Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-10-04 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1381 |
–– Dzień dobry. Czy to pan jest tym słynnym psychiatrą, który chce mnie wyleczyć?
–– Można tak powiedzieć.
–– Czy ja wyglądam na wariata?
–– Jak najbardziej.
–– Wielkie dzięki. Już się bałem, że przyszedłem na próżno. Do twarzy mi z tym? Jak pan sądzi?
–– To mi płacą za zadawanie pytań. Proszę…
–– Ależ ja pytam za darmo. Zresztą nieważne. Spojrzę w lustro i będę wiedział.
–– … się zrelaksować. Jak tak dalej pójdzie, to nie dostanę ani grosza.
–– Nie wolno Ani okradać. Oj oj, to nie ładnie.
–– Co?… proszę mi powiedzieć, czy pan aby nie udaje wariata?
–– Ależ skąd. Taki się urodziłem i tak mi dobrze. Zna pan piosenkę zespołu Perfekt… no wie pan: „Chcemy być sobą, chcemy być sobą jeszcze’’ Ja też chce być sobą.
–– Jeszcze? A może czas na to, żeby przestać być sobą. Wyleczyć się.
–– Po co tu zjeżdżalnia. To chyba nie jest plac zabaw.
–– No właśnie. Proszę z niej zjechać
–– Ale jej koniec jest przy ścianie. Walnę się w łeb i jeszcze bardziej zgłupieję w określonym temacie.
–– Przeszkadza to panu?
–– Ależ nie. Cieszy.
–– Tak myślałem. Proszę mi powiedzieć: lubi pan żółty kolor?
–– Tylko głupiec nie lubi.
–– Podobno ostatnio zmuszał pan staruszkę, żeby przeprowadziła pana przez jezdnię. Czy to prawda?
–– Nie chciałem, żeby mnie ugryzła.
–– Staruszka?
–– Zebra. Leżała na jezdni i za mną krwiożerczo tęskniła. Nawet się nie ruszała. Cwana bestia. Udawała zdechłą. Samochody po niej jeździły a ona miała to gdzieś. Cierpliwie czekała na sposobność…
–– A staruszka co na to?
–– Przecież głośno i wyraźnie nie wiem co odpowiedzieć. Nie pytałem jej.
–– Kogo?
–– Staruszki przebranej za zebrę. Wyrywała się z moich objęć. Też się bała atakującej... tej drugiej, prawdziwej. I taki miałem z niej pożytek.
–– Lubi pan śpiewać?
–– Czy lubię śpiewać?
–– Proszę nie powtarzać jak papuga.
–– Nie jestem papugą. Gdybym nią był, to bym siedział na drążku.
–– No tak.
–– A pan doktor ma drążek? Gdybym na nim usiadł, to bym się stał papugą. Wreszcie mógłbym pofruwać. Nawet zjeżdżalnie, bym widział z lotu ptaka. No to jak tam, z tym pana drążkiem.?
–– Nie mam żadnego drążka.
–– A ja mam. Ale jest schowany.
–– Niech pan nie gada głupot!
–– Po to tu jestem. Ja mogę. Pan nie.
–– Proszę się położyć i o niczym nie myśleć.
–– Ojejku! To łatwe! Równiacha z pana.
–– Ja tu jestem od wyciągania wniosków. Rozumie pan?
–– Jestem wariat. Takie pytanie jest nie na miejscu.
–– Chciałbym pan zahipnotyzować. Może zdołam panu wmówić, że jest pan normalny..
–– O zgrozo! Tyle razy: pan. Nie, nie, tylko nie to. Nie poznam siebie w lustrze…
–– ...a jak pan w to uwierzy…
–– Wykluczone. To wystaje ponad moje siły.
–– Co panu znowu wystaje?
–– Drążek.
–– Nie widzę żadnego drążka. Wariat pan czy co?
–– Pan się zapomina. To drążek psychiczny. Ugniotłem go z moich myśli.
–– Pan myśli, że myśli? A to nowina.
–– A pan nie myśli?
–– Ustalmy jedno. W świetle prawa, mnie jest przypisana mądrość a panu głupota. Czy to jasne.
–– Lubię czasami wydoić żubra.
–– Aha…... rozumiem. Mam pytanie: po co są okna?
–– Żeby zaoszczędzić na cegłach.
–– No no! Nawet pan rozumuje logicznie.
–– Tylko jak się zapomnę. Przez pomyłkę.
–– A nie mógłby się pan mylić częściej?
–– Ale mi tak dobrze, jak jest.
–– Co pan widzi na tym obrazku?
–– Kurz.
–– A pod kurzem?
–– Siebie widzę, bo za czorta nie wiem, co przedstawia.
–– To mój portret. Sam namalowałem.
–– O...
–– Pan udaje czubka, tak?
–– Zleciałem z choinki. Ale się nie potłukłem. Dobrze mnie wydmuchano.
–– Rozum też panu wydmuchano?
–– A panu?
–– To ja zadaje pytania.
–– Ja też mogę. Bo ja tu wszystko mogę.
–– Dlaczego pan się ciągle wierci na tym krześle?
