Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2020-01-23 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1311 |
WOŁYŃSKI PREAQUEL
Jeżeli coś się komuś tu nie będzie zgadzać, niech będzie, że to moje konfabulacje.
Zanim ten krąg śmierci zaczął wirować i porywać kolejne ofiary, sprawców zresztą też, zdarzyło się to i owo. Z mojego subiektywnego punktu widzenia miało to znaczenie dla tego festiwalu śmierci i mordu, jaki rozpętał się w 1943.
Zgodnie z zasadą „dziel i rządź”, a także ze względu na braki kadrowe w 1942 Niemcy wymuszają na komendancie policji polskiej w Warszawie sformowanie batalionu ochrony. Płk. Aleksander Reszczyński niechętnie, wbrew sobie formuje taką jednostkę, a okupant wysyła ją na Wołyń. O, jakie to wygodne i ciekawe socjologicznie, gdy na terenach zamieszkałych przez Ukraińców porządku pilnuje polska jednostka – i zamiennie: tam, gdzie mieszkali Polacy, policja i bataliony ochrony składały się z Ukraińców. Niemców musiało rajcować takie podsycanie antagonizmów narodowościowych i ustawianie się w roli superarbitra. Że polski 202 batalion jest źle wspominany? A ukraińskie przez Polaków są wspominane z czułością? Rozkazy wydaje niemiecki okupant, a w przypadku tego rodzaju formacji jak bataliony ochrony dotyczą one głównie ochrony funkcjonariuszy przy ściąganiu kontyngentów i fizyczne egzekwowanie tego rodzaju działań. To także działania antypartyzanckie, które sprowadzały się do otaczania wsi, porwania dobytku, wyłapaniu ludności i udziału w jej selekcji – co od 1942 i wzmożenia działalności przez RSHu oznaczało także rozdzielanie rodzin: wedle jednej z 4 kategorii, zaklasyfikowanie do dwóch z nich oznaczały wywózkę do rzeszy do niewolniczej pracy, zaś dwie pozostałe to dla uczestniczących w tych działaniach funkcjonariuszy dawały dowolność rozciągającą się od fizycznej likwidacji na miejscu po wysłanie do obozu koncentracyjnego. Ci zabici na miejscu w statystykach byli odnotowywani jako zlikwidowani bandyci.
O działalności 202 Schutzmanschaftbatailonu niewiele się pisze. W końcu to jedyna polska formacja podlegająca SS. To nie byli ochotnicy – ja osobiście tak to sobie konstruuję w głowie, że trafiali tam za karę, dyscyplinarnie. Gdy krąg śmierci na Wołyniu ruszył, a przy okazji Niemcy rozpoczęli odwrót, batalion znika, rozpływa się. Ponoć tworzący go funkcjonariusze zasilają polską samoobronę.
W trakcie jednej z narad u generalnego gubernatora jeden z gubernatorów dystryktów zirytowany nieustającą krytyką, bo nie potrafi zapanować nad podległym sobie terytorium w końcu wybucha, że u niego nie jest jeszcze tak źle, bo w dystrykcie Galicja (obejmującym Wołyń) w ogóle już nie wiadomo czy jest źle, bo tam całkowicie zanikła administracja i służby porządkowe. Ukraińska policja poszła do lasu, do UPA, a ci nieliczni Polacy też uciekli do swoich.
Technologię tę stosują także i sowieci, gdy przejmują kontrole na tych terenach. Tworzą z ludności miejscowej „istriebitielne bataliony”. Te polskie pilnują porządku tam, gdzie mieszkają Ukraińcy, i odwrotnie. Jest krwawiąca rana? – no to powiercimy w niej brudnym paluchem. Antagonizmy? – podsycać.
Wszystkie organizacje podziemne rozglądają się wokoło. Gdy jesienią 1942 Niemcy podczas bezprecedensowej akcji germanizacyjnej na terenach Zamojszczyzny też mają braki kadrowe ( brak germańskich osadników mających zastąpić wysiedlanych Polaków) sięgają po Ukraińców i ci się zgadzają. Przyjeżdżają. Zamieszkują.
AK nie wie co zrobić. GL, mimo nacisku na akcyjność, jest słaba. Odpór okupantowi w tzw. Powstaniu Zamojskim dają głównie Bataliony Chłopskie. Osadników, którzy zajmują opróżnione chłopskie zabudowania, partyzanci wyganiają, zabudowania palą. Nie ma grymaszenia, wynocha i już. To nasze, a nie wasze, i możemy z tym zrobić co chcemy.
Niemcy chcieli stworzyć pas osadnictwa bez Polaków. Nie ma dość Niemców? Mogą być Ukraińcy – też przecież Polaków nie lubią. Ukraińcy już, już witali się z gąską, mieli nadzieję na poszerzenie swego osadnictwa na terenach, do których zgłaszali pretensje, a tu dupa. Nie udało się.
