Autor | |
Gatunek | proza poetycka |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-05-20 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1347 |
W ten dzień, kiedy moja babka dostrzegła siebie w lustrze był spokojny. Wczesny poranek zajmowało jej haftowanie. Pięknie haftowała kwiaty na płótnach. Kwiaty te potem z wyblakłymi kordonkami znajdowałam w szafach nadżartych przez korniki, poplamione. Pierwszy raz zobaczyła się wyraźnie, każdy zakamarek jej przedwcześnie odebranej młodości. Nie miała pretensji. Życie na wsi ma swoje minusy. Włożyła pod chustkę pukiel włosów i jej surowa twarz, szara jak ziemniak odsunęła się od niej, ale ona nieporuszona stała przecież nieruchomo. Taka brzydka twarz i ciało, pokłute igłami, o których przypominał jej nocą gruźliczy kaszel. Wychowała dzieci, został tylko Jan, on też niedługo pójdzie na swoje. Jaj twarz oddalała się, aż w końcu stała się główką szpilki. Czuła upokorzenie i strach. Poniżał ją uganiając się za młodszymi. Zrobił z niej parobka bez uczuć. „Zrób to, idź tam”. Harowała od rana do wieczora jak muł, a on załatwiał sprawy dla wsi. A gdy wracał miał ten uśmiech. Ukrywał go przed nią. Ale ona go widziała nawet w kąciku jego oczu. Jeden rzut spojrzenia wystarczył. Kiedyś zapytała go o to, uniósł się, zawsze kiedy nie umiał przyznać jej racji. Wtedy poniżał ją najbardziej. Była szara jak to płótno, które haftowała zanim spojrzała w lustro. Jej twarz była jak płótno, bez kwiatów. Puste nijakie płótno. Dzień w którym moja babka przestała haftować był dniem lustra. Dzień w którym poczuła też że nie jest już potrzebna synowi. Przyprowadził młodą kobietę, śliczną, będą się pobierać. Jej życie skończyło się dziś, gdy odłożyła igłę, gdy ostatni kwiat znalazł swoje miejsce, gdy popatrzyła na siebie. Pomiędzy dwoma żylastymi dłońmi rozłożyła płótno. Gotowe aby otrzeć nim twarz Jezusa. Przeżegnała się tak jak to miała w zwyczaju każdego poranka. Na dobry dzień pełen łaski Pana. Dzień bez mięsa. Powiesiła płótno na dwóch gwoździach. I po raz ostatni spojrzała na izbę. Ten mały drewniany domek, w którym mieszkali jest jej ostatnim domem. Kamienny dom obok, to dom który zbudował dla kogoś innego, wiedziała to. Czuła jak odchodzi od niej smak, jak wszystko staje się szarym płótnem. Usiadła przy stole i jedyne na co miała ochotę to napić się gorącej herbaty, słodkiej, gardził nią, kiedy tak słodziła. Wsypała pełne cztery łyżeczki i zamieszała. Jej martwe usta dotknęły szklanki, pusta słodycz w pustce jej brzucha.
Czas wyprowadzić na pole krowy... wstała.
16 maja 2018
oceny: bezbłędne / znakomite
Serdecznie :)))
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Ot, co: WIELKA PROZA