Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-04-29 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1010 |
Powrót Taty
Klatka schodowa była taka sama jak chyba wszystkie na osiedlu, obskurna, brudna, odmalowana tanimi graffiti. Zapukałem. Nic. Po chwili znowu, tylko mocniej. Sterta brudnych szmat leżących pod oknem, stęknęła i wymruczała coś przez sen. Wtedy zobaczyłem, że to kotś. Pijany Stacho, który czasem kupuje nam piwa w osiedlowym sklepiku. Albo kolorowe gazety, z gołymi babkami. Zapukałem raz jeszcze. Nigdy jakoś nie byłem po Rudnika, zawsze spotykaliśmy się w naszej osiedlowej bazie, na tyłach kotłowni. Dziś jednak nie przyszedł a mieliśmy fuchę do zrobienia. Robota w sam raz dla dwóch piętnastolatków. Stary Kapusta robił sobie remont łazienki, zwerbował nas do wyniesienia ciężkiej żeliwnej wanny z drugiego piętra. Stary był morowy, powiedział że pozwoli nam zatrzymać wszystkie pieniądze, jeśli zaniesiemy tę wannę na skup złomu. Mówi, że wanna może mieć z 50 kilo. No no, starczy nam, żeby pójść McDonalda, nowej restauracji w centrum. Big Mac kosztuje jakieś 25 tys. zł, frytki z 10 tysięcy.
Tymczasem zacząłem się niecierpliwić. Stoję pod drzwiami a Rudnika ani słychu, może śpij. Położyłem rękę na klamce i się zawahałem. Uderzyło mnie nagle to, jak niewiele wiem o swoim przyjacielu. Nie wiem z kim mieszka, kim są jego starzy i czy w ogóle ma rodziców. Mówił o sobie bardzo niewiele. W końcu nacisnąłem, o dziwo drzwi nie były zamknięte na żaden zamek. Wszedłem do środka. Gdy oczy przyzwyczaiły się do typowego jak na te stare kamienice, długiego ciemnego przedpokoju, ruszyłem na chybił trafił do pierwszych drzwi, mając nadzieję, że to pokój Rudnika. Poznałem, że to jego pokój, gdyż nad łóżkiem wisiał kinowy plakat z Sharon Stone, z tego filmu z Michaelem Douglasem, który leciał całkiem niedawno w kinie. Niestety Chudy Patyk, kasjer z kina, za żadne skarby nie chciał nam sprzedać biletów, tłumacząc flegmatycznie, że jesteśmy za młodzi na takie sceny. Jakbym nie podglądał starszych dziewczyn na koloniach, hehehe. No ale cóż, Chudy z kina na ogół był w porządku, czasami wpuszczał nas na inne filmy we dwóch na jeden bilet, kiedy nie było kierownika kina. Nie warto było psuć tej relacji kłótniami.
Niestety, poza tą uwodzicielską suką Sharon pokój był pusty. Łóżko było niepościelone, jakby mój ziomeczek w pośpiechu je opuścił. Postałem chwilę spoglądając przez okno i już miałem wyjść, gdy usłyszałem za sobą:
- Kim Ty jesteś!? Włamywacz!? Dzwonię na milicję! - Rzuciła teatralnym szeptem, kobieta stojąca w drzwiach pokoju.
Przestraszyłem się nie na żarty. Nie chciałem spędzić tego dnia na komendzie, tłumacząc się a do tego gliniarze mogliby zacząć wypytywać o rodziców, jeśli zaś się wyda że oboje nie żyją, trafię jeszcze do domu dziecka, albo poprawczaka…
- Nie proszę nie dzwonić! Przepraszam, jestem kolegą Tomka, szukałem go a drzwi były otwarte… - Powiedziałem szybko. Kobieta, która już miała wychodzić znów przystanęła w drzwiach. Dopiero teraz jej się przyjrzałem. Wyglądała na około 30 lat. To musiała być mama Rudnika. Zdradzały to rysy twarzy. Miała tak jak on rude włosy, tyle że długie, spływały jej luźno na ramiona. Ubrana była w szlafrok, związany na wysokości pasa. Cienki materiał uwydatniał kształty mamy mego kolegi. Spuściłem wzrok trochę zawstydzony z własnych myśli. Zauważyła to.
- Czyżby? Wyglądasz już prawie jak dorosły nie jak rówieśnik mego synka i masz coś niedobrego w oczach, widzę to – Odparła nieco szorstko i dała krok do przodu w moim kierunku przyglądając się mi badawczo.
