Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-09-08 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1619 |
TEN ŚMIERTELNY
Wypadki
Ta jasna, bezchmurna noc miała być ostatnią w życiu Toma Browna i on doskonale o tym wiedział. Wsiadł do samochodu, instynktownie zapiął pasy, zapalił silnik i ruszył.
Niedługo będzie po wszystkim. Tak, za chwilę rozpędzi się do 120 km/h, skręci kierownicę i… Bang! Uderzy w najbliższe drzewo… Tak po prostu. Nie było innego wyjścia. Każde inne byłoby tylko półśrodkiem. Tom nie chciał tego, chciał zrobić to dobrze. Raz na zawsze zakończyć sprawę.
Wszystko przez to, że życie Toma nie miało sensu... Wiedział to dobrze, dziwiło go tylko, czemu wcześniej sobie tego nie uświadomił. Zacisnął zęby. Może to, dlatego, że był potwornie tępy! Nie pomogły szkoły, drogie studia, rozmaite kursy i szkolenia. Co z tego, że zawsze dobrze się uczył? Co z tego, że zdobył te papiery – te, które zawsze pragnął – co z tego, że skończył medycynę? Co z tego, że wiedział, co to jest retikulum endoplazmatyczne? I tak był durniem, i tak był potwornym głupcem.
Tom spojrzał na swoje życie. Jedna wielka klapa. Czuł, że jest w dołku, w dołku – z którego nigdy się nie podniesie. A wszystko przez to, że był tępym debilem, ograniczonym idiotą… Ale, dość! Koniec użalania się nad sobą.
Sięgnął dłonią w stronę radia. Jednak zaraz cofnął rękę. Nie chciał go słuchać. Wprawiało go w przygnębienie. Wiadomości zawsze były złe, spikerzy irytujący. Muzyka też nie była najlepsza. Ciągle to samo i to samo, do znudzenia... Ze smutkiem pomyślał, że prawdziwy bum dawno minął i nie ma już artystów tworzących z głębi serca. Teraz liczy się co innego. By zrobić karierę, trzeba mieć `wystrzałowy` teledysk i świetnie wyglądać, śpiewanie stało się rzeczą drugorzędną. Westchnął pełen żalu. Świat szedł do przodu. Tom nie chciał iść – nie w tym kierunku…
Nagle przypomniał sobie, że przecież może włączyć magnetofon, powinien mieć gdzieś tu jakieś nagrania z dawnymi utworami. Zaczął szperać w schowku. Po chwili wygrzebał jakąś kasetę z nieczytelnym już dziś napisem. – Jak dobrze! Jak dobrze, że ma taki stary grat z takim antycznym odtwarzaczem! – Wsadził ją do magnetofonu i po chwili samochód wypełniły dawno zapomniane świetne przeboje. Tom poczuł się znacznie lepiej. Jednak nie odwiodło go to od rzeczy, którą sobie postanowił.
Tak, będzie miał dzisiaj śmiertelny wypadek. To już postanowione. Bo co by pomyśleli znajomi i rodzina, gdyby się powiesił, albo podciął sobie żyły? Czuliby się zranieni i zastanawialiby się, dlaczego to zrobił. Mogliby czuć się jakoś odpowiedzialni albo obwiniać innych. Jego matka z pewnością czułaby się winna, dlatego pewnie próbowałaby zrzucić to na kogoś innego… Najpewniej ojca:
– To przez ciebie! – krzyczałaby z płaczem – Zawsze byłeś taki zapracowany. Przyznaj, nigdy nie interesowały cię dzieci! Gówno cię obchodziło, co się z nimi dzieje!!!
– Pleciesz! Jak możesz mówić, że się nimi nie interesowałem?! Całe życie haruję, by zapewnić im najlepsze warunki. Studia, mieszkanie, kursy, szkolenia… Jak myślisz!? kto za to wszystko płaci? – broniłby się atakowany.
– Płacisz, płacisz, ale w ogóle się nie interesujesz!!! Jak były małe, zostawiłeś mnie samą z dwoma maleńkimi dziećmi i pojechałeś na szkolenie do Krakowa!!
– Musiałem pojechać, inaczej zwolniliby mnie z pracy! Co byśmy bezrobotni zrobili z dwoma małymi dziećmi na utrzymaniu?
– Wychowywałam go najlepiej jak umiałam, ale mężczyzna potrzebuje ojca! Za mało spędzałeś z nim czasu!! Zawsze byli w ciebie wpatrzeni jak w obraz, a mnie nie chcieli słuchać. Nie byłeś dla nich dobrym wzorem!!!
