się w brzuchu do góry nogami.

- W końcu trzeba wstawać. – mruknęła do siebie.

Usiadła na łóżku na w pół śpiąca głośno ziewnęła. Wzięła ręcznik z szafy i wolnym krokiem pomaszerowała do łazienki wziąć prysznic. Pół godziny później siedziała w bieliźnie i zajadała obfite śniadanko, oczywiście obmyślając w co się ubierze. W końcu zdecydowała się, że włoży czarne spodnie i zieloną tunikę. Chwilę później przyglądała się swemu odbiciu w wielkim lustrze, które odziedziczyła w spadku po babci.

- No i po co ja się tak wysilam. Wyglądam jak wielki słoń bez trąby, może przyjmą mnie do ZOO na dozorcę , ha!

Oderwała wzrok od swej tuszy i wyszła z domu.

- Co mi strzeliło do głowy by obiecać mamie, że poszukam pracy – idiotka ze mnie.

Zerknęła na pierwsze ogłoszenie. Był to sklep z odzieżą i butami, taki dom handlowy. Po krótkim wahaniu weszła do niego.

- Dzień dobry! – zagadnęła nieśmiało ekspedientkę.

- Tak, słucham? - odpowiedziała nie patrząc na dziewczynę.

- Ja w sprawie ogłoszenia z rubryki „ Praca dla każdego”.

- No nie wiem czy czasem nie mamy już kompletu…

Spojrzała na Amandę i zmierzyła ją wzrokiem tak, jakby miała ja zmiażdżyć. W sumie, to ta kobieta jest dość ładna i zgrabna, dlatego Amanda nie przypadła jej do gustu.

- Wiedziałam, że tak będzie. By to jasna…

- Dzień dobry! A czym mogę służyć?

Obracając się, aż zaniemówiła. Stał przed nią cudownie zbudowany mężczyzna w garniturze. Miał ciemne włosy, karnacje i te oczy… Marzenie…

- Dzień dobry. – powtórzył nieznajomy i uśmiechnął się.

- Dzie.., dzie.., dzień dobry. – wydukała.

- Czy wybrała pani coś stosownego? A może pomóc?

- Nie. Nie, ja w innej sprawie. Przeczytałam ogłoszenie o pracę i przyszłam…

- A, tak pamiętam. Proszę za mną.

- Słucham? - o co mu chodzi? - pytała się w myślach.

- Ach, przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Kris O’donel właściciel tego sklepu.

- Amanda Henderson – wymieniła swe nazwisko równocześnie ściskając mocną pięknie opaloną dłoń Krisa. Widocznie za długo ją trzymała, ponieważ Kris zniecierpliwił się i odchrząknął dyskretnie. Natychmiast ją puściła i zaczerwieniła się po same cebulki włosów. – tego najbardziej nie znosiła. Wchodząc do biura z zachwytem je oglądała. Piękne dębowe meble, dywanik no i portret jakiejś kobiety, złączonej z Krisem w

uścisku. Był to duży portret wiszący tuż nad fotelem. – szkoda że jest już zajęty…

- A więc Amando, mogę tak mówić?

- Tak, oczywiście. Jak pan uważa.

- Więc Amando szukasz pracy. Czy miałaś już kiedykolwiek styczność z tego typu pracą?

- Nie, ale bardzo jej potrzebuję, aby opłacić czynsz, ponieważ dopiero co przeprowadziłam się do Seatle. Z powodu moich rodziców, są nieznośni, może pan pomyśleć, że to tylko kaprys małej dziewczynki, ale naprawdę jej potrzebuję. Oczywiście zrozumiem, jeśli pan odmówi. Widziałam ekspedientki tego sklepu, zgrabne laski, a ja nie mogę tego powiedzieć o sobie.

- Mów mi po imieniu, to na początek.

- Na początek? O, Boże czy to znaczy, że jestem przyjęta?

- To chyba oczywiste. Nie obchodzi mnie opakowanie , tylko to co jest wewnątrz. Jesteś szczera i myślę, że mogę ci zaufać. A takich osób potrzebuję w moim sklepie. - Przyjdź punktualnie o ósmej. Nie toleruję spóźniania się.

- Dobrze proszę pana, to znaczy Kris.

- No to mi się podoba! A teraz zmykaj. – uśmiechnął się serdecznie.

Amanda szczęśliwa, ze dostała pracę, postanowiła uczcić to wydarzenie. A że alkoholu nie lubi, to poszła na lody. Siedząc i zajadając smakołyk, zastanawiała się kim była kobieta z portretu. Może to dziewczyna, och a może żona? W sumie nie zauważyła obrączki. Zresztą co za różnica , do tej pory nikt się nią nie zainteresował, to już na pewno nie taki przystojniak jak Kris O’donel. Amanda stwierdziła, że nie pasowałaby do niego, ponieważ była gruba, cycata, niska i miała piegi na nosie. A i była ruda jak lis!

Siedząc sobie w fotelu, Kris wspominał niedawną rozmowę z Amandą . Co prawda jest trochę przy kości, ale za to są zalety. Piękne długie , kręcone złote loki , tworzyły wokół jej lica tak jakby aureolę. Rozkoszne piegi na nosku dodawały jej dziewczęcego uroku, a oczy wydawały się dużo do powiedzenia.