- Pani też – Nie chciałem tego powiedzieć. Spojrzała groźnie po czym… prychnęła cichym śmiechem.
- No dobrze może jesteś tym chłopaczkiem z którym Tomuś na całe dnie gdzieś znika. Ale Tomka nie, zabrał go ten … - przez chwile w jej oczach pojawiła się odraza jakby szukała wystarczająco opryskliwego słowa – pojechał do swojego taty – wypowiedziała to jakby z ukłuciem żalu. Po czym dodała jakoś dziwnie na mnie patrząc– Teraz jestem tu tylko ja. I Ty. – Weszła całkowicie do pokoju i zamknęła drzwi. Nagle zrobiło mi się gorąco.
- To ja chyba już pójdę, proszę pani – Wyjąkałem z uczuciem, że zasycha mi w gardle.
- To twoje? - Nachyliła się i sięgnęła po coś na podłodze. Słuchawki do Walkmana. Rudnika. Gdy się prostowała poły jej szlafroka rozchyliły się i mimowolnie tam spojrzałem. Pierwszy raz w życiu poczułem niewiarygodnie silną chęć dotknięcia kobiety. Tak niesamowicie silnią, jakbym oddał stery swojej świadomości, jakiemuś nowo narodzonemu potworowi w moim ciele.
- Nie – rzekłem krótko.
- Gdzie się patrzysz? – Rzekła nagle ostro. Po czym dodała miękkim głosem – Chcesz dotknąć? – Przysunęła się bliżej, bardzo blisko mnie, tak blisko, że już czułem zapach jej włosów. Rozwiązała sznurek opasujący szlafrok i delikatnie rozchyliła poły szlafroka. Nie wytrzymałem moja ręka wyskoczyła wprost na spotkanie jej piersi. Złapałem jedną dosyć mocno i poczułem jak jej sutek wzrasta pod naciskiem moich palców.
- Ty brutalu. Ooooch – Westchnęła. – Mówiłam że Ci źle z oczu patrzy. To się robi tak – Ujęła mnie za rękę, którą trzymałem jej pierś i zaczęła powoli i delikatnie ją masować, wykonując moją ręką koliste ruchy, czasem poszczypując brodawkę.
- A teraz je pocałuj. Obie. - Zrobiłem to pochylając się nieco. Splotła dłonie na moim karku, wzdychając. – Dość! Rozbierz się i połóż.
Chwilę później, spleciony w uścisku z mamą mojego najlepszego przyjaciela, straciłem dziewictwo. Wtedy jeszcze, gdy w niej eksplodowałem, konsekwencje przygodnego seksu, były nieodczuwalne.
***
Od kiedy opuściłem ramiona mojej pierwszej kobiety, przez te szesnaście lat wiele się wydarzyło. Rudnik nigdy się nie dowiedział o tym, że go zdradziłem. Nadal przyjaźniliśmy się, jednakże poczucie winy nieraz budziło mnie w środku nocy, przez długi czas.
„Skurwysyn to skurwysyn i nic tego nie zmieni
ten świat mnie takim stworzył, pasożyta nie wyplenisz”
Tak. Palące poczucie winy, niczym żrąca toksyna w ciele ćpuna, daje chwile przyjemności a potem zżera od środka. Nieraz przez te lata miałem ochotę mu o wszystkim powiedzieć, jednak… nie miałem odwagi. Jego matka, no cóż, chyba domyślasz się km była. Widywałem ją jeszcze kilka razy, w zupełnie obojętnych okolicznościach, nie zamieniliśmy więcej słów poza wymuszonymi „dzień dobry” itp. Po jakimś czasie dowiedziałem się od Rudnika, że wyeksmitowano ich na próg, że jego matka, chcąc nie chcąc na powrót zeszła się z ojcem, lub jak go zwał mój przyjaciel „tym wiecznie pijanym skurwielem” i wyprowadziła się do niego na wieś. Tomek jednak został w stolicy. O ile kochał swoją matkę, choć jej występki raniły go do żywego, strasznie nienawidził własnego ojca. Nie trudno się dziwić, z tego co słyszałem, stary Rudnik po pijaku znęcał się nad rodziną. Po jakimś czasie, rodzicom mego przyjaciela urodziło się dziecko. Dziewczynka.