–– A pan by chciał, żebym na innym. Mogę się przesiąść. Spacer dobrze mi zrobi.
–– Słyszałem, że lubi pan chodzić tyłem. To prawda?
–– Ale mam lusterko wsteczne z błyszczącego papieraka. Cwany byłem. Ukradłem czekoladzie. Nie była zadowolona, kiedy ją rozbierałem.
–– To nie ładnie kraść odzienia czekoladzie.
–– Normale też kradną. To co dopiero ja. Chyba się pan nie dziwi.
–– No nie! Jakbym śmiał. Ale stanowczo potępiam takie aspołeczne zachowanie.
–– Panu łatwo mówić, bo pan może sobie zapracować na czekoladę.
–– Jak panu minie, to też pan sobie zapracuje.
–– Ile pan dostanie czekolad za gadanie ze mną?
–– Nie lubię czekolady.
–– To nie musi się martwić, że ukradnie jej pan srebrny szeleszczący płaszczyk.
–– O! Zgroza poetycka? Ja nie kradnę.
–– A mnie? Mój cenny czas. Wyobrażasz sobie człowieku, co ja mógłbym zrobić…
–– Nie jestem aż taki kumaty, żeby znać myśli wariata.
–– Proszę mi nie pochlebiać. To się staje nudne. Zalatuje normalnością.
–– Martwi to pana?
–– A pan nie?
–– Jestem normalnym psychiatrą.
–– A to ci pech. Pan nie wie, co pan traci.
–– Dlaczego uciął pan krowie ogon?
–– Bo chciałem dać chwaścik Puchatkowi… jako sznurek do dzwonka.
–– No naturalnie. Jak mogłem nie pomyśleć. A dlaczego pan gonił bociana po łące?
–– To ja biegałem po łące. Bocian biegał po niebie. Żabę mi ukradł.
–– Wyrwał z rąk? A to ci bestia.
–– Gdy go zobaczyłem, to on miał żabę a ja nie. To co miałem pomyśleć? Ukradł mi i już. Mówiłem, że normale też kradną.
–– Przecież to był bocian, nieprawdaż?
–– Bocian? Królewicz zamieniony w bociana. Berło mu wystawało … nieważne skąd. Dlatego się domyśliłem. Chciał ukraść królewnę zamienioną w żabę. Nie zdążyłem jej odczarować swoją różdżką.
–– To miał pana pecha. Aha… czy jak się pan uderzy w głowę, to widzi pan gwiazdy?
–– Gwiazdy nauki? Takie jak pan?
–– Nie przesadzajmy. Takie normalne.
–– Jak się raz walnąłem w stół, to zobaczył gwiazdy?
–– Stół?
–– Tak.
–– A skąd pan wie?
–– Noga mi powiedziała.
–– Uwierzył pan jej na słowo?
–– Szuflada potwierdziła.
–– Pan normalnie robi ze mnie wariata.
–– A kto jak nie ja ma to robić. Jestem obcykany w tych sprawach. Tylko na mnie może pan liczyć.
–– Pan się kąpie goły, czy w majtkach?
–– W wannie.
–– Proszę normalnie nie odpowiadać w takim miejscu. Zwolnią mnie z pracy. Rozumie pan?
–– Kąpie się w gaciach. Takich ogromnych w kształcie wanny. Ma nawet podłużny kran i dwa kuliste zbiorniki, pod spodem…
–– Mniejsza o szczegóły.
–– Jak panu za mało i boi się pan o swoją pracę, to proszę dać mi drewienko. Wystrugam drugiego. Mojego kolegę. Usiądzie obok mnie.
–– Obok? A może tak na drążku?
–– To musiałbym wystrugać papugę. Nie mam talentu do ptaków.
–– Gdybym panu kazał, to wyskoczy pan z okna?
–– No jasne. Tylko proszę mi dać czapeczkę i sztrykowane grube skarpetki. Babcia mi zawsze powtarzała, że najważniejsze ciepłe nóżki i główka.
–– Proszę pozdrowić mądrą babcię.
–– Nie da rady. Wyskoczyła przez okno. Ale było bardzo wysoko. Możliwe, że jeszcze leci.
–– Ja normalnie zwariuje, przez pana!
–– Będę miał przyjaciela, na trudne dni.
–– Ma pan ciekawe życie.
–– No ba.
–– Ja też tak bym chciał.
–– Co z panem. Widzę łezkę tęsknoty w oku. Tak nagle?
–– Panu to dobrze. Tyle wrażeń. Mnie psychiatrę, nikt nie pożałuję.
–– Mam pana pogłaskać po łebku?
–– Proszę.
–– Co pan widzi na tym obrazku?
–– Ojejku! Siebie!! Ale fajowa plama !!!
ԃҽƙασʂ ԃσɳԃι
oceny: bezbłędne / znakomite
gadał wariat do wariata
od początków świata
a na sali pusty śmiech
śmiać się z głupich grzech
-------------------------
Od tłumacza:
Te podwójne kreski - to /z tzw. puszki/ salwy śmiechu szan. Publiki
Pozdrawiam:)