- Ciekawe czy ma kogoś ?- pytał się w myślach. Minął dopiero drugi rok od śmierci żony i nienarodzonego synka, a ja oglądam się za inną.- zbeształ siebie. To był straszny wypadek i w dodatku on prowadził. Panowała sroga zima i samochód wpadł w poślizg – uderzyli w nadjeżdżający z na przeciwka samochód przewozowy. Co prawda pasażerom z drugiego auta nic się nie stało , ale Lisa i jeszcze nienarodzony Thales… Starał się z tego otrząsnąć , ale nie potrafił. Pomimo, iż wiele miał okazji przeżyć piękny romans z kobietą, ponieważ sam uważał się za przystojnego obywatela – jednak wycofywał się w stosownym momencie – tamto straszne wspomnienie zmuszało go do cierpienia i samotności.

Po niespełna roku czasu od tragedii postanowił stanąć emocjonalnie i finansowo na nogi. Tuż przed ślubem z Lissą mieli wspólne marzenie, by zainwestować w pewien

interes. Otworzył dom handlowy, marzenie które spełnił ze względu na pamięć o swojej żonie. Nosił nazwę „Witaj u Lisy – tu spełnisz swoje marzenia!„ Z miesiąca na miesiąc zyski szły w górę, lecz od jakichś dwóch miesięcy zauważył pewne braki w kasie i w towarze na zapleczu. Próbował jakoś odnaleźć winowajcę, jednak zbyt marnie mu to szło, a jego marzenie nadal przynosi straty. Po głębokim zastanowieniu zadzwonił do swej siostry Alice, która spędzała wakacje na Krecie. Wziął słuchawkę do ręki i wybrał numer. Po trzech sygnałach usłyszał jej głos, a właściwie włączonej sekretarki.

- Cześć, tu Alice nie ma mnie w domu. Jestem w pracy lub na imprezie . – w tle usłyszał śmiech siostry. Już miał odkładać słuchawkę, gdy ponownie usłyszał jej głos.

- Halo! – usłyszał zdyszany głos

- Hej urwisie co ty tak dyszysz?

- Kris!!!! – bracie jak się cieszę że cię słyszę, dawno się nie odzywałeś…- pożaliła się.

- A i owszem, nie odzywałem. Pozwól mi zauważyć, że telefon jest tak skonstruowany, że działa w obie strony, też mogłaś zadzwonić. No, ale powiedz, co u Ciebie? Nie odpowiedziałaś mi czemu taka zdyszana jesteś?

- Oj, brat nie bądź złośliwy, – usłyszała męski chichot – przecież wiesz jak lubię biegać, to moja pasja. Właśnie wróciłam z treningu, dlatego ciężko oddycham poza tym pędziłam na pierwsze piętro, bo usłyszałam dźwięk telefonu więc nie docinaj mi bo to przez ciebie. – naburmuszyła się.

- Siostra, toż ja żartuje wiem, że uprawianie tego sportu napawa cię radością. Cieszę się, że masz do tego zamiłowanie.

- No dobra, cwaniaczku. – odcięła się – Co tam u ciebie masz już jakąś dziewczynę, przepraszam że się wypytuje ale no wiesz… Chcę byś był szczęśliwy.

- Aj siostra jakoś jeszcze nie potrafię ułożyć sobie życia na nowo. Moi znajomi co raz umawiają się na randki i dosłownie z nich korzystają, a ja jak ostatnia ciota nie potrafię się przemóc.

- Och Kris. Po prostu musisz jeszcze zaczekać na swoją drugą połówkę, bo jak widać jeszcze nie uporałeś się z tamtą tragedią. No a jak twój interes się kręci?

- No właśnie. W tej sprawie dzwonię.

- To mów szybko , zaczynam się martwić. – niecierpliwiła się.

- Na razie nie ma czym się martwić, ale jak tak dalej pójdzie to będzie ciężko mi się podnieść finansowo.

- To co tam się dzieje, napad był czy co?

- Nie, nie. Napadu nie było, ale ubywa gotówki w kasie i towaru na zapleczu. Nie mam pojęcia kto to jest, tropie od tygodni i nic.

- Kurcze to znakomicie się maskuje, może to jakaś osoba z bandyckiej szajki wkręciła się do sklepu i tak okrada? – podsunęła mu swą myśl.

- Bardzo możliwe, ale jak tą osobę złapać na gorącym uczynku?

- Wiesz, a nie próbowałeś nawiązać współpracę z policją?

- Owszem myślałem o tym, z tym że złodziej może zwiać i kłopot rozwiąże się tylko częściowo także zależy mi na jego złapaniu.

- Ach rozumiem. Brat naprawdę nie wiem co ci poradzić. Również zależy mi na jego złapaniu… - zamilkła na chwilę – Czekaj, czekaj. A jakby zatrudnić kogoś nowego, wtajemniczyć w plan…

- Jaki plan Alice? – zaciekawił się.

- Chodzi oto by wtajemniczyć tą nowo przyjętą osobę po to by pomogła ci złapać złodzieja ale musiała by mieć uszy i oczy otwarte. Wiesz u ciebie w sklepie jest praca zmianowa tak więc po każdej zmianie trzeba sprawdzić każdego pracownika ale tak by pracownik się nie zorientował że coś się dzieje.