Mijały lata, bieda lat 90-tych, bieda dawała we znaki a kapitalizm wkraczał do Polski. Chcieliśmy Ameryki ale widocznie nie wszystko poszło, tak jak powinno. Przed oczami miga mi dzień, w którym prawie wszyscy rodzice moich ziomków z osiedla zostali zwolnieni z pracy. Ot, cena postępu. Osiedla bez pracy szarzały, popularne branie „na kreskę” w osiedlowym sklepiku, z drugiej strony zaś witryny domów handlowych w centrum świecące przepychem upragnionego Zachodu.
Za to moja babcia zawsze mi mówiła, gdy wracałem sfrustrowany, po kolejnym dniu bezowocnego poszukiwania pracy, że pamięta gorsze czasy. Może i racja. W końcu jakoś to wszyscy przeżyliśmy. Skończyłem liceum, podjąłem studia. Tomek w tym czasie zaczął latać z towarem u lokalnego bossa, wkrótce kupił sobie samochód, golfa 3 hehe, a mnie ledwo starczało na bilet miesięczny. Nawzajem sobie doradzaliśmy; ja mówiłem mu, by z tym skończył, bo na blokach robiło się coraz goręcej, on żebym zaczął sprzedawać na uniwersytecie, miałbym w końcu jakieś pieniądze. Każdy szedł swoją drogą ale mimo to, nasza przyjaźń trzymała się dosyć dobrze.
***
Nowe tysiąclecie przywitaliśmy wspólnie ze znajomymi spoglądając na roziskrzone od fajerwerków niebo z okna na 10-tym piętrze wieżowca, patrząc z nadzieją na lepsze jutro. Jak teraz na to patrzę, nie wiem czy dla innych moich znajomych było lepiej. Ja zawsze chciałem więcej, skończyłem studia, nawet z wyróżnieniem, znalazłem w końcu stałą pracę, z perspektywą rozwoju i nieco wynagrodzeniem nieco wyższym niż przeciętne. Inni rówieśnicy jednak nie rozwijali się, stali w miejscu, gdzieś między trzepakiem a tyłami sklepiku, z tanim piwkiem w jednej ręce, papierosem w drugiej. Niektórzy do dziś tak stoją i życie upływa im na wciąż tych samych rozmowach. Każdy jest kowalem własnego losu.
Rudnika w końcu aresztowali jakoś w połowie 2001 roku. Na szczęście, tydzień wcześniej prawie całą forsę zostawił w pewnej skrytce, o której wiedziałem tylko ja i jego młodsza siostra. To na jej przyszłość miały być te pieniądze. Sześć lat więzienia ceną za wydostanie dziewczynki od patologicznych rodziców.
Miejsce dzielnicowego dilera zajął Łysy, mój napakowany sąsiad, mieszkający nade mną i moją babcią piętro wyżej. Nie mieszkał tam zbyt długo, jednakże wystarczająco by i mnie wsadzono za kratki, a nawet może i staruszkę. Pamiętam dzień, w którym przyszli po niego. Nie było go już w mieszkaniu. Chwilę potem, do nas też zapukali… ale o tym później.
***
2007 rok, środek zimnej, śnieżnej zimy, Rudnik wychodzi. Jeszcze tej samej nocy jedziemy, do klubu to uczcić. Pytam go, czy nie wolałby najpierw spotkać się z rodziną, wciąż mieszkali we wsi pod miastem. „Dziś nie”, odpowiada. Ironia losu, za kilka godzin będzie chciał gnać na tę zabitą dechami wieś na złamanie karku.
- Dyskoteka „Konar”- Rzucił Rudnik do taksówkarza, dając mu 50 zł. O kurwa, pomyślałem, najpodlejsza dyskoteka w tej części wszechświata. Założę się, że i u Ciebie w mieście też istnieje taka speluna, gdzie w barze leje się jakaś ruska meta a z deski w toalecie wciąga kreski białego proszku (kokainy!?, mefedronu!?, pyłu z jarzeniówek!!!?), przyniesione przez jakiegoś małolata, który to skitrał w niewypranych od trzech dni majtkach, ściśnięte między oklapłym od ćpania fiutem i spoconymi jajami…Zgroza… hehehe, nadal chcesz kreskę?
„Jakieś ścierwo mefedron, to co tanie ma chody”
Pod „Konarem” czekało na nas kilku znajomych. Bardziej znajomych Tomka niż moich. Jeden z nich wysoki chudy, z cwaną gębą, przechwalał się właśnie swoim nowym Audi A4, gdy podeszliśmy.