Tego właśnie Tom chciał uniknąć. Nie chciał nikogo ranić; to on jest winien – nikt inny – tylko on. Kłótnie… Wzajemne obwinianie się nawzajem… Gdzieś wewnątrz – w głębi serca – jakieś drobne poczucie własnej odpowiedzialności… A nad to wszystko: plotkujący sąsiedzi. Ludzie bywają tacy złośliwi. Patrzyliby na nich dziwnie, odsuwali się jakby byli trędowaci, wytykali palcami…
– Brr! – przez plecy Toma przeszły ciarki. – Nie będzie tego! Będzie miał wypadek. One się zdarzają, są dość powszechne. A wtedy nikt nie jest winny! Sąsiedzi będą się ich żałować: „Taki młody! Miał jeszcze całe życie przed sobą!” – będą mówić. Nikt nie będzie ich wytykał palcami. Odetchnął głęboko.
Nawet jeśli był trochę chorowity, miał szczęśliwe dzieciństwo. Rodzice zawsze okazywali mu dużo miłości. Nawet teraz, gdy był już dorosły, zawsze wspierali go zarówno radą, jak i pieniężnie… Czego zresztą Tom nazbyt często potrzebował…
Kochał ich wszystkich: energiczną i lekko nerwową matkę; spokojnego i twardego ojca; oraz miłego i rozsądnego młodszego brata. To były jedyne istoty na świecie, którym naprawdę ufał i jedyne, którym na nim naprawdę zależało. Ze smutkiem pomyślał, ile przysporzył im kłopotów.
W młodości zawsze ciężko chorował… Ile to nocy matka nie przespała, bo martwiła się o jego zdrowie? Ile łez wylała, jeżdżąc za nim po szpitalach? Musieli się zapożyczyć, by było ich stać na drogie lecznicze terapie.
Nie był tego warty! Gdyby tylko mógł cofnąć czas i powiedzieć im, by dali sobie z nim spokój! Bez ich pomocy, bez codziennych odwiedzin – które w szpitalach dodawały mu siły – pewnie by umarł… I może byłoby to szczęśliwe zakończenie. Gdy dorósł, wyrósł z chorób, ale dalej sprawiał problemy. Pewnie nie przyznaliby się do tego, ale jest dla nich wielkim ciężarem. Już nie długo…
Zobaczył fotoradar. Spuścił nogę z gazu. To było głupie. Czemu to zrobił? Może, dlatego, że zawsze hamował – z przyzwyczajenia. Zawsze zmniejszał prędkość, wciąż był pod jarzmem prawa. Nawet teraz – tuż przed śmiercią – jest tak posłuszny, by zwolnić…
Do licha! przecież nie chce, by po jego śmierci do rodziny przyszyła kara za przekroczenie prędkości! Czy rzeczywiście by tak było? Wysłaliby mandat? A może sprawdziliby w jakiejś swojej bazie, że umarł i daliby spokój?
Tom skrzywił się. Kto ich tam wie? Te skurwysyny nawet z trupa wyciągnęłyby pieniądze, więc kto wie? Zresztą jeszcze za wcześnie na wypadek. Pogłośnił magnetofon. Tak, ta melodia jest genialna. Tom wysilił umysł, by przypomnieć sobie, jak się nazywa. – Nic, nie pamiętam – pomyślał. – Zresztą, czy to ważne? I tak najdalej za piętnaście minut będę trupem.
Uśmiechnął się. Doprawdy dziwne, kto by pomyślał, że tak to się skończy? Plany, marzenia. Godziny uczenia się na pamięć różnych – często oczywistych – bzdur. Zmuszanie się, by codziennie wstawać z rana. Ciągłe motywowanie się, pocieszanie, wewnętrzne dowartościowywanie, oszukiwanie się, że jest się lepszym niż w rzeczywistości. Wszystko na nic. I tak skończy w trumnie… Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy?
Tom przypomniał sobie, że czytał kiedyś (w jakimś popularnonaukowym czasopiśmie) o tym, że samobójstwo jest zapisane w genach. Ha! Jeśli tak, już dawno wyginęliby jak mamuty! Wygodnie jest zwalić wszystko na DNA… Chociaż być może to prawda. Być może Tom ma jakiś allel `bezwartościowości`. Możliwe, że jest odpadem genetycznym. Co z tego? Za chwilę będzie po wszystkim.
Dotarł do celu. Już wcześniej, gdy tędy przejeżdżał pomyślał, że byłoby to dobre miejsce na popełnienie samobójstwa. Z początku była to tylko prosta myśl, nic nieznaczący fakt. Z czasem rozmyślał o tym coraz częściej i częściej. Ze zdziwieniem przyłapywał się na tym, że podświadomie ciągnie go do tej drogi. Za każdym razem, gdy był blisko, miał chęć to zrobić. Teraz był gotów.