- Alice jesteś wielka! – uradował się. Siostra bardzo mu pomogła postanowił wdrożyć plan do rzeczywistości. Pożegnał się z siostrą i poszedł do sklepu.

Amanda wróciła do domu w szampańskim nastroju, choć nie wypiła ani kropelki alkoholu. Będąc w świetnym humorze, przebrała się w stary dres, włączyła głośno płytę Nelly Furtado i zaczęła sprzątać pokój podśpiewując wraz z wykonawczynią utworu. Lecz ta sielanka nietrwała długo, ponieważ piętro wyżej mieszka staruszek Smith, który nie lubi, gdy ktoś hałasuje więc zaczął stukać swą drewnianą laską o podłogę poprzez co odłamał się kawałek tynku z sufitu dziewczyny. Amanda natychmiast ściszyła magnetofon, zataczając się od śmiechu upadła na swe łoże z baldachimem. Mówiąc szczerze lubiła podkurzać tego starego zgreda, bo on ciągle rzuca niedopałki od papierosów na jej balkon.


Tak minęło popołudnie.



***



Nazajutrz, gdy tylko budzik dał o sobie znać, Amanda natychmiast ruszyła ku łazience. To jej pierwszy dzień pracy, nie może się spóźnić. Wchodząc do sklepu napotkała przy kasie ekspedientkę, która nie wiadomo czemu spoglądała na nią jakby była urażona jej widokiem. Dziewczynie zrobiło się strasznie przykro, takie powitanie na pewno nie zachęci jej do pracy. Kobieta patrzyła na jej tuszę ze zgrozą, puszyła się że ona jest zgrabna.

- Dzień dobry paniom , życzę wam miłego i owocnego w klientów i również zyski dnia. Dzień dobry Amando .

- Dzie.. Dzień dobry panie O’donnel , to znaczy Kris.

Kris poszedł do swojego gabinetu wesoło podśpiewując.

- Boże, czemu tak mocno bije mi serce?- miłych rozmyślań wybił ją głos kobiecy.

- Amando, jestem Melisa , będziemy razem pracowały w jednym dziele zabawek. Choć oprowadzę cię.

Melisa także była zgrabną blond włosa dziewczyną, no i dość miłą aby ją polubiła. Jest jedyną osobą, która zwróciła się do niej z życzliwością, no oprócz rodziców i „pięknego Krisa”. Nowo poznana koleżanka paplała co jej na język przyniosło. Opowiadała anegdotki na temat jej pierwszych dni w tej pracy, także Amanda odetchnęła nieco. Idąc do swego działu minęły dwa z nielicznych tutaj. Dom handlowy był bardzo duży mnóstwo ludzi przewijało się przez korytarze.

Melisa pokazała jej, gdzie jest dział mody, kosmetyki, dział szycia ubrań na miarę. Dziewczynie bardzo tam się spodobało, lecz gdy dotarły do działu zabawek, to wcale nie żałowała, że tam trafiła. Prócz nich pracowały tam dwie osoby Set i Sonia. Bardzo szybko się tam zaaklimatyzowała, ekipa była zgrana, zabawna i dużo się przy nich nauczyła. Szła między stoiskiem z pluszowymi misiami a lalkami. Zauważyła małego chłopca, podeszła do niego.

- Cześć, mam na imię Amanda. A ty?

Chłopczyk spojrzał na nią nieufnie, lecz przywitał się.

- Witam panią. Nazywam się Jasper Jung. Ma pani bardzo ładne oczy.

Amanda zaśmiała się krótko.

- Dziękuję za miły komplement, a kto cię tego nauczył?

- Mój tata. Zawsze mi powtarza że ładnie jest być dżentelmenem i grzecznie się odnosić do ludzi.

- Jesteś inteligentny ile masz lat?

- Pięć. Dziękuję.

Amanda znów się zaśmiała, tym razem śmielej. Odwróciło się ku nim kilka głów. Speszyła się i zwróciła do chłopca.

- Pięć powiadasz, a gdzie są twoi rodzice?

- Właśnie tu jest problem nie wiem gdzie są i jest mi smutno bo ten miś jest taki ładny, - wskazał na koalę - a mama nie pozwala mi brać czegoś bez pozwolenia.

- Słusznie mówi twoja mama, ale wiesz co podaruję ci tego misia pod warunkiem, że dasz mi się zaprowadzić do kasy zapłacę za niego i przez mikrofon poprosimy twoich rodziców o przyjście i odebranie ciebie. Zgoda?

- Zgoda. – uśmiechnął się malec, wziął misia pod pachę a drugą rękę podał dla Amandy.

Dziewczyna wzięła mikrofon do ręki .

- Państwo Jung jest proszone do działu zabawek, Prosimy w miarę szybkie odebranie syna Jaspera. Państwo Jung! – ponowiła wezwanie. Ku ich oczom ukazało się małżeństwo, które szybko zmierzało do lady. Kobieta była zrozpaczona.

- Jasper , kochanie nigdy więcej tego nie rób. Nigdy nie oddalaj się ode mnie.

- Oj mamo, nic mi nie jest , nawet dostałem misia i pani mówiła, że jestem inteligentny.

Wszyscy się roześmieli.

- Bo to prawda. – rzekła Amanda głaskając chłopca.

- Naprawdę nie wiem jak pani dziękować, jest dla nas wszystkim. – zwrócił się do dziewczyny.