- A ruchasz go w rurę wydechową? – Zapytał Rudnik, stając za jego plecami.
- Mendo jesteś!!! – Wydarł się tamten i już wtedy coś mnie w nim zaczęło wkurwiać – Widzę że przyszedłeś ze swoją dziewczyną – Powiedział, zerkając na mnie złośliwie. Pozostali się roześmieli. Uśmiechnąłem się krzywo.
- Spierdalaj. – Rzuciłem na powitanie.- To jak wchodzimy do środka?
- Ohoho, panicz magister zmarzł, chodźmy - Po czym wziął Tomka pod ramię i ruszyli do środka. Kurwa. Jeszcze trochę i trzasnę go w cwaną mordę.
W klubie grała jakaś muzyka z lat 80-tych, właściciel lokalu przechylał właśnie kieliszek z biuściastą kelnerką, gdy usiedliśmy w pustej loży. Usiadłem jak najdalej się dało od Cwaniaka, obok najmłodszego z jego ekipy.
- Nie pasujesz mi za bardzo do twoich przyjaciół. Jak się nazywasz? – zagadałem do niego.
- Jestem Piętka, chcę być znany na osiedlu, tak jak Ci co wyszli z puszki i żeby wszyscy się mnie bali, jak ich - Wskazał na chłopaków. W tej samej chwili Cwaniak wywrzeszczał z drugiego końca stołu:
- Piętka leć do baru, weź ze dwie 0.7 na początek. Tylko ma być zimne jak chuj. Migiem kurwa, już już!
Chłopak nieco się zawstydził, wymruczał coś i poszedł. Gdy wrócił nachyliłem się do niego:
- Jak na razie kiepsko Ci idzie z tym budzeniem strachu. Wiesz kto to był Stalin? Wszyscy się go bali. Ale wiesz co? On jeszcze bardziej bał się innych, ich spisków, zdrad itd. Umierał ze dwa dni we własnych szczynach, bo jego ludzie obawiali się wejść do jego pokoju, by sprawdzić co jest grane. Rozumiesz? Dam Ci radę chłopcze. Spierdalaj jak najdalej od takich ludzi – Pokazałem na ekipę Cwaniaka – Wykorzystają Cię dopóki jesteś im potrzebny a potem wydadzą w ręce policji, przy pierwszym nalocie. Ale twój wybór, Vito Corleone- Uśmiechnąłem się i podniosłem kieliszek do ust – Zdrowie!
Pięć minut później, piliśmy 3 banię. Ludzi do klubu przybywało coraz więcej. Przechodzące dziewczyny patrzą z zainteresowaniem na nasz stolik, bo był najgłośniejszy w klubie. Głównie dlatego, że Cwaniak tak głośnio gadał a jego towarzysze śmiali się przeraźliwie z dowcipów. Potem wspominał o dilerce, o tym jak Rudnik i on zarabiali po parę tysięcy na tydzień. O tym w jakich później więzieniach oboje siedzieli, co się tam działo itd.
-Także kurwa, Piętka, młody ucz się od najlepszych, jak zarabiać hajs! – Mówił to wskazując na siebie – Na co dziś studia? Będziesz potem zapierdalał za 1500 zł na miesiąc, nawet na dziewczynki Ci nie starczy – Pomachał w stronę dziewczyn, które stały, pijąc jakieś drinki niedaleko naszej loży. Zaśmiały się zalotnie. Głupie krowy– A teraz kolejna lekcja. Wiesz co?
- Co? - zapytał Piętka.
- Gówno. Flaszka się kończy, leć po nową! – Ryk śmiechu zagłuszył słowa małolata, który chciał zaprotestować, ale wstał i posłusznie poszedł. – A Ty jak myślisz magister? – Cwaniak zwrócił się do mnie – Pewnie żałujesz żeś stracił czas na szkołę? Fabryka nie patrzy na papiery, wkładaj fartuszek i do roboty!? – Zapytał drwiąco.
- Robek, kurwa, przestań jesteśmy tu … – Upomniał go Rudnik, chcąc mnie bronić. W tym momencie zadzwonił mu telefon. Tomek spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył czoło. Po czym wyszedł z loże i szybkim krokiem wyszedł na zewnątrz, odebrać.
