Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-01-03 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1110 |
Z
asypanymi śniegiem ulicami miasta, powoli, ostatnimi siłami silnika, poruszała się zielona Skoda. Rzęziła niemiłosiernie brnąc po ślizgiej jak czort, ulicy. W środku, niosącego postrach zimowej zamieci auta, siedziała kupa złości i kłębek nerwów, zwane przez przyjaciół Helenką. Helenką stukniętą, pstrokatą, Helenką szaloną, przyjemną jak ból zęba o północy. Tak właśnie prezentowała się kobieta płci przeciwnej, która w zawrotnym tempie, 15 kilometrów na godzinę, przemierzała swoją maszyną zagłady, ulice stolicy.- Kto wymyślił by telepać się 100 km wśród zamieci i tysięcy samochodów, tylko po to, żeby podzielić się z kimś kawałkiem białej tektury?!! – złorzeczyła, wkurzona jak Chopin po koncercie, Helenka.
Nie żeby Helenka nie lubiła świąt. Skądże. Ona po prostu ich nie trawiła. Nie znosiła. Niestety, obiecała babci, że przyjedzie. W końcu raz do roku, wypadałoby odwiedzić rodzinne strony. Nagle, ze strony tyłu samochodu, dobiegł ją niepokojący metalowy brzdęk. Zrozumiawszy, co zaszło, Helenka w mig skręciła na najbliższą zatoczkę autobusową, a za nią powoli toczył się samochód marki Passerati. Wszystko było by pięknie, wręcz cudownie, gdyby nie spotkanie trzeciego stopnia z zadnią częścią jej ukochanego samochodu.
- Coś Pan najlepszego zrobił?! – krzyczała rozwścieczona na amen Helenka
- Nie widziołem Panią, przysięgom – odpowiedział brodaty, wyglądający trochę jak wielka śniegowa kula, mężczyzna. Od razu, przed oczami Helenki stanęły memy z odległych czeluści internetu, o typowym polaku z Passatem na podorędziu.
- Nie fanzol mi tu Pan! Stoimy w gigantycznym korku, samochód przy samochodzie i Pan mówisz, żeś nie widzioł?!…znaczy widział?- poprawiła się szybko. Gniew, frustracja i zimno tego wieczoru, powoli sprawiały, że Helenka zamieniała się w krwiożerczą, żadną ofiar, bestię z piekła rodem. A w zasadzie, z Mokotowa rodem, z bloczyska, w którym na co dzień mieszkała. Bloczysko, jak to bloczyska stolicowe, budowane jeszcze za czasów świetności PRL-u, było szare, brzydkie jak noc listopadowa i ciasne. Tak ciasne, że cała powierzchnia wynosiła niespełna 35 m kwadratowych. I Helenka nie byłaby tak rozłoszczona, gdyby nie fakt, że za mieszkanie, za tą
klitkę klaustrofobiczną, płaciła słone pieniądze, ciężko zarobione w restauracji, gdzie pracowała po zajęciach na uczelni. Do tego jeszcze, Pan Eugeniusz, który wynajmował jej to mieszkanie, stwierdził, że jednak miło by było je odzyskać. I takim to sposobem, jednego dnia na głowę Helenki spadły aż dwa nieszczęścia. Nie miała, gdzie mieszkać, musiała wrócić do domu i prosić o pomoc. Ujma na honorze, czy też horrorze Helenki, denerwowała ją tak bardzo, że zanikły jej wszelkie objawy człowieczeństwa.
- Pani kochaniutka, nic się ni stało. O.. – wskazał palcem na tylni zderzak zielonej Skody. I faktycznie, pomimo głośnego zderzenia i dość silnego poczucia beznadziei tejże sytuacji, na blasze samochodu nie było nawet jednej małej ryski. Helenka stała w nie małym szoku i z rozdziawioną niemądrze buzią, patrzyła na faceta w kształcie kuli śnieżnej.
- Cud się nam zrobił! – powiedział z uśmiechem – to co? Szufla na zgodę? – to mówiąc wystawił przed siebie, potężną dłoń w rękawicy.
- Zgoda… - odparła dalej w szoku Helenka - Do widzenia – odrzekła wsiadając do samochodu. Odpaliła silnik i ruszyła w dalszą drogę, rozwijając niedorzeczną wręcz prędkość 20 kilometrów na godzinę. Oby do autostrady i bitwa wygrana!
***
Huknęło, błysnęło i już go nie było. Można by powiedzieć, że historia na kształt „zabili go i uciekł”. Jednak wtedy miałby prawo wyboru własnego życia, a tak? Tak musiał udowodnić, że na nie zasługuje. Że zasługuje, żeby już na zawsze tam zostać.
- Gdyby nie ta klepa, Gabriel, nic by się nie wydało – z ponurą miną podniósł się z zimnego i ośnieżonego chodnika. Było zimno. Czuł to zimno. Naraz stanęły mu jak żywe, obrazy z młodości, kiedy jeszcze stąpał dziarsko po tym łez padole. Sięgnął do kieszeni, którą jakimś cudem nagle posiadał, i wyjął z niej mały liścik. Na tej małej karteczce, widniała podobizna młodej dziewczyny z dopiskiem : „Uwierzy w Boże Narodzenie”. Zaczął się zastanawiać, czy serio istnieje ktoś, kto nie wierzy w Boże Narodzenie? Nie mieściło mu się to w jego dość małej, acz solidnie wykształconej głowie. Nurtujące i uciążliwe jak muł o poranku, pytanie nasuwało się coraz szybciej. Gdzie ma znaleźć tę dziewczynę? A najważniejsze, jak?
Otrzepał się z reszty upartego śniegu, który najwidoczniej był bardzo spragniony czyjegoś towarzystwa, bo miał go, dosłownie i w przenośni,
wszędzie. Nawet w skrzyd… A gdzie się podziały białe, nomen omen, jak śnieg skrzydła? Nerwowo zaczął się macać po obolałych ramionach.
- Gabriel! Co do jasnego alleluja, zrobiłeś? – zakrzyknął z oburzeniem w stronę nieboskłonu.
Nagle jednak, za plecami usłyszał próbę hamowania awaryjnego, jakiegoś nierozgarniętego kierowcy. Cóż, w sumie, nie należało się dziwić tejże sytuacji. Drogowców znowu zaskoczyła zima, przychodząc w połowie grudnia i drogi były, delikatnie rzecz ujmując, nie przejezdne. Bo kto spodziewałby się zimy 22 grudnia….
Z zielonego samochodu, który przed sekundą kręcił bączki na lodzie, wysiadła młoda kobieta i z całej siły, mocnym, altowym głosem, zaklęła jak szewc:
- No żesz kurwa mać!
To ona. Jak nic to ona. Uśmiechnął się w myśli i podążył w stronę swojej ofiary.
---
Witam
Od jakiegoś czasu piszę do `szuflady`. Chciałam się podzielić z kimś moją radosną twórczością. Jest to moja pierwsza `powazna` opowieśc. Proszę o opinie i rady :) Z góry dziękuję.
oceny: bezbłędne / znakomite
Prosimy o więcej
Pracowałam przez kilkanaście lat w bibliotece, więc wiem to z codziennej praktyki
oceny: do przyjęcia / bardzo dobre
Natomiast o wiele gorzej jest z poprawnością językową i dziwię się, ze inni komentatorzy na to nie zwrócili uwagi. Nie sadzę, by nie dostrzegli wielu błędów. To przecież nie pomaga autorowi, a jedynie niesłusznie utwierdza go w przekonaniu, ze wszystko jest super, a przecież nie jest. Piszemy: byłoby, a nie "było by"; skoda, a nie "Skoda"; Polaku, a nie "polaku"; passat, a nie "Passat"; pan Eugeniusz, a nie "Pan Eugeniusz"; tę klitkę, a nie "tą klitkę"; nieprzejezdne, a nie "nie przejezdne". Nie ma znaków .. oraz ....
Brakuje przecinków przed: brnąc, by telepać, wystawił przed siebie, udając.
Zbędne przecinki przed: ulicy, ulice stolicy, tylko po to, wypadałoby, przed oczami, o typowym, Pan Eugeniusz, gdzie mieszkać, patrzyła, potężną obrazy, i wyjął, widziała, zrobiłeś, za plecami, jakiegoś, nie należało (razem 16 zbędnych przecinków).
Z powodu wskazanych błędów ocena za poprawność ęzykową nie może być wysoka.