Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. VI Na wymarciu/4
Tekst 202 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-06-24
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1344

Bezszelestnie zakradając się, polazł w ciemnościach korytarzem i, podszedłszy do pokoju Jewpraksiejuszki, przyłożył ucho do drzwi. Była tam sama, i słyszał, jak, ziewając, mówi głośno: *Panie Boże! Zbawicielu miłosierny! ... Mateczko konających!* i drapie się po brzuchu. Porfiry Władimirycz spróbował nacisnąć klamkę, lecz drzwi były zaparte na zasuwę.


- Jewpraksiejuszko! jesteś tam? - zawołał cicho.

- Jestem, tylko nie dla was! - odgryzła się tak gburowato, że nie pozostawało mu nic innego, jak wrócić w milczeniu do gabinetu.


Niestety, następnego dnia miała miejsce kolejna scena. Jewpraksiejuszka jakby specjalnie wybierała na to akurat porę herbaty. Chyba szóstym zmysłem wiedziona, czuła, że naruszony już od rana porządek dnia przyczyni zamętu i bólu aż do samej nocy.


- Jakże bym teraz z miłą chęcią popatrzyła, choć jednym oczkiem się nacieszyła, jak niektórzy sobie żyją! - tym razem zagaiła jakoś zagadkowo.


Porfirego Władimirycza aż zmrowiło. *Zaczyna się!* - pomyślał, ale zmilczał i czekał, co dalej.


- Naprawdę! z miłym i młodzieńkim! Pod rączkę sobie po pokojach chodzą i napatrzeć na siebie nie mogą! Ni on jej złego słowa nie powie, ni ona jemu. *Kochanie ty moje* i *cukiereczku mój* - ot, i cała ichnia rozmowa! Miło! szlachetnie!


Ten rodzaj materii był dla Judaszka szczególnie nienawistny. Chociaż dopuszczał konkubinat w granicach surowej konieczności, uważał jednak, że miłosne igraszki to kuszenie samego szatana. Wszakże i tym razem uszy położył po sobie, tym bardziej, że chciał wypić herbatę, która już od paru chwil zaparzała się w imbryczku na samowarze, a Jewpraksiejuszka ani myślała ją nalewać.


- Pewnie! w naszych dziewkach wiele jest głupich, - prowokacyjnie kołysząc się na krześle i stukając dłonią o stół, odrzekła Jewpraksiejuszka, - niektóra to tak się zaplącze, że i za perkalową suknię gotowa na wszystko, a druga i bez niczego, tak po prostu, siebie zagubi!... Kwasku, powie jej taki, ogórków jedz-pij, ile dusza zapragnie! Znaleźli, czym taką skusić!

- To czyżby z powodu jednej tylko interesowności... - zaryzykował nieśmiałą uwagę Porfiry Władimirycz, śledząc czajniczek, z którego zaczynała buchać para.

- A kto mówi, że tylko z powodu interesowności? czy to i ja interesantka? - raptem żachnęła się Jewpraksiejuszka. - Kęsa już widać wam żal! tego kęska wymawiacie?

- Nie wymawiam, a tak tylko mówię: nie z przyczyny samej interesowności ludzie...

- To-to! *tak tylko mówię!* Wy sobie mówicie, ale i oczy zamydlacie! widzicie go! ja to służę z wyrachowania! a pozwólcie zapytać, jakież to ja u was wygody i korzyści żem tutaj znalazła? Prócz tego kwasku i ogórków...

- No, przecież nie tylko ten kwasek i ogórki... - nie ścierpiał i uniósł się z kolei Pijawka.

- I co? powiedzcie! powiedzcie, co jeszcze?

- A kto do Nikoły co miesiąc cztery worki mąki posyła?

- Też mi cztery worki! może co jeszcze?

- Kasza, masło... słowem, wszystko...

- No, kasza, masło... już wam i tego żal moim rodzicom! Ach, wy!

- Ja nie mówię, że żal, tylko że ty...

- To już ja teraz winna! Bez wypominania kęsa zjeść nie dadzą, ale to ja wszystkiemu winna!


Jewpraksiejuszka nie wytrzymała i zalała się łzami. A herbata tymczasem nadal kipiała w imbryczku, aż Judaszek spłoszył się nie na żarty. Więc jednak przemógł się, ostrożnie do niej przysiadł i poklepał ją po plecach.


- No, już dobrze, dobrze, nalewaj herbaty... coś się tak rozmazała.


Lecz Jewpraksiejuszka jeszcze ze dwa-trzy razy chlipnęła, usta naburmuszyła i mętne oczy wparła w przestrzeń.


- Tylko co żeś gadała o młodzieńkich, - ciągnął dalej, starając się głosowi nadać ton pieszczotliwy, - no, cóż, przecie i ja tego... też nie dziadek chyba!

- Też mi znaleźli! odczepcie się!

- Ci mówię! Toż ja... czy ty wiesz... jakem służył w departamencie, sam dyrektor córkę swoją chciał za mnie wydawać!

- A jużci! Starą pannę pewnie... koślawą, garbatą!

- Wcale nie, panna jak się patrzy... a jak ona *Nie szyjcie mi, matulu* śpiewała! jak śpiewała, jak śpiewała!

- Może i śpiewała, ale grajek kiepski!

- Nie, ja zdaje się...


Porfiry Władimirycz w głowę zachodził. Skłonny był nawet płaszczyć się, pokazać, że i on również mógłby przejść się pod rączkę. Z tą nadzieją zaczął jakoś tak beznadziejnie głupio kołysać całym sobą, i aż go podkusiło objąć Jewpraksiejuszkę za kibić, ta jednak grubiańsko odtrąciła jego wyciągnięte ręce i ze złością krzyknęła:


- Mówię po dobroci: odejdź ode mnie, piekielniku jeden! a nie to wrzątkiem oparzę! I waszej herbaty nie potrzebuję! Widzicie go, co wymyślili - kąska zaczęli wymawiać! Wyniosę się stąd! jak bóg miły, wyniosę!

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dzęki tłumaczce za kolejny fragment historii.
© 2010-2016 by Creative Media
×