- Spoko – Rzekłem spokojnie. Napiłem się powoli Coli, dając sobie kilka chwil do namysłu. Pomyślałem, że od czasu jak zbieraliśmy makulaturę i puszki w pieprzonym 92-gim daleko zaszedłem. Dlatego byle chłystek, chudy półćpunek, osiedlowa gnida, mały fiut, skurwiel i gówniarz nie jest w stanie podważyć mojej wartości.- Tak masz rację, tyle lat na uczelni. Straconych. To chyba i tak krócej niż siedzieć w kiciu za pobicie prostytutki, co nie? Ile miała metr pięćdziesiąt? Biłeś ją sam czy z koledzy Ci dopomogli?
W loży zaległa cisza, nawet muzyka zdawała się przycichnąć. Atmosfera zgęstniała, Cwaniak wstał. Zdjąłem okulary i też się podniosłem.
- Co kurwa? Do mnie kozaczysz pedale? Do mnie!? – Ryknął. I zaczął się do mnie przeciskać przez loże.
-No chodź, zobaczymy czy tylko w gębie jesteś mocny – Rozpiąłem bluzę i rzuciłem ją na siedzenie. Kątem oka zobaczyłem jak Rudnik wraca, jakiś zaniepokojony. Nawet nie zapytał co tu się dzieje, tylko złapał mnie za ramię i rzucił:
– Musimy jechać, natychmiast! Dzwoniła moja siostra, że On – Wiedziałem, że mówi o swym ojcu, nigdy nie mówił „tata”. – że On ją … aaach…!
Jednak w tym momencie kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Rudnik nie zdążył skończyć zdania, gdyż został złapany dźwignią od tyłu, przez jakiegoś wielkiego jak góra barczystego łysola z tatuażem na twarzy. Zauważyłem też dwóch innych, równie napakowanych gości, zbliżali się szybko do naszej loży. Chwilę mojej nieuwagi wykorzystał Cwaniak; jego pięść trafiła mnie na idealnie odsłoniętą twarz. Mocno.
Gdy otrzeźwiałem, siedziałem obok Piętki. Chłopak drżał. Ból po ciosie Cwaniaka pulsował gdzieś spod oka, rozchodząc mi się po całej głowie. Szumiało mi w uszach a wszystko, widziałem jak przez mgłę.
- Piętka, moje okulary – wyszeptałem ledwo. Usłyszał i mi je nałożył. Gdy nakładał jego ręce drżały i zamiast na ucho wsadził końcówkę oprawek do oka.
- Przepraszam – wybąkał cicho.
- Kurwa… wystarczyło mi je podać, nie nakładać - syknąłem z bólu.
Tymczasem, odgłosy otoczenia zaczęły docierać przez szum głowy.
-… Myślisz, że zapomnieliśmy? – Beznamiętny głos brzmiący jak łamanie suchych gałązek – Rudnik, my nie zapominamy, wisisz nam teraz dwa razy tyle. Procent – Łysy rozejrzał się po wszystkich. Wtedy go poznałem.
- Przecież zanim mnie zawinęli wszystko Wam oddałem! Przekazałem 20 000 zł Robsonowi, dał Ci je, kurwa! Ode mnie! – Rudnik mówił, z jego głosu czuć było napięcie, zmieszane z niecierpliwością.- Prawda Robek!?
Cwaniak siedział w głębi loży, jakiś przykurczony tym razem, już nie emanował swoją wkurwiającą pewnością siebie.
- No wiesz Tomek, były wtedy kłopoty… musiałem wydać ten hajs na prawnika, żeby Ci nie przedłużyli wyroku.
- Nie pierdol! – Rudnik wrzasnął. – Prawnik dostał wszystko wcześniej. Nic mu już nie dawałeś!!!
Cwaniak, skurczył się jeszcze bardziej; wyglądał teraz jak mały Piętka, którym pomiatał parę minut wcześniej.
- Dałeś moje pieniądze temu przećpańcowi? – Warknął Łysy – Nie interesuje mnie to, masz mi oddać 30 koła, Rudnik – Mówiąc to poklepał się po kieszeni spodni, wystawała z niej rękojeść pistoletu.