- Nic nie trzeba wystarczy słowo podzięki, jestem zadowolona, że ponownie jesteście razem. Życzę miłego dnia.

- Jednak jestem wdzięczny za odzyskanie syna i chciałbym się zrewanżować, porozmawiać z właścicielem tego sklepu.  

Właśnie miała kierować pana Junga do Krisa, gdy spostrzegła, że idzie w ich stronę. Pan Jung serdecznie podziękował dla Krisa i wypisał znaczny czek na cel sklepu. Oboje zadowoleni mężczyźni pożegnali się. Ogółem dla wszystkich był pogodny dzień.

Od pierwszego dnia pracy minął tydzień, Amanda zaprzyjaźniła się z Melisą. Pod koniec dnia pracy wszystkie ekspedientki zostały wezwane do gabinetu szefa.

- Meliso, co się dzieje? Czy ktoś coś nabroił? Boże mam nadzieję ,że nie ja. Starałam się!

- Spokojnie, ty nic nie wiesz? Dziś jest wypłata, dostajemy co tygodniówki. Zawsze w soboty po pracy.

Zadowolone dziewczyny wyszły z gabinetu.

- Super – krzyknęła Ami – Wreszcie będę mogła odłożyć na czynsz i kupić coś stosownego dla siebie!

- To może teraz, ja cię obsłużę, hm?

- Serio? Tylko, że zaraz zamykają sklep. – powiedziała z żalem Amanda.

- Spoko, wyrobimy się. – sprzątaczki to moje znajome, pozwolą zostać do póki posprzątają, będziemy miały czas by poszukać tobie ubrania. A towar na kasę wbijemy jutro.

Choć nie było za dużo czasu na wybieranie , to jednak przy obeznanej wiedzy i pomocy Melisy kupiły to co zamierzały.

- Oki, a teraz lecimy do mnie, przebieramy się i pójdziemy na disco bandżo !

- Chyba zwariowałaś! Nie ma mowy!

- Dlaczego? Zostanie ci na czynsz i ubranie masz gotowe…

- Nie, bo… ja… się wstydzę. – powiedziała spuszczając wzrok na podłogę.

- Amando, czego się wstydzisz?

- Jakbyś nie wiedziała! Czy ty jesteś ślepa, zobacz na moją figurę. – wskazała na siebie – Jestem potworem. – jęknęła i rozpłakała się.

- Przestań! Jeżeli tak bardzo się wstydzisz swego ciała to pomogę ci schudnąć. Ile ważysz?

- Jak pomożesz mi schudnąć?

- Ile? – spytała tupiąc nogą.

- Osiemdziesiąt cztery.

- Hm… - myślała - Powiem ci tak. Najpierw zaprowadzę cię do dietetyka, bo musisz zastosować dietę. No i co najważniejsze ćwiczenia. Zapiszemy się do fitness klub , tam mam znakomitego trenera , który pomoże ci osiągnąć odpowiednią wagę. Aha i jeśli ktoś ci zwróci uwagę na temat twego problemu, to przywalę mu w mordę. Chodziłam na judo rok temu i wiem jak załatwić gostka, który mi nie podpasuje. – zachichotała – W porządku?

Amanda roześmiała się. Nabrała odwagi.

- Jesteś zbyt drobna, nie dasz rady.

- Zapewniam cię że dam.

Śmiejąc się pojechały do domu Melisy. Gdy się uszykowały, to zadzwoniły po taxi. Wchodząc do dyskoteki „KOMETA”, Amanda zrobiła wielkie oczy, rozglądała się w około, ponieważ była pierwszy raz w tak ekskluzywnym lokalu.

- Jest super, prawda? – krzyknęła Mel przez ogłuszającą muzykę.

Dziewczyna zahipnotyzowana tym miejscem tylko kiwnęła głową. Siedziały przy stoliku sącząc egzotyczne napoje, gdy nagle pojawił się jakiś chłopak i zwrócił się do Amandy.

- Cześć, zatańczysz?

Amanda zaskoczona tym zaproszeniem popatrzyła na koleżankę, która dawała znaki by szła.

- Nie, dziękuję, ale nie tańczę.

- To nie frajerko!

Zanim koleś odszedł, Melisa podeszła do niego , sprytnie wykręciła mu do tyłu rękę, coś powiedziała i chłopak ponownie podszedł do Amandy.

- Właśnie koleżanka upomniała mnie, że tak do kobiet się nie zwraca więc bardzo przepraszam. – po czym szybko się oddalił.

Amanda z początku miała się rozpłakać, ale teraz śmiała się tak głośno, że spojrzało na nią kilku chłopaków i uśmiechnęli się do niej. Dziewczyna speszyła się i odwróciła przodem do koleżanki.

- Widzisz tak radzę sobie z dupkami takimi jak ten tu. Widziałam, że miałaś łzy w oczach.

- Tak , ale już mi lepiej. Uśmiałam się w końcu z tego nicponia.

- No i tak ma być, uśmiech na twarzy pewność siebie i dobra zabawa.

Roześmiały się. Już miały ruszyć na parkiet gdy, podeszli dwaj chłopacy , którzy wcześniej patrzyli na nią.

- Witamy drogie panie, fajnie poradziłaś sobie z tym gościem.