A plany były taaakie! Daleko ta Ukraina miała sięgać w głąb Polski obecnej. Rościli sobie prawa do takich terenów, które dziś dopiero zasiedlają tu i tam grupy Ukraińców. Trzeba jednak przyznać komunistom, że odpuścili wcześniej. Stalin nie lubił Chruszczowa i kiedy ten czegoś chciał, to Stalin mówił: nie. W tym samym czasie, niemal miejscu, podobne roszczenia terytorialne formułuje OUN i komunistyczny sekretarz generalny republiki, Nikita Chruszczow. Chłopaki z polskiego PPR –u tylko warunkowo, wyjątkowo dostali zgodę na aktywność we Lwowie. To wszystko miało być ukraińskie, kto by nie wygrał. Tyle, że wariant Chruszczowa miał w pakiecie jeszcze późniejszą rusyfikację. No i dziś tych rosyjskojęzycznych jest wielu, czyli Nikita z kolegami nieźle się wgryźli w Ukrainę. Na pocieszenie Stalin daje Nikicie Krym zamiast przemyskiego i zamojskiego.
14 października 1942 to data utworzenia UPA. Wychodzą duże oddziały do lasu. Wkrótce nadciągają rajdujące sowieckie oddziały partyzanckie. Jeszcze nieliczne, kilkusetosobowe . Robi się ciasno. Więc rozmawiają ze sobą. „Kłym Sawur”, jeden z decydentów UPA na Wołyniu, rozmawia z funkcjonariuszami NKWD na przełomie 1942/43. Oficjalne rozmowy odbyły się w marcu 1943. OUN zażądała opuszczenia Ukrainy przez oddziały radzieckie. Gdy krew już lała się strumieniami, zdarzały się interwencje w obronie polskich wsi dokonywane przez partyzantów sowieckich. – bo nie dało się uciekać aż po własną inicjatywę dowódcy oddziału ( i nadzieję na bogatą aprowizację). Dopiero gdy Wołyń zostanie już przeczesany grzebieniem śmierci naprzód ruszają partyzanckie dywizje Kowpaka i innych, w stronę Karpat. Toczą między sobą ciężkie boje, ale Kowpak zostaje zatrzymany dopiero na terenach, gdzie jeszcze do mordów nie dochodziło, lub dopiero się zaczynały. Tam dopiero UPA miała tyle sił, a przeciwnik tak osłabł.
Wygląda to dla mnie tak, że sowieci poszczuli UPA na Polaków, a potem, jak przyszli, to rozwalili UPA, bo tylko oni się tu ostali znacząco przeciw, choć i Polacy gryźli nieco po tych dobrotliwie wyciągniętych dłoniach. Zainspirowali, by mieć oczyszczone przedpole.
W dobrym tonie dziś u tych, którzy kieszeń mają skierowaną ku Moskwie jest, przy okazji wizyty polskiego oficjela, opaskudzić lansowany przez gospodarzy polski pomnik. Gospodarze się wstydzą, choć pewnie niektórzy o tym wiedzą, a i polska delegacja czuje się nieswojo, jest kwas, a Putin zgina twarz w imitacji uśmiechu.
Nie przepadamy za sobą zanadto. Od moich pobratymców słyszałem wiele złych słów pod adresem Ukraińców. Oni też nie wypowiadają się o nas z czułością. Nie lubimy się. Ale czy aż na tyle, by nie móc się dogadać i przestać być rozgrywanym przeciw sobie? Wiem, z tamtej strony nie ma woli ku temu, by zasklepić tą ranę. Gdyby jednak miała zacząć się zabliźniać, to rosyjska ręka podaje solniczkę.
"Nie lubimy się. Ale czy aż na tyle, by nie móc się dogadać i przestać być rozgrywanym przeciw sobie?"
Nie dogadamy się, bo rządzącym w to graj (i naszym i ich). To oni na tej niecheci budują swoje kariery. Do tego dochodzi jeszcze działanie Koscioła, więc szanse są marne.
A szkoda.
W Stanisławowie ( Iwano Frankow) było getto. Ukraińcy ich wyłapywali i przekazywali Niemcom. Wsie podpalano, a po
skończonej akcji śpiewano:" cośmy chcieli, to zrobili
i Polaczków podpalili".
trzeba iść dalej.
oceny: bezbłędne / znakomite
Może trzeba - jak pragmatyczni Szwajcarzy - ogłosić neutralność, żeby w pokoju (i świętym spokoju) żyć sobie jak ta znana fioletowa krówka, kiedy dookoła świat cały stoi w ogniu
Od lat `60 kombatanci UPA i organizacje żydowskie zaczynają się dogadywać. I dochodzi do kuriozalnej sytuacji, że znajdują się żydowskie organizacje mówiące: jacy mili byli dla nas ci panowie z UPA! Jasna kurwa! - wydawałoby się, że nikt rozsądny nie wymyśliłby takiej bzdury, a jednak. UPA chroniąca Żydów przed Niemcami...
Oby jak najprędzej! Krwawa przeszłość nie może rodzić przyszłości w ogniu, bo wnuki nie są winne temu, co zgotowali sobie nawzajem ich dziadowie