– Zrobię to – szepnął, dziwiąc się, że tak chłodno to zabrzmiało.
Nacisnął pedał gazu i patrzył, jak wskazówka prędkościomierza pokazuje coraz wyższy wynik. Docisnął do dechy. Silnik zawył, a samochód wystrzelił jak rakieta. Jego ciało przepełniła euforia.
Zmarł z nogą na gazie.
Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, nie mieli wątpliwości, co do określenia jego przyczyn; brawura, brak wyobraźni i nadmierna prędkość to główni zabójcy kierowców i ten przypadek nie był tutaj wyjątkiem. Właściwie można by go nawet nazwać stereotypowym wypadkiem: „Po prostu kierowca, nie dostosował prędkości do warunków, stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo.”
Ach życie… Codziennie zdarzają się wypadki. Codziennie ktoś rozpędza się i uderza w drzewo albo wpada do rowu… Wszystko przez to, że jest za mało fotoradarów.
[KONIEC]
Zdaję sobie sprawę, że opowiadanie nie jest najlepsze, nie jestem z niego dumny (jest też dość stare…). Starałem się wprowadzić aurę beznadziei, śmiało mogę rzec, że wysiłki się opłaciły… gdyż wielu uznało dzieło za beznadziejne… Ha, ha, ha, ha!
Celem jednak, tego skromnego opowiadanka, nie było zachwycić nikogo kunsztem i wyrafinowaniem formy literackiej. Napisałem je tylko po to by zwrócić ludziom uwagę na pewien fakt, jakim są pseudo-wypadki, będące w rzeczywistości, samobójstwami.
Mało osób naprawdę zdaje sobie sprawę, ze skali problemu. Śmierć w wypadku jest o wiele łatwiej akceptowalna przez społeczeństwo (to zrozumiałe i słuszne), dlatego też często jest wybierana przez osoby niechcące narazić swych bliskich i znajomych na przykrości.
Inspiracją do jego napisania były badania Davida Phillipsa P. Wykazał on, że po niektórych samobójstwach szeroko omawianych w prasie, liczba ofiar w wypadkach wzrasta o 1000%. Dość wyraźnie dowiódł on, że wzrost liczby pozornie „przypadkowych” katastrof, jest w istocie ukrytym przypadkiem efektu Wertera.
Wzrost wypadków następował tylko w miejscach, gdzie samobójstwo szeroko omawiane było w prasie, a umierający w wypadkach byli podobni do sławnego samobójcy. Jeśli opisywane samobójstwo było samodzielne, owocowało wzrostem wypadków indywidualnych; jeśli było związane z morderstwem, prowadziło do zwiększenia katastrof zbiorowych.
Skoro tak wiele samobójców-naśladowców wykorzystuje wypadek, jako metodę realizacji swych celów. Rozsądnym jest wniosek, że inni samobójcy, również mogą sięgać po tą metodę.
Wielu sądzi, że samobójstwo jest problemem marginalnym. W rzeczywistości, zaś w żadnym innym okresie historii, nigdy nie było tak wiele osób, które pozbywałyby się swego życia. Jeśli liczba zwykłych, jawnych samobójstw, jest tak wielka, należałoby oczekiwać, że te ukryte, również muszą być w znacznej ilości.
Samobójstwa mogą więc być istotną przyczyną znacznej część, jeśli nie większości, wypadków.
Dziękuję wszystkim, którzy opowiadanie przeczytali. Pozdrawiam bardzo.
Ten Śmiertelny.
oceny: bezbłędne / znakomite
Brak więzi z własną - szeroko rozumianą - rodziną i kręgiem najbliższych (w tym rówieśników, sąsiadów, współpracowników w firmie etc., etc.) oraz życie wypełnione surogatami - oto skutek wina i przyczyna rozpadu naszego ludzkiego stada i powszechnej wśród nas alienacji oraz wyautowania w kosmos samotności :(
Diagnozę zatem od dawna już mamy - pytanie do Mędrców Świata, Monarchów, Poetów i Filozofów: CO DALEJ??
Można mówić, że postęp zjada własne dzieci. Należałoby się jednak zastanowić czymże ten „postęp” jest. Wielu uważa, że postęp to po prostu iście dalej naprzód, należałoby jednak zastanowić się czy idziemy w dobrym kierunku i czy czasem nie powinniśmy zawrócić... i pójść w inną stronę.
Możemy pytać mędrców tego świata i monarchów „co dalej?”. Ale bałbym się ich odpowiedzi… Bo i kto powiedział, że samobójstwa im się nie podobają?