Autor | |
Gatunek | romans |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-11-16 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1111 |
Od samego rana Emily miała mnóstwo roboty: przewożenie rzeczy, ostateczne przestawianie mebli, a potem, chociaż pobieżne, szybkie rozpakowywanie się. Była wdzięczna rodzicom, że kupili jej tę kawalerkę. Wiedziała, że oszczędzali na nia praktycznie od jej urodzenia, bo ani tata- jako pastor i katecheta, ani mama- polonistka i pedagog szkolny, nie zarabiali wiele. Dlatego postanowiła, że na opłaty itd. w nowym mieszkaniu zarobi sama. Choć rodzice sprzeciwiali się jej pójściu do pracy w obawie o to, że zaniedba naukę, przekonała ich, aby jej zaufali i pozwolili na ten pierwszy, dorosły krok.
Cieszyła się, że się zgodzili na jej samodzielne mieszkanie, ale była też pełna obaw czy sobie poradzi i jak zniesie takie samotne chwile. Nie wyprowadzała się co prawda na koniec świata, od domu rodziców dzieliło ją 60 km, a jednak czuła, że w wielu sytuacjach będzie sobie musiała poradzić sama, począwszy od znalezienia pracy. Na szczęście zajęć na I roku nie było tak wiele, więc bez problemu będzie mogła pracować na pół etatu.
Tym jednak zacznie się zajmować od poniedziałku, bo dziś czeka ją jeszcze ta impreza. Zaczęła zastanawiać się co na nią założy. Nigdy nie zwracała specjalnej uwagi na ubrania, nie znała się na modzie. Włożyła swoją ulubioną spódniczkę i koszulkę na krótki rękaw oraz balerinki. Rzadko się malowała, teraz też tylko lekko zatuszowała rzęsy i pociągnęła usta bezbarwnym błyszczykiem. Włosy zostawiła rozpuszczone, lubiła je takie, z resztą ciężko było je okiełznać.
Równo o godzinie 20:00 pojechały na imprezę. Klub sam w sobie nie był najgorszy, urządzony z gustem, ale na luzie. Miejsca było sporo i do siedzenia i do tańczenia. Dziewczyny szybko zamówiły drinki i zaczęły tańczyć. Emily także zamówiła alkohol, choć bardzo rzadko go piła. Chciała się rozluźnić, z resztą, przyjaciółki miały rację: trzeba poświętować i rozpocząć ten nowy etap w życiu.
W miarę jak impreza zaczęła się rozkręcać, Emily czuła się coraz lepiej. Carla dość szybko zniknęła gdzieś z Tomem, więc ona bawiła się razem z Betty. Nagle poczuła jakby ktoś przyciągał ją wzrokiem. Odwróciła się. Przy barze stał na oko 26 letni facet i przyglądał się jej natarczywie. Jego wzrok przesuwał się po niej powoli, w górę i w dół. Zrobiło się jej nieswojo. Spojrzała w oczy obserwatora i przez moment poczuła się tak, jakby w klubie byli tylko oni. Nieznajomy nie przestawał się w nią wpatrywać. Jego spojrzenie paliło, sprawiało, że Emily było gorąco. Wiedziała, że się czerwieni. Zaschło jej w gardle. Nigdy się tak nie czuła, taka zakłopotana i zniewolona spojrzeniem. Na początku myślała, że nieznajomy patrzy na kogoś innego, ale nie było mowy o pomyłce. To spojrzenie podobało się Emily, ale jednocześnie wzbudzało niepokój. Ona sama również nie mogła oderwać od niego wzroku.
W pewnym momencie zauważyła, że on opuszcza bar i zmierza w ich stronę. Powiedziała Betty, że idzie do toalety i szybko wyszła przed klub odetchnąć. Na szczęście Betty nie zauważyła tej wymiany spojrzeń, zapatrzona na innych facetów obecnych na imprezie. W przeciwnym wypadku nie dałaby Emily spokoju.
Gdy dziewczyna wyszła na zewnątrz, była już tam grupka osób, które paliły papierosy. Nie podeszła do nich, poszła przeciwnym kierunku. Stanęła naprzeciw wielkiego graffiti przedstawiającego Jezusa w towarzystwie apostołów. Na myśl o tym, że taki obrazek zdobi zachodnią ścianę klubu, parsknęła śmiechem.
