Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-03-24 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1794 |
Na temat szkolnictwa wylano już niejedną cysternę krokodylich łez. Za problemy z nim związane brało się wiele rządzących ekip, lecz żadna nie potrafiła się z nimi uporać w całości.
Udawało się tylko połowicznie. Tak samo jak w innych dziedzinach życia. Choćby ze służbą zdrowia, kulturą lub nauką.
Co i rusz przychodzili nowi fachowcy. Z furią rozgrzebywali problem i po wyczerpaniu się entuzjazmu, przygaszeni, zrezygnowani, bezradni – kończyli w martwocie niesławy.
Po nich przybywały hufce następnych amatorów renowacji zgliszcz. Złotorączkowców uzbrojonych w rewelacyjne pomysły na uzdrowienie charłaczej służby zdrowia, kultury lub nauki. I tak dookoła Wojtek.
Porzućmy jednak energiczne szlochy o niegdysiejszych śniegach. Wyobraźmy sobie, że wróciliśmy w przytulne ramionka PRL-u. Na jej bogoojczyźniane łono.
*
Wyobraźmy sobie, że w trosce o ekonomiczny los przyszłego emeryta wykonano milowy krok. Pedagodzy nazywani uczonymi w niewiedzy zadecydowali, by pogonić kota małolatom: zmusić bobaski do rezygnacji ze swawolnego dzieciństwa i obciążyć je zwiększonym poborem edukacji.
Początki bywały niewesołe. Rodzice dwoili się i troili, by dzieciątko wzrastało ku chwale domowego ogniska. Dbali, chuchali, strzepywali mu spod nóg byle paproch.
Chcieli posłać je do konserwatorium dla wcześniaków, ale zrezygnowali, gdyż ludzie z kuratorium dowiedli na własnych przykładach, że nauka nie ma nic wspólnego ze szmalem, a przeciwnie; człowiek z ukończonym fakultetem ma słabe szanse w ubieganiu się o dobrze płatną synekurę.
*
Malec trafia do podstawówki, gdzie jako kandydat na przyszłego noblistę, olimpijczyka lub partyjnego mózgowca przechodzi krótki kurs pitolenia o rzeczywistej Historii.
Facetki i kolesie z budy wypłukują mu z głowy to, co wyniósł z domu i ośmieszają to, co chce mu wpoić szkoła. W rezultacie czego zarażają go swoimi przekonaniami.
Tłumaczą, że międzyludzkie więzi, bezinteresowna miłość, lojalne zachowania, sumienie wyskubane z egoizmu, są to pieprzenia zgredów, nic nie warte zlewki uprzedzeń, guseł i rodzicielskich tyrad.
Lekcje są zbieżne z nieciekawym programem, więc dopiero na przerwach coś się dzieje, ktoś komuś w łeb strzeli, w kiblu można odetchnąć, fajno jest. Tu zaś co? Profesor Głąb utrudnia konwersację na odlotowe tematy; drętwy facio przędzie nudne story o myszowatym Popielu. Nieproszony, wcina się ze swoimi wykładami w konkretną gadkę o dupie Maryni, nie ma więc klimatu do solidnej rozmowy.
Tak więc razem z mleczakami wyrzynają się uczniom koślawe poglądy na świat; od razu ugruntowane, bezdyskusyjne i oparte o solidne fundamenty ze światłej ignorancji.
Nareszcie pociechy kończą edukację, a jako osoby urodzone pod gwiazdą wykształconych na opak, na chama wdzierają się do populistycznych elit i stają się zblazowanymi bykami z pieluchami w zębach.
oceny: bezbłędne / znakomite
Dawanie RECEPT w tak luzackiej formie, jak felieton wydaje mi się nieporozumieniem i nadużyciem. A jeśli do tego dodać, że porad tych udziela znachor omawianego zagadnienia, wychodzi dodatkowa groteska. Innymi słowy: nie prowadzę straganu z doradztwem i o wyjście z głupiej sytuacji proszę pytać prawdziwych fachowców, a nie amatorów. Lekarzy, gdy mówimy o medycynie, pedagogów, kiedy mowa o szkole. Zadaniem felietonisty jest zwrócenie uwagi na problem. A jak go rozwiązać, zostawmy profesjonalistom.
oceny: bezbłędne / znakomite
Nikogo nie obchodziło, czy w Katyniu to Niemcy, czy Ruscy mordowali. To nie ma żadnego znaczenia dla bachorów. Ja się dowiedziałem w domu, że to byli Ruscy. Dziadek powtarzał: "Kacapy pierdolone", a w szkole mówili o przyjaźni polsko - radzieckiej. Tylko kto słuchał tych socjalistycznych zgredów? Czerwony kolor się kojarzył z tą przyjaźnią i działał jak płachta na byka. To samo będzie z pisowską historią.