- Dzięki. Mam wprawę. – zaśmiała się. – Wiesz obraził moją koleżankę i musiałam zareagować.

- Rozumiem. Jestem Eryk, to mój kumpel Patryk.

- Jestem Melisa, koleżanka Amanda.

- To co? –rzekł Eryk – Widziałem, że chciałyście potańczyć, to może potańczymy we czwórkę?

- Dobry pomysł. – szybko odpowiedziała Melisa, zauważyła że Amanda chce się wycofać.

Patryk ujął dłoń Amandy i pociągnął na parkiet niedaleko nich, chwilkę później znalazła się Melisa z Erykiem. Przetańczyli dwie piosenki, trzecia była wolna. Dziewczyna nie wiedziała jak się zachować, nim się obejrzała tańczyła opatulona ramionami mężczyzny. Czuła się wspaniale, Patryk czule na nią patrzył, głaskał po włosach. Dziewczyna oparła na jego ramieniu głowę.

- Muszę ci przyznać Amando, że fajnie tańczysz i.. podobasz mi się. Nie mówię tego by cię do czegoś namówić tylko naprawdę, fajna z ciebie dziewczyna.

- Bardzo mi miło. Powiem ci, że wrażliwa ze mnie dziewczyna i tamten koleś trochę nie bardzo się zachował. Smutno mi się zrobiło wtedy.

- Zauważyłem. Za to Melisa stanęła w twojej obronie. – uśmiechnął się.

- Tak to prawda. – odwzajemniła uśmiech.

Spojrzała w jego oczy. Patryk zniżył do niej swe usta, delikatnie pocałował. Dziewczyna zarumieniła się, ale niebyło tego widać, sala była przyciemniona. Oddała swój pocałunek, niezdarnie, ale chłopakowi się podobało. Znów płynęła z głośników szybka muzyka. Odsunęli się od siebie. Zauważyli, że znajomi siedzą przy stolikach, podeszli do nich. Melisa śmiała się z czegoś co szepnął jej Eryk do ucha.

- O, jesteście wybawiliście się?

- Trochę, Amanda świetnie tańczy. – pochwalił ją

Dziewczyna zarumieniła się.

- Co wypijecie? – spytał Eryk.

- A dla mnie piwo . Amandzie drink z colą. Może być?

- Tak, może.

Na koniec wieczoru pożegnali się przed dyskoteką, wcześniej wymienili się numerami telefonów. Jadąc z Melisą do domu spytała.

- Czy możemy jutro zrobić sobie babski dzionek? Chciałabym pogadać.

- Jeszcze się pytasz? Jasne, to u mnie o 10:00. Później zadecydujemy co będziemy robiły, może umówimy się z chłopakami? – Zaśmiały się.

- Jasne, czemu nie.

Taxi podjechało pod dom Amandy. Wysiadła i poszła w jego kierunku.

Amanda nie bardzo chciała wstawać, ale przypomniała sobie, że ma wpaść do Mel, od razu się obudziła. Melisa przywitała ją z otwartymi ramionami i szerokim uśmiechem na twarzy.

- Siemanko koleżanko!

- Cześć Meliso!

- Czego się napijesz, mrożonej herbaty?

- O, taaak!

Ami usiadła na kanapie w pokoju gościnnym. Melisa wróciła z kuchni z zimnymi napojami .

- Jak tam wrażenia po dysce?

- No, świetnie. Tamten dupek tylko wytrącił z równowagi.

- Oj, tam nie wspominaj złych sytuacji. Lepiej opowiedz jak tam Patryk?

- Patryk…

- No, no….????? – dopytywała się.

- Sama nie wiem, myślę że jest fajny. Dobrze mnie traktował, przytulał i …..

- No nie! Całowałaś się!!! – krzyknęła zachwycona.

Amanda zarumieniła się.

- Wiedziałam! Wiedziałam! – krzyknęła Melisa. – Czułam że przeżyjesz coś dobrego jak tylko Patryka ujrzałam. On jest boski i ogólnie chyba dobry chłopak. Cieszę się.

- Meliso to nie tak. Nie wiem czy to wyjdzie, naprawdę jakoś boję się mu zaufać.

- W końcu kiedyś będziesz musiała komuś zaufać. Nie możesz się ciągle bać.

- Wiem , ale …

- Co ale? Co ale? Nie ma „ale”! Coś ci powiedział złego?

- Coś ty powiedział, że fajnie tańczę i że mu się podobam. Mówił, że to co mówi jest prawdą i nie będzie mnie do niczego zmuszał czy coś w tym stylu.

- No to dobrze tak ma być. Kurczę mam nadzieję że jednak u ciebie się ułoży, chciałabym byś była szczęśliwa.

- Ja też, a jak Eryk , tańczyliście prawie bez przerw . – zaśmiała się – Myślę, chyba jest oki?

- Też tak myślę. Eryk ma coś takiego w sobie pociągającego… Naprawdę chciałabym z nim być.

- Nie martwmy się na zapas. A co z moim problemem?

- Dzwoniłam do znajomego i codziennie po pracy będziemy chodziły to na basen, innego dnia na aerobik. Wiesz na pewno ułoży nam tak grafik byś schudła. Będzie dobrze.

Dziewczyny przytuliły się, gdy emocje opadły paplały o czym się dało. Melisa co do

obietnic zawsze je spełniała. Tym razem w przypadku Ami także. Jak wcześniej wspomniała po pracy ćwiczyły aerobik, między czasie biegały, chodziły na basen.