- Hej słonko, co cię tak śmieszy?- nie zauważyła, że podszedł do niej jeden z kolesi stojących przed pubem.
- Patrzę tylko na te graffiti- odpowiedziała, chociaż chłopak chyba wcale jej nie oczekiwał, bo patrzył się tylko na jej piersi.
- Może chcesz się pośmiać razem ze mną? Na pewno będzie wesoło- chłopak zbliżył się do niej.- Znam sposób na fajną zabawę.
- Nie, dziękuję, ale nie skorzystam. Właściwie muszę już iść. Pewnie koleżanki będą na mnie czekać.
- Nie idź nigdzie złotko. Będzie fajnie- nieznajomy zagrodził jej drogę.
Emily poczuła się zagrożona. Bała się go. Rozglądała się, ale przed pubem nie było już nikogo.
- Słuchaj, daj mi przejść.
- Nie słyszałaś? Mówię ci, że będzie fajnie- chłopak złapał ją za rękę i zaczął do siebie przyciągać.
Emily próbowała się wyrwać.
- Zostaw ją, gnoju- natarczywy chłopak został odepchnięty.
- Jackson, nie szukaj problemów- zaczął się tłumaczyć.- My zaczynamy się tu dobrze bawić z koleżanką.
- To ty nie szukaj problemów. Nie widać, żeby ona była zadowolona.
- Ona jeszcze nie wie jak jest ze mną dobrze.
- Skończ. Idź stąd. Spadaj, zanim obiję ci tę gębę.
- O co się pieklisz? To tylko jakaś głupia dupa. Nawet nie jest ładna….- nie zdążył dokończyć, bo chłopak z baru strzelił mu pięścią w twarz.
- Stary, oszalałeś?- napastnik złapał się za nos, z którego zaczęła lecieć krew.
- Pierdol się gnoju i niech cię tu więcej nie widzę! A jeśli ją jeszcze raz dotkniesz, odezwiesz czy choćby spojrzysz to cię tak urządzę, że własna matka cię nie pozna. Spadaj już, bo ci pomogę.
Napastnik zaczął się oddalać. Emily stała nieruchomo. Przeraziła ją ta sytuacja i nie wiedziała jak się zachować. Chciała już jechać do domu, czuła, że zbiera się jej na łzy. „Wybawiciel” patrzył na nią badawczo.
- Jak się czujesz?- spytał.
- To nie było zbyt mądre. Wiesz, że może pójść na policję? Możesz mieć kłopoty.
- Wiesz, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? – uśmiechnął się chłopak.- Nie martw się, nigdzie nie pójdzie. Nie odważy się. No i miło, że dziękujesz za uratowanie od tego palanta- zaśmiał się.
- Tak, przepraszam. Oczywiście, że dziękuję. Ale nie musiałeś go bić, nie powiedział nic takiego.
- Obraził cię, a na to nie pozwolę!
- Nie on pierwszy, nie ostatni- uśmiechnęła się smutno.- Przepraszam, ale muszę już iść…
- Poczekaj, proszę. Teraz, gdy właśnie zaczynamy rozmawiać, znów uciekasz.
- Nie uciekam, ja tylko…
- Tylko!? W klubie też uciekłaś. Dlaczego? Boisz się mnie?
- Nie.
- Posłuchaj. Nie możesz się mnie bać, nie pozwolę ci na to.
- A kim ty jesteś, żeby mi na coś pozwalać albo czegoś zakazywać? Ta rozmowa zaczyna mi się nie podobać. Naprawdę, muszę już iść.
- Przepraszam, źle się wyraziłem. Cholera. Nie wiem jak to powiedzieć. Chcę, żebyś czuła się bezpieczna, zrobię wszystko, żeby tak było.
- Ja się niczego nie boję.
- Boisz się, widzę to w twoich oczach. Ale ja ci pomogę.
- Ale ja nie potrzebuję twojej pomocy ani w ogóle ciebie, daj mi spokój.
- Czemu jesteś taka uparta?
- A czemu ty jesteś taki uparty? Może ty masz jakiś problem?
- Mam. Ty jesteś moim problemem.
- Ja?! My się nawet nie znamy.
- Łatwo to naprawić. Jestem Jackson- powiedział, a potem chwycił jej dłoń i pocałował, długo przytrzymując na niej usta i patrząc w oczy.
I właśnie w tym momencie się w nim zakochała.