- Ty chuju, ukradłeś mi pieniądze! – Wrzeszczał Rudnik do Cwaniaka – Zaufałem Ci, nędzny gnoju! Słuchaj – Zwrócił się do Łysego, starając się opanować – Nie mam teraz pieniędzy, muszę – Poprawił się patrząc na mnie - musimy teraz wyjść, mam sprawę do załatwienia – przypomniałem sobie że tuż przed tym zajściem Rudnik mówił, że coś stało się siostrze. - Obiecuje Ci, że oddam wszystko. Daj mi tylko trochę czasu…
- Czekałem kilka lat cierpliwie aż wyjdziesz, dlatego teraz daje Wam godzinę – Łysy znów rozejrzał się po wszystkich z loży. – Poczekasz tu ze mną a Twoi przyjaciele polecą do swoich norek, wygrzebią dla mnie moje pieniądze i mi je tu przyniosą w podskokach. Albo, dajmy na to przestrzelę Ci dziś kolano. – Wyjął pistolet na stół i położył przed sobą. – Na co czekacie? Ruszać się. 30 koła dla mnie – Nie podnosił głosu, mimo to nikt nie miał ochoty oponować. Z jego słów brzmiało coś złowieszczego, Piętka wyglądał jakby miał się rozpłakać.
Ekipa Cwaniaka zaczęła się podnosić.
- Poczekajcie! – Rzuciłem. Wiedziałem, że nikt z nich nie ma takich pieniędzy, zresztą nawet jakby mieli, wątpiłem, żeby te szumowiny tu wróciły. Uciekną gdzieś, przyczają się a tymczasem Rudnik będzie martwy. – Pamiętasz mnie? – Spytałem Łysego – Pamiętasz mnie i moją babcię? Byliśmy sąsiadami. Ukryliśmy Cię.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na szaleńca. Łysy spojrzał na mnie i chyba zaczął sobie przypominać.
***
„Policja zapukała do niego z rana. Zapukała, to znaczy, wyważała drzwi. Słyszałem to, gdy kończyliśmy z babcią śniadanie piętro niżej. Babcia pokiwała głową, bym nie robił nic głupiego. Poszedłem więc do pokoju, chcąc się przebrać. Zdjąłem piżamę i stanąłem jak wryty z gołym fiutem. Przez okno zauważyłem najpierw wielką sportową torbę spadająca na nasz balkon, następnie zwisające nogi i w końcu całą postać sąsiada. Nie myśląc podszedłem i szybko otwarłem balkonowe drzwi. Łysy wziął torbę, wszedł do środka. Wskazałem mu wielką dębową szafę. Usłyszałem natarczywe walenie w drzwi, babcia szła otworzyć głośno przeklinając na tego co tak wali z rana. Łysy wlazł do szafy cicho ją domykając. Stałem na środku pokoju wyczekując.
- Otwierać policja!!! – Dało się słyszeć zza drzwi.
- Idę Ty cholero – Krzyknęła babcia, usłyszałem zgrzyt otwieranego zamka. I szczęk napiętego łańcucha w drzwiach – O co chodzi? – Zapytała przez szparę.
- Proszę otworzyć! Być może u Państwa jest groźny przestępca! – Wykrzyknął ktoś za drzwi
- A skąd mam wiedzieć, że Ty nie jesteś jakimś groźnym przestępcą?
- Jestem z policji!
- Czyżby? Nie wyglądasz mi na takiego. – Droczyła się babcia.
Zrozumiałem, że kryminalni musieli przyjść po mojego sąsiada po cywilu. Słyszałem że jeden z nich napiera na drzwi i łańcuch w końcu ustąpi. Przyszło mi coś do głowy. Wziąłem leżący na stole telefon i włączyłem nagrywanie wideo. Wyszedłem do przedpokoju, zasłaniając za sobą drzwi do pokoju w którym ukrywał się sąsiad. Telefon trzymałem w ręce, drugą ręką zakryłem wacka.
- Co tu się dzieje? – Starałem by głos brzmiał tak jakbym był niczego nieświadomy – Babciu!
Drzwi napierane przez kryminalnego w końcu ustąpiły i uderzyły moją babcię, która z wrzaskiem wpadła na przeciwległą ścianę i osunęła się po niej. Zaczęła głośno lamentować chwytając się za głowę.
- Ty draniu – Warknąłem – Zobacz co zrobiłeś? Wezwij karetkę! – Policjant się zawahał po czym uklęknął koło babci zbadał ja wzrokiem. Wrzeszczała z bólu i przeklinała policjanta.
- Wezwać karetkę! - Wrzasnął na klatkę, do towarzyszy. – To nic poważnego, lekko się potłukła.