***

Minął tydzień, miesiąc, kolejny dzień. Amanda jak co dzień biegła dębową alejką. Dumna z siebie, że zgubiła dwadzieścia kilo nadwagi, uśmiechnęła się. Właśnie minęła dom Melisy, chciała zajść i to bardzo, niestety koleżanka wzięła urlop i nie chciała jej przeszkadzać z resztą za nie całą godzinkę zaczynała pracę. Z rozmyślań wyrwał ją odgłos nad bieganych stóp. Przestraszyła się, zaczęła szybciej przebierać nogami. - Mój dom jest ponad przecznicę stąd. – pomyślała – Biegła coraz szybciej, potknęła się, upadła prawie na twarz tylko dłonie ją uratowały, ale solidnie je obtarła. Usiadła, zobaczyła, że potencjalny napastnik zbliża się do niej. Już miała wzywać pomocy, gdy napastnik z chwilą zbliżania przeobrażał się w….. Krisa ? Co on tu robi? – pytała siebie.

- Amando nic ci się nie stało? Boziu, masz obtarte dłonie, przepraszam, to przeze mnie. Nie chciałem, powinienem cię zawołać. Myślałem, że cię szybko dogonię i po kłopocie, a tu jeszcze skaleczyłaś się, aj. – rzekł zły na siebie.

- Już w porządku. – pomógł jej wstać – Dziękuję.

- W ramach zadość uczynienia odwiozę cię do domu. - postanowił.

Dziewczyna nie miała nawet chwili by zaprzeczyć. Posłusznie poddała się jego silnym dłoniom i pozwoliła zaprowadzić do auta. Otworzył jej drzwi, jak dżentelmen. – rzekła w myślach. – Bardzo spodobał się jej ten gest. Kris jest trzecim mężczyzną po tacie i Patryku, który traktuje ją jak prawdziwą kobietę. – uśmiechnęła się. Nie zauważyła kiedy ruszyli.

- Gdzie się mam zatrzymać?

- Skręć w lewo, tam gdzie jest znak Moon Strett, zauważysz zieloną kamienicę po prawej.

Pięć minut później podjechali pod jej mieszkanie. Już miała wysiadać, gdy poczuła, że Kris chwycił ją za łokieć i lekko przytrzymał. Obróciła do niego głowę.

Kris patrzył na nią tak intensywnie, że zarumieniła się i ponowiła wyjście z auta. Mężczyzna przyciągną ją do siebie. Ich usta prawie się stykały.

- Amando, ja… Potrzebuje…

Wyrwała mu się .

- Ja też teraz czegoś potrzebuję opatrzyć dłonie! Musze iść, przecież nie mogę się spóźnić do pracy! – wybiegła szybko z samochodu i zniknęła za drzwiami kamienicy.


***


Kris długo patrzył na zamknięte drzwi kamienicy do której weszła Amanda. Myślał, że ona też odwzajemnia tą moc przyciągania. Jednak pomylił się. Znów ją przestraszył i zdenerwował. Postanowił to zmienić, lecz nadal będzie próbował, przynajmniej musi się jeszcze raz upewnić.

Tego samego dnia zawołał ją do siebie do gabinetu.

- Amando usiądź. – polecił. – Od razu uspokajam, że nic złego nie zrobiłaś. Chciałbym cię przeprosić za moje nachalne zachowanie. Zachowałem się jak szczeniak. Nie miałem zamiaru cię przestraszyć czy zdenerwować, naprawdę nie jestem taki zazwyczaj.

- W porządku nie tłumacz się. – powiedziała z powagą.

- Mam też do ciebie ogromną prośbę.

- Do mnie? Dziwne, jakąż tu prośbę mógłby mieć do mnie szef, hm.. – udała, że się zastanawia.

Uśmiechnął się za tą zgryźliwość.

- Amando no nie gniewaj się za ten ranny incydent. Naprawdę mam prośbę, wysłuchasz mnie?

Amanda poprawiła się na krześle, spojrzała odważnie w oczy pracodawcy, tak przyciągające i zarazem krepujące, ale jednak oczy szefa.

- Słucham.

- A więc jest taka delikatna sprawa, którą chciałbym ci przekazać, - rozsiadł się wygodniej na szefowskim fotelu - raczej powierzyć tajemnicę i prosić o dyskrecję.

- Ty naprawdę o coś się boisz. – parsknęła śmiechem, odchrząknęła i dalej ciągnęła wątek – Przepraszam, dobrze postaram się sprostać zadaniu. Słucham.

- Otóż chodzi o … To znaczy zauważyłem pewne braki w magazynie i od paru miesięcy próbuje znaleźć złodzieja, ale jakoś nie mogę. – dziewczyna siedziała zszokowana.

- Uważasz że to ja okradam twój sklep? – nie odpowiedział, sprawdzał ją. – Chyba jesteś niepoważny! Jak możesz mnie oskarżać! – wrzasnęła wstając z krzesła.

- Nie, nie źle mnie zrozumiałaś. Nie oskarżam ciebie, no co ty. – dziewczyna usiadła uspokojona - Wiem, że to nie ty. Zauważyłem, że jesteś odpowiedzialną dziewczyną.

