Przejdź do komentarzyWiśniowe Drzewko
Tekst 65 z 255 ze zbioru: Różne teksty
Autor
Gatunekbajka
Formaproza
Data dodania2019-08-07
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1487

~~~//~~~

Ośmioletnia dziewczynka ubrana w czerwoną sukienkę w białe groszki, siedzi jakby smutna pod wiśniowym drzewem. Codziennie tu przychodzi, jak tylko ma czas. Bo czasami zapomni. A to szkoła, a to zabawy w głowie. Takie po prostu zwyczajne. Rodzice przestali się temu dziwić, że prawie codziennie, ich córka idzie do sadu, rozkłada kocyk i siada.

Teraz właśnie, nie wiadomo już który raz, wpatruje się w drzewo wyczekująco. Pełno na nim różowego kwiecia. Wygląda tak, jakby ktoś konary kwiatkowym lukrem posypał. Słońce snuje swoje ciepłe promienie, między listkami a delikatnymi początkami wiśni.

Zuzia ma na głowie wianek z płatków róży. Musi często robić nowy, czasami kalecząc swoje drobne dłonie. Nie przejmuje się tym. Tak naprawdę martwi ją tylko jedno.

Drzewo kryje w sobie pewna przykrą tajemnicę. Jeszcze nigdy nie wydało owoców. A ona ma na nie taki wielki apetyt. Nie wie dokładnie: dlaczego. Wie natomiast, że musi tu często przychodzić... i czekać. Może się pojawią. Zobaczy je wreszcie, by chociaż kilka zerwać i sobie zjeść.

Zuzia ma jeszcze inny kłopot. Jest wyśmiewana przez inne dzieci. A szczególnie przez jednego chłopca, któremu na imię: Staś.


–– Ty znowu tu? Tylko uważaj, żeby ciebie wiśnia nie zaatakowała. Może cię pożreć

–– Głupoty gadasz. Nie przeszkadzaj mi. Idź sobie!

–– Tak... czekaj sobie... aż ci figa z makiem wyrośnie. Przecież wiesz, że to drzewo jest głupie.

–– Drzewo nie może być: głupie. Głupi jesteś ty.

–– Skoro jesteś tak mądra, to przychodź codziennie. Żebyś nie przegapiła... wyskakiwania wiśni. Rozbiegną się i co? Już ich nie znajdziesz.

–– Znajdę. Nie martw się. Jestem cierpliwa.

–– Ooo... cierpliwa. Ciekawe, na ile ci jej wystarczy?

–– Nie twój interes! Daj mi spokój! Głupiś tylko!


*

Dzisiaj dziewczynka się dowiaduje, że Stasiu ciężko zachorował. Wiele dzieci, ma go jutro odwiedzić w szpitalu. Ale Zuzia nie ma zamiaru tak długo czekać. Postanawia iść do niego dzisiaj. Wiadomo, ma trudny, czasami nie do wytrzymania charakter, ale cóż... to zawsze kolega. A kolegę należy odwiedzić. Nawet takiego uciążliwego. Szczególnie w takiej sytuacji.


Stoi przy jego łóżku. Słyszy ciche słowa pełne zdziwienia:


–– Nie wierzę! To ty? Ta, której najbardziej dokuczałem, przyszła mnie odwiedzić jako pierwsza. Czy ty się dobrze czujesz?

–– Powiedz lepiej, jak ty się czujesz?

–– Z tego co podsłuchałem, już chyba za długo nie pożyję. Przestanę cię denerwować.

–– Co ty gadasz za głupoty. Mam cię walnąć za to... oj przepraszam. Chorych się nie biję.

–– Wiesz co...

–– Co?

–– Mam apetyt na wiśnie. Choćby kilka. Właśnie z tego drzewa. Załatwisz mi to. Znasz to drzewo tak dobrze. No co? Chociaż spróbujesz załatwić?

–– Nie mogę niczego obiecać.

–– Wiem. Poczekam, ile będę mógł.


Staś leży w szpitalu, a Zuzia chodzi do sadu. Teraz codziennie. Zaczyna nawet przemawiać do drzewa, trochę wnerwiona:


–– Posłuchaj Drzewo. Co ty sobie w ogóle myślisz? Jak długo mam jeszcze czekać? Wiśni mi daj! Ale już! Przepraszam... chociaż trochę. Dla chorego kolegi potrzebuję. Szczerze mówiąc, jest mi przykro, że nie dla siebie, ale w tej chwili on jest ważniejszy. Przychodzę i przychodzę... i co? I nic! Czy ty nie masz litości w gałęziach. Jestem małą dziewczynką, ale już wiele kłopotów życiowych za uszami. A teraz jeszcze to! Nie chcę dla siebie, tylko dla niego. Proszę! Bądź drzewo człowiekiem! Nie machaj gałązką, że nie możesz, bo wiem... że możesz i już!


Tego pamiętnego dnia, jak zwykle przychodzi w dobrze jej znane miejsce. W pierwszej chwili nic nie zauważa. Aż nagle oczom nie wierzy. Na gałązce i to jeszcze blisko ziemi, wisi kilkanaście wisienek. Dużych, ładnych i zdrowych. Dziewczynka stoi jak oniemiała, a jej serduszko bardzo się raduje. Dziękuje pospiesznie Drzewu, zrywa owoce i biegnie co tchu w płucach do szpitala. Wyobraża sobie, jak go ucieszy ten prezent.


–– Może nawet jedną mnie poczęstuje. Ojej! Nie musi. Nie powinnam tak myśleć.


Niestety. Po przybyciu na miejsce dowiaduje się, że Staś przed chwilą umarł. Znowu stoi jak oniemiała, nie mogąc powstrzymać łez. Czyżby wszystko na próżno? A może za wolno biegłam? Lub za długo zrywałam?


Kolejny raz zobaczyła go w czasie pogrzebu.


Zuzia, kładąc owoce na jego zimne ręce, szeptała cicho:

–– Weź je na drogę. Chociaż tak sobie myślę, że może już jesteś w innym świecie. Lepszym. Chyba nie byłeś zły, tylko... a tak w ogóle, trochę będę tęskniła za tym twoim dokuczaniem... głupku.


W czasie pogrzebu i trochę po, drzewo zakryły piękne owoce. Po raz pierwszy w swoim drzewnym życiu obrodziło i to od razu wielką ilością. Tak już było przez wiele długich lat. Nawet ptaki omijały je z daleka, jak by wzbudzało szacunek.

A owoce właśnie z Tej gałązki, miały najlepszy smak. Wiele dzieci się o tym przekonało.


~~~//~~~


Tylko Zuzia, po wielu latach, nie wytrzymała i wrzasnęła w kierunku Wiśniowego Drzewka:


–– Czy on naprawdę musiał umrzeć, żebyś ty mogło zaowocować!!

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Coś bym w tym tekście stylistycznie pozmieniała, ponieważ proza jest naprawdę bardzo wymagająca :)
avatar
Głębokie humanistyczne przesłanie, piękna, bardzo oszczędna w wyrazie forma, znakomita, gotowa do edycji proza
© 2010-2016 by Creative Media
×