Wiedziałem, że to nic poważnego, babcia robiła więcej rabanu, niż naprawdę miało jej się coś dziać. Znałem ją. Przeżyła wojnę, powstanie i stan wojenny. Durny tajniak jednak nieco spokorniał. W dodatku zobaczył że nagrywam to wszystko z telefonu
- Przepuść mnie do pokoju i wyłącz telefon – Powiedział, siląc się na spokój – Tam może być…
- Tam jest moja naga żona i właśnie uprawialiśmy seks, który nagrywałem, a wy nam przeszkodziliście! – Przerwałem mu, pokazując na fiuta w drugiej ręce – W dodatku weszliście do naszego prywatnego mieszkania bez nakazu i napadliście na staruszkę. – Skierowałem telefon na babcię, która to zauważyła i zaczęła znów głośniej jęczeć do kamery. - Co to kurwa jest!? Nazistowskie Niemcy!? – To ostatnie wykrzyczałem przy napadzie furii. Zazwyczaj uważano mnie za człowieka spokojnego, ale teraz jakby ta siedząca we mnie bestia ożyła – Wypierdalać!!!
- Proszę się uspokoić …– Zaczął policjant. Z oddali słychać było już jadącą karetkę.
- Jeszcze dziś będziesz w telewizji. Wynoś się!
- Wynocha! - Dorzuciła babcia – Jedyny bandyta tutaj to Ty!
Policjant chciał coś jeszcze powiedzieć lub zrobić, jednak zatrzymał się w półkroku i odwrócił na pięcie.
-Akcja odwołana! Idziemy chłopaki! – Krzyknął i wyszedł na klatkę.
Kilka minut później babcia była opatrywana przez ratowników medycznych. W zasadzie nie mieli co robić, poza zbadaniem ciśnienia i zadawaniem pytań o samopoczucie babci.
Kilka dni później, pewną nocą Łysy opuścił nasze mieszkanie.”
***
Nie uwierzysz lecz w Konarze prawie nikt nie zauważył całego zajścia, lub nie chciał widzieć. DJ dalej puszczał muzykę, ludzie tańczyli swój pijacki taniec, nastoletnie ćpunki waliły kreski. Właściciel lokalu i wątły ochroniarz ostentacyjnie odwracali wzrok od naszego stolika.
- Mam u Ciebie dług wdzięczności. Tak powiedziałeś wtedy na odchodne. Pamiętasz? – Zapytałem – Więc teraz proszę abyś pozwolił Nam stąd odejść – Wskazałem na Rudnika.
- Tak, pamiętam – Rzekł – Ty możesz iść sąsiedzie, nic Ci się nie stanie – Powiedział powoli – ale on zostanie dopóki koledzy go nie spłacą.
- Oni? Oni spierdolą i już ich nie zobaczysz. Proszę pozwól Nam odejść.
Rudnik wstał nagle chcąc sięgnąć po broń leżącą na stole ale jeden z kumpli Łysego grzmotnął go pięścią w czubek rudej głowy, jakby wbijał młotkiem gwoździa. Rudnik siadł ogłuszony. Piętka krzyknął a Lysy zaśmiał się cicho.
- No widzisz – Rzekł – Zmieniłem zdanie, nie godzina a pół godziny tu czekam na hajs, potem nie żyjesz.
- Ja przejmuje od niego długi! Oddam Ci wszystko ale w ratach – Powiedziałem chwytając się ostatniej deski ratunku. Ile czasu mogło upłynąć od kiedy siostra dzwoniła do Rudnika? Dziesięć minut? Piętnaście? Co jej się mogło stać? Co mógł jej zrobić ojciec? Był pijanym tyranem, to fakt ale teraz musiało stać się coś gorszego, skoro dzwoniła a Rudnik tak się przejął.
- Sąsiedzie, idź do domu – Rzekł Łysy. – Zaczynasz mi przeszkadzać.
- Wyprowadzić go? – Spytał towarzysz Łysego.
- Idź po pieniądze – Wychrypiał do mnie słabym głosem Tomek – Weź ile potrzeba i wróć tu, szybko.
Pieniądze ze skrytki. Pieniądze na godną przyszłość siostry Rudnika. No cóż.
- Potrzebuje samochodu. Dawaj kluczyki. – Zwróciłem się do Cwaniaka – Szybko!
Cwaniak niechętnie rozstał się z kluczykami do swojego nowego super zajebistego Audi A4 ale zrobił to. W obecnej sytuacji nie był już taki hardy. Wyglądał na obsranego.
- Mogłeś odejść w pokoju ale jak chcesz sąsiedzie. W takim razie poczekamy na Ciebie wszyscy. A jeśli nie wrócisz za pół godziny - Tu przerwał skinął głową na Rudnika i przesunął palcem po szyi.