Wiesz nie miałem okazji pochwalić ciebie za tą akcję z zagubionym dzieckiem. Bardzo mi się spodobało, jak zaopiekowałaś się nim, nawet kupiłaś misia.

Dziewczyna zaśmiała się.

- Tak z dziećmi nie mam problemu, dobrze mi się z nimi rozmawia są słodkie.

- Przechodząc do sedna sprawy. Chciałbym abyś pomogła mi odnaleźć sprawcę. Pomogłabyś mi?

- Hm… Trudno mi powiedzieć. – zawiesiła głos – Dobrze tylko musisz mi powiedzieć co mam robić

- Więc dobrze by było byś po prostu dyskretnie przyjrzała się moim pracownikom. Korytarze patrolują ochroniarze, do nich akurat mam zaufanie, także nimi się nie przejmuj. Tak popatrz co oni robią zakumpluj się z nimi, zauważ co robią w wolnym czasie. Czy nie zostają po pracy. A jeśli ktoś zostanie to zadzwonisz do mnie i powiadomisz, wtedy natychmiast znajdę się przy tobie. Obmyślimy co z tym fantem zrobić.

- Jeżeli to tyle to chyba mogę ci pomóc. Obserwować przecież można. Prawda?

- No pewnie, że tak. – uśmiechnął się - Amando mam jeszcze małe pytanko. Rano strasznie się zachowałem i chciałbym zaproponować kolację, świece i tak dalej?

Amanda z furią wstała z krzesła.

- Jesteś niemożliwy! Co ma znaczyć „kolacja, świece i tak dalej?” Nie życzę sobie takich zboczonych propozycji. Ja się z tobą umówię, ty napoisz mnie szampanem i wykorzystasz! O nie mój panie nic z tego. Sam sobie zjesz kolację i tak dalej! Żegnam! Mój dzień pracy minął.

Z tymi słowami zostawiła osłupiałego Krisa na środku pokoju. Wychodząc napotkała Mel. Koleżanka zaniepokoiła się na widok zarumienionej i rozwścieczonej Amandy.

- Co się stało, dlaczego jesteś taka rozłoszczona?

- Och, bo ten, ten Kris chyba zwariował.

- Dlaczego, co się stało? Coś ci zrobił? Bo jeśli tak, to zaraz…

- Nie. Uspokój się, nic mi nie zrobił, po prostu ni z gruszki ni z pietruszki zaproponował mi randkę. Jak to on powiedział. – zamyśliła się chwilkę – „ Kolacja ,świece i tak dalej”. A poza tym nie potrzebuje litości! Wiem, że schudłam ale to nie powód… Nie chce się z nikim umawiać i kropka!

- Wiesz co? Musimy porozmawiać, nie wiesz czegoś o nim.

Po wybuchu Amandy, Kris zaczął się zastanawiać, jaka była jego przyczyna. Te słowa, ile było w nich złości.

- Co ja takiego powiedziałem? – walczył z myślami.

- Ona opatrznie mnie zrozumiała, muszę jej to wyjaśnić. Rozmowa nic nie da… Może list i wiązanka kwiatów rozwiąże ten problem. Tak, tak zrobię.


***


Dziewczyny usiadły do stolika w firmowej kawiarni.

- Mel, jakich rzeczy nie wiem? – dopytywała się Amanda.

- Siadaj, wszystko ci opowiem. Chodzi o to, że Kris nie jest podrywaczem i nie sądzę żeby chciał cię wykorzystać. Widziałam jak patrzy na ciebie z taką czułością, nie sądzę by chciał cię wykorzystać do twoim zdaniem zboczonych celów. Nie jest taki cyniczny jak ty myślisz.

- Jeny, dlaczego ty tak go bronisz? Nie wymyślaj, jest bezdusznym cwaniakiem. Ma kasę i chce zdobyć kolejną pannę.

Melisa zniecierpliwiła się. Postanowiła przekonać negatywnie nastawioną koleżankę do szefa.

- Nie! Posłuchaj ! Dwa lata temu Kris miał żonę, która była w ciąży. Zakochani byli w sobie, aż ten żar miłości bił od nich z daleka.

Amanda zauważyła, że kompanka posmutniała.

- No i co dalej?

- Niestety pewnej zimy rozbili się samochodem i matka z nienarodzonym dzieckiem zginęli. Od tamtej pory Kris żyje jak w celibacie, z nikim prawie się nie umawia a jak umawia to i tak nic z tego nie wychodzi. A kobiety lgną do niego jak pszczoły do miodu.

- Wcale się nie dziwię. – mruknęła Ami.

- Co?

- Nie, nic, nic. Mów dalej. – odparła szybko.

- No więc nasz szef jest wolny, przystojny i na stosownym poziomie finansowym. Znam jego lepiej niż ty i wiem, że jest w porządku. A jeśli zainteresował się tobą to może nie zamykaj serca przed nim?

- Rany nie wiedziałam. To miał szef przeżycia.

- Coś mówiłaś wcześniej. Jak to było? „Wcale się nie dziwię”. Hmm?

- Wiesz… Kris chyba też mi się podoba, sama wiesz, że jest atrakcyjnym mężczyzną. Tylko, nie jestem pewna czy naprawdę mu na mnie zależy. Tak bardzo boję się, że oszuka mnie jak Patryk. Niby jest szarmancki, uprzejmy i niby go kręcę, ale jakoś nie jestem do niego przekonana. Patryk też, zaznaczam wdawał się ideałem. Jednak te ideały wyginęli jak mamuty z epoki kamienia łupanego.

- Aj, może z czasem się do niego przekonasz.

Następnego dnia punkt ósma rano Amanda stawiła się na swoje stanowisko. Na stoliku zastał piękny bukiet czerwonych róż i list od Krisa. Na szczęście nikogo jeszcze nie było tylko woźny chodził dziwnie patrząc na nią. Dotknęła płatków róży powąchała, od dzieciństwa kochała ich zapach. Tata zawsze przynosił je dla mamy. Wzięła do ręki list usiadła wygodnie i zaczęła czytać.


„Droga Amando”

Przesyłam Ci kwiaty na przeprosiny, proszę także abyś nie gniewała się na mnie. Być może źle się wyraziłem w biurze, ale daj mi jeszcze jedną szansę. Proszę wybacz mi, wcale nie chodziło mi o łóżko. Chcę po prostu ciebie poznać, dlatego zaproponowałem Ci randkę. Przyjdź do mnie do biura po pracy. Powiedz, że się zgadzasz na tą randkę. Zobaczysz, że „wilk nie taki straszny jak jego malują”.


PS. Jeżeli nie przyjedziesz, zrozumiem i obiecuje, że więcej nie będę Ci dokuczał.


Czekam


Kris


Amanda wpatrywała się w list zszokowana tłumaczeniem Krisa, róże były cudowne. - Może jednak ten cały Kris faktycznie jest w porządku. – pomyślała.

Wybiła godzina szesnasta. Kris zniecierpliwiony chodził po pokoju i obmyślał: „ Przyjdzie czy nie, może się rozmyśliła?” Po pięciu minutach otworzyły się drzwi jego pokoju, w nich stanęła Amanda.

- Cześć, pomyślałam, że mogłabym wpaść. – uśmiechnęła się.

Kris nie posiadał się ze szczęścia. Natychmiast przytulił ją do siebie, zamknął drzwi. Amanda odwzajemniła uścisk. W ramionach upragnionego mężczyzny czuła się spełniona. Lecz zaskoczył ją nieco tym przytuleniem, poczuła się nieswojo. Odchrząknęła.

- Kris? Puść mnie na chwileczkę.

Mężczyzna uczynił co prosiła.

- Coś nie tak? Znowu coś źle zrobiłem?

- Nie. W wszystko w porządku. Tylko zastanowił mnie jeden fakt. Jeżeli chodzi o te kradzieże z twego sklepu to…

- Wiesz kto to robi? Która z ekspedientek?

- Właściwie żadna z nich. Rano podejrzałam jak woźny wchodził do magazynu i wychodził z kubłem na śmieci, ale z tego co się orientuje

to tam nikt odpadów nie składuje. Podejrzewam że on w tym kuble wywozi towar. Innego wyjścia nie widzę. Przykro mi, wiem że to twój dawny znajomy, niestety trzeba było by go sprawdzić.

Kris usiadł z wrażenia, był zdruzgotany jego własny kumpel z wojska tak go rolował.

- Nie do wiary Stephen mnie okradał… Będę musiał poważnie z nim porozmawiać. Nie wezwę policji, sam sprawdzę jego i jeśli twoje podejrzenie się sprawdzi, zwolnię go i każe zwrócić cały towar.

- Słusznie, postępujesz Kris. – podeszła do niego i pogładziła po ramieniu.


Amanda i Kris wybrali się do restauracji, jedli przepyszne dania, lecz dziewczyna wybierała same lekko strawne. Postanowiła nadal podtrzymywać swoją wagę. Rozmawiając ze sobą przeszło kilka godzin okazało się, że mają dużo wspólnych tematów. Po kolacji tańczyli czule objęci pod gołym niebem przed domem Amandy.

- Dziękuję Ami, że się zgodziłaś na ten wspólny wypad. Tak cudownie się czuję przy tobie. Jesteś wspaniałą kobietą.

- A ty wspaniałym mężczyzną. Odkąd cię poznałam nie mogłam o tobie zapomnieć, lecz bałam się zaufać komukolwiek.

- Ale zaufałaś. – uśmiechnął się.

- Zaufałam. Cieszę się z tego.

Nagle usłyszeli:

- Wiedziałem, że się coś szykuje, ha!

- Zamknij się ty stary zgredzie! – krzyknęli równocześnie i roześmieli się.

- Czy mogę mieć nadzieję, że zaczniemy spotykać się , tak wiesz, na poważnie?

- A tak nie jest?

Ponownie się roześmieli i złączyli się pocałunkiem, takim jak łączą się zakochani.





KILKA LAT PÓŹNIEJ


Czasem tak bywa, do miłości i zmiany pesymistki w optymistkę jeden krok. Teraz idę ulicą na spotkanie męża i dwóch rozkosznych czterolatków.

No to na razie!

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Daaaaleeeekaaaaa droga do literackiego Tipperary, ale...

zadatki są - bez dwóch zdań.

Tej damsko-męskiej "makulatury" całe tony i megatony, dlatego skuteczne uprawianie tego gatunku literackiego wymaga mist-rzo-stwa
© 2010-2016 by Creative Media
×