Tekst 255 z 255 ze zbioru: A kiedy mi życie dopiecze
Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz / poemat |
Data dodania | 2018-03-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1505 |
DYPLOMACJA
już od dawna nie dostałem tak po uszach
jak w niedzielę przed południem na spacerze
syberyjski się przyplątał i bezwstydnie
wciska łapy pod kaptury i kołnierze
rutynowo szukam wzrokiem termometru
ów się skurczył że podziałki nie dostrzegam
wielki minus i dwadzieścia - wymamrotał
niemożliwe pomyślałem - gość zalewa
mimo wszystko na cebulę szal jak boa
witaj czapo bez pompona! chroń powieki
od przybytku nie roztopi się polewa
zwłaszcza kiedy mrozobacik tnie od rzeki
pogwizdując wśród konarów co im śpieszno
wypączkować okolicę wygrzać smutki
toteż grzecznie się przymilam - masz pojęcie
na biegunie bardzo tęsknią krasnoludki
Hardy wybacz za wykasowanie komentarza, ale zrobiłem błąd w pisowni i stąd ta zmiana. Twój komentarz zamieszczam poniżej:
"Ogólnie tekst mi się podoba, ale do trzeciej zwrotki. Jest konkretnie o zimie, mrozie, napisane ciekawie. Te krasnoludki z czwartej zwrotki ni w pięć ni w dziesięć. Ale, może nie do końca zrozumiałem?"
Logicznie biorąc, na biegunie trudno o publiczność. Krasnoludki natomiast żyją wszędzie. W ten oto sposób chciałem wyprowadzić gościa w maliny, a może ty nie masz dość mrozu?. Czy to zrozumiałe?
oceny: bezbłędne / znakomite