- A mój samochód? – Zapytał Cwaniak. Wzruszyłem ramionami.
- Jego biorę go ze sobą – Rzekłem i chwyciłem Piętka pod ramię.
- Tak weź go sąsiedzie, to nie miejsce dla dzieci – Odparł Łysy. – A Ty – wskazał na Cwaniaka – Leć po flaszkę.
Wbiegliśmy, na roztańczony parkiet. Dziewczyna z bardzo krótką miniówką złapała mnie za obie ręce. Jedną kołysała w takt muzyki a moją drugą dłoń poprowadziła pod spódniczkę. Nie miała majtek i była gorącą. Odepchnąłem ją i pobiegłem dalej do wyjścia.
- Ty świrze! – zawołała.
Na dworze uświadomiłem sobie, że jestem w samym podkoszulku. Było z minus 20. Dobiegłem do samochodu Cwaniaka. Za mną leciał jak pies Piętka.
- Uciekaj! Wyjedź z miasta, zapomnij o wszystkim, nie jesteś gangsterem. Leć! – Wrzasnąłem otwierając drzwi.
Posłuchał. Przynajmniej do dziś mam taką nadzieję.
„Jak chcesz grać w uliczne gry, pokaż kły nie pękaj kolo”
Kilkanaście minut potem otwierałem drzwi do mieszkania, gdy babcia oglądała swój serial.
- Co tak wcześnie Krzysiu? – Zapytała z pokoju.
- Muszę to wziąć babciu. – Wleciałem do pokoju. Babcia leżała na rozesłanym łóżku – Czy możesz wstać?
- Jezu co się stało? – Zapytała przerażona patrząc na moją twarz – Nie umiesz się bić? – dodała.
- To nic wielkiego, dostałem z zaskoczenia – Prawie zapomniałem o bólu głowy, po ciosie Cwaniaka – Wstań proszę, musze wziąć pieniądze.
- Niezłe limo, mam nadzieję że tamten wygląda gorzej – Rzekła babcia po czym wstała z łóżka.
- Teraz chyba wygląda – Nachyliłem się i z całej siły złapałem stare toporne łóżko od spodu. Było cholernie ciężkie, jednak z małą pomocą babci i większą adrenaliny, która we mnie buzowała, udało mi się je postawić na boku opierając je o ścianę. Ot, cała skrytka. Pieniądze ukryte w stalowych grubych nóżkach, starego wyrka, starszej kobiety. Pozwijane w ruloniki. Biorąc ruloniki dla Łysego, pomyślałem że kiedy Rudnik zarabiał te pieniądze, miały one większą wartość nabywczą. Po kilku latach suma już nie wydawała się tak powalająca. No cóż, zakładałem że siostra Rudnika, gdy tylko osiągnie pełnoletniość, zechce wyprowadzić się od rodziców. Na mieszkanie powinno jej jeszcze wystarczyć.
Postawiłem łóżko z powrotem na podłodze.
- Muszę jechać babciu. Rudnik i jego siostra mają kłopoty – Nie wiem kiedy wrócę.
- Uważaj na siebie – Rzekła. Za to ją uwielbiałem. Nigdy nie zadawała pytań, gdy wiedziała, że nie mogłem na nie odpowiedzieć. Otaksowała mnie wzrokiem – I nałóż coś cieplejszego.
***
Podjeżdżając pod klub, wiedziałem, że będą kłopoty. Policja. Lodówa stała przed głównym wejściem, drugi radiowóz zaparkowany nieco z boku.
- Co się dzieje? – Zapytałem stojącego nieopodal gapia
- Mgmm, że kurwy… eee – Był tak najebany, że nie mógł się wysłowić. Poszedłem w stronę większego tłumu ludzi przy drzwiach do lokalu. Ktoś położył mi rękę na barku. To była dziewczyna z parkietu.
- To twój samochód? Ładny. Podwieziesz mnie? Nie mam pieniędzy ale może jakoś Ci wynagrodzę?
Była nawet ładna w innych okolicznościach, może…
„Jej oczy jak anioła, tak patrzy na mnie ona
Jak wyśniona ona woła, wymarzona kusicielka”
Odganiając brudne myśli, spytałem:
- Ile masz lat?
- Więcej niż sądzisz. Chciałam tylko się zaprzyjaźnić. Widziałam Cię od samego wejścia i spodobałeś mi się. Jesteś taki zupełnie inny niż te chