Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-03-04 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1328 |
Przecięli foyer i weszli do maleńkiego pokoiku przy administracji. Tam, bez czapki, w kożuchu z podniesionym kołnierzem i widocznym pod nim futrzanym bez rękawów waciaku, takim samym jak u Witieńki, stał wysoki, chudy człowiek z szopą siwiejących włosów i, pochyliwszy się nad kuchenką elektryczną, pocierał zmarznięte dłonie.
- Widzowie się rozgrzewają podczas owacji, - powiedział, kiedy Witieńka przedstawiał mu Galinę Pietrowną, - a ja tu zamarzam... Też bym poklaskał, ale mi się nie chce, bo i Karandyszew, i Larysa*) oboje zagrali dzisiaj gorzej, niż na poprzednich spektaklach.
Galina gorąco mu zaprzeczyła: przeciwnie, miała wrażenie, że wszyscy aktorzy, cały zespół, wszyscy co do jednego artysty wypadli znakomicie.
- Naprawdę? - dyrektor artystyczny, nadal pocierając ręce nad kuchenką, rzucił na nią okiem. - Czyli wszyscy świetnie grają?.. - roześmiał się, i na jego żywej kpiarskiej twarzy zabiegały wesołe zmarszczki. - Pani ich po prostu żałuje, rozumie, jak im zimno - i dlatego ich pani żal... A jak tam węgiel? Obiecali coś? - zwrócił się do Witieńki.
- Obiecali.
- A to świetnie. Jak ludzie są na scenie, zapominają o mrozie! A potem w domu nocą chorują. A w ciągu dnia tak czy tak znowu zapominają! Bo jakżeż inaczej? Po co w takim razie tutaj jesteśmy? Przy takiej widowni! Widziała pani dzisiaj naszą salę? - raptem zapytał.
- Widziałam.
- Na każdy spektakl czasem nawet jedna trzecia widowni przyjeżdża tutaj prosto z pierwszej linii frontu. I nawet nie wiadomo, jak przed takimi ludźmi grać. Na pewno genialnie. W każdym razie, grając, trzeba nieść w sobie ducha tej konieczności. Jedna z pań po swoich występach wypaliła mi prosto w twarz: *Moim zdaniem zagrałam wprost genialnie!* A ja nawet się nie roześmiałem. Wiem, że musiała to ze sceny wyczytać w czyichś oczach na sali, u kogoś, kto znowu wracał po spektaklu z powrotem do okopów. A więc dla kogoś rzeczywiście zagrała genialnie. Choćby to był tylko jeden żołnierz. Wszystko jedno! A tak w ogóle to jak na razie gramy tak sobie, - po chwili, jakby słysząc swój wysoki łamiący się głos i wstydząc się wzruszenia, dodał znowu poprzednim swym kpiarskim tonem.- Jedyny wśród nas geniusz - to Wiktor Wasiliewicz Bałakiriew... - i przy tych słowach walnął Witieńkę w plecy. - Gdyby nie on, byśmy tutaj całkiem z kretesem przepadli. Wszystko potrafi zorganizować, wszystko załatwi! Z wielkim bólem serca trzeba było go oderwać od jego własnej pracy twórczej...
W oczach dyrektora artystycznego błysnęła ironiczna iskierka.
- Za to wszyscy pozostali stoją na wysokości swoich zadań właśnie dzięki temu, że to nasz organizacyjny wielki mistrz! Jak tam, załatwiony ten nasz kurs samochodem do domu? - kuląc się z zimna, zwrócił się do Witieńki.
- Załatwiony. A od pierwszego stycznia tego gazika mamy już u siebie na własność.
- A nie mówiłem, że to geniusz, zwyczajny geniusz! - znowu wesoło pocierając nad kuchenką dłonie, zawołał dyrektor. - A więc była pani na froncie karelskim, wróciła teraz do Moskwy i chce u nas grać? - zwracając się do niej nie tyle zapytał, co zatwierdził oficjalną decyzję co do jej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Galina Pietrowna z przejęciem w głosie odparła, że z wielką przyjemnością zagra u nich w teatrze i że tylko dlatego tutaj przyjechała.
............................................
*) Karandyszew i Larysa - bohaterowie zagranej przed chwilą na scenie sztuki teatralnej pt. *Bez posagu*
ułatwiającym funkcjonowanie teatru.
Pozdrawiam.
"New York Times" skomentował to niesłychane wydarzenie następująco:
"NARÓD ZDOLNY DO TAKIEJ MUZYKI NIGDY NIE ZOSTANIE POKONANY! N I G D Y!"
Co o nim wiemy my - wielki waleczny naród?
oceny: bezbłędne / znakomite