Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-10-07 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1302 |
Come and see me and maybe you`ll die
But I can keep you in artwork, the fluid kind
Interpol The Rover
I. Ewoteizm
- Zhamknijcie shię! - charczę bezgłośnie do tamtych za szybą. A one swoje: szczebioczą, ćwierkają. Ujadają.
Nakrywam kołdrą spieczoną głowę. Gdybym czuł się choćby ociupinkę lepiej, wstałbym, by choć przymknąć okno. Albo, doprowadzony do ostateczności, poszedł do drewutni po pięciokilowy młot, by rąbnąć się nim w baniak, aby odcięło mi zasilanie. Z własnej woli stracić przytomność.
W obecnym stanie mogę jedynie leżeć i wysłuchiwać treli-moreli, powrzaskiwań obdzieranych z pierza, walczących o samice zalotników.
Siedzą na gałęziach świerku i albo drą dzioby jeden na drugiego, odstraszają rywali, albo cierpko-słodkimi głosikami starają się wabić ichnie dziewczyny.
Przeklęci napaleńcy, testosteronowi terroryści, którym tylko jedno w ptasich móżdżkach. Orgiastyczni, upierdliwi swingersi...
Żółty, gorący trójkąt pełznie po gumoleum w stronę wersalki. Niedługo przypali mi stopy. Jest zbyt późno, by się wylegiwać, chyba dobiega południe. Powinienem przestać być rozgniatany przez kołdrę, skończyć z wrastaniem w wyro.
Zaraz pewnie przyjdzie Judasz, otworzy łapkami skrzypiące drzwi, chwilę poostrzy pazurki o bok fotela, po czym niespiesznie przyczłapie, wskoczy na kołdrę i zacznie ją miesić łapami, odprawiać szamańskie modły-tany, jakby chciał przepędzić, wydeptać ze mnie kaca, zmusić do wstania. Micha i salaterka, do której wlewam mleko same się przecież nie napełnią.
No już, jeśli nie wykurzyły cię, nierobie, wrzaski szpaków, kawek i strusi karłowatych, czy kto tam się wydziera, to ja to zrobię; będę tak długo chodzić, człapać, tupać ci po torsie, nogach, brzuchu, włazić na twarz, aż w końcu dopnę swego: podniesiesz zezwłok. Po czterech dniach. Łazarz, za sprawą kocich czarów powróci do świata istot w miarę żywych.
oceny: bezbłędne / znakomite