Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-06-25 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1382 |
I w rzeczy samej wyniosła się, trzasnąwszy drzwiami i zostawiając Krwiopijcę samego.
Judaszek całkiem był zbity z pantałyku. Sam zaczął sobie nalewać herbaty, lecz tak drżały mu ręce, że aż musiał się odwołać do pomocy lokaja.
- Nie, tak być nie może! trzebaż to jakoś załatwić... obmyśleć! - szeptał, w zdenerwowaniu tam i z powrotem chodząc po jadalni.
Jednak ani *załatwić*, ni też *obmyśleć* - nie był w stanie zrobić niczego. Myśl jego, nigdzie nie napotykając żadnej bariery, tak nawykła do przeskoków z jednego fantastycznego przedmiotu na drugi, że najprostszy fakt, wzięty z codzienności, zastawał go kompletnie nie przygotowanym. Ledwo tylko zaczynał *obmyślać*, już cała kupa bzdur obstępowała go zewsząd i zamykała przed nim każdą wolną jaśniejszą przestrzeń realnego życia. Ogarnęło go wszechwładne lenistwo, jakaś ogólna umysłowa i moralna anemia. Tak go mamiło precz jak najdalej od codziennej szarej prozy na miękkie łoże złudzeń i omamów, jakie dowolnie mógł sobie tasować, jedne całkiem opuszczać, inne wysuwać naprzód, słowem robić z nimi, co się żywnie podoba.
I znowu cały dzień spędził w zupełnym osamotnieniu, bo Jewpraksiejuszka tym razem już się nie pojawiła ani na obiad, ani na wieczorną herbatę, a poszła na wieś do popa w gości i wróciła późnym wieczorem. Nawet nie mógł niczym się zająć, ponieważ i same głupstwa również na jakiś czas go opuściły. Jedna tylko uparta myśl bez wyjścia jątrzyła: trzeba to jakoś załatwić! trzeba koniecznie! Ni niepotrzebnych nikomu wyliczeń przeprowadzać, ni z modlitwą na ustach klęczeć - nic nie mógł robić. Czuł, że czai się przed nim jakaś zła niemoc, której póki co nie potrafił jeszcze określić. Nie raz i nie dwa zatrzymywał się przed oknem, chcąc rozkołysaną myśl do czegoś przykuć, czymś innym głowę zająć, i wciąż na próżno.
Na dworze rozpoczynała się już wiosna, lecz drzewa stały nagie, nawet świeżej trawy jeszcze nie było. W oddali widniały czarne pola, miejscami pstre od białych łat śniegu, wciąż jeszcze trzymającego się w dolinkach i koleinach. Droga czerniała od błota i lśniła lustrami kałuż. Wszystko to jednak widział jak przez jakieś sito. Wokół mokrych czworaków dla służby panowało całkowite bezludzie, chociaż wszystkie wierzeje były rozwarte na oścież. W domu również nie można było dowołać się żywej duszy, mimo że do uszu dolatywały jakieś dźwięki jakby rozmów i trzaskania drzwiami.
Jak dobrze byłoby mieć teraz czapkę-niewidkę i podsłuchać, co też to chamskie nasienie o nim gada! Czy dociera do tych podleców jego łaskawość, a może za jego dobroć i serce kubły pomyj na niego wylewają? Toż takim, choćbyś im od rana do nocy pchał w ich nienasyconą gardziel, wciąż wszystkiego im mało, wciąż jak ta po gęsi woda! Dawno to, jak nową kadź ogórków rozpoczęli? już tylko dno... Ledwo jednak zaczynał skupiać się na tej myśli, tylko co wyliczać, ileż to mogło być tych ogórków w takiej kadzi i ile sztuk wypadałoby przy najszerszej tolerancji na średnią głowę, jak znów przebłysnął promyk twardej rzeczywistości i za jednym zamachem do góry dnem wywrócił całe te jego rachunki.
*Widzicie ją! nawet nie spytała - zadarła kiecę i poleciała!* - myślał, gdy oczy błądziły w przestrzeni, siląc się rozróżnić w oddali dom popa, gdzie wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi w tej samej chwili wylewała swe gorzkie żale Jewpraksiejuszka.
Tymczasem lokaj podał obiad; Porfiry Władimirycz sam siedzi przy wielkim stole i od niechcenia łyka cienką zupkę (nie cierpiał takich zup, ale *ona* specjalnie właśnie taką na dzisiaj kazała ugotować).
*I batiuszka pewno śmiertelnie znudzony, że mu się wprosiła! - myśli sobie Pijawka. - Toż to dodatkowy talerz! I kapuśniaku dać, kaszy... a dla takiego gościa to nawet i coś pieczystego...*
Znów zaczyna igrać wyobraźnia, i znowu stopniowo traci rozeznanie, sen to czy jawa. Ileż to będzie tych darmowych łyżek kapuśniaku? ile kaszy? i co też gadają pop z popadią o niezwykłej wizycie Jewpraksiejuszki? jakże ją z błotem mieszają za jej plecami... Wszystko to, i te potrawy, i wypowiedzi, jak żywe miotają się przed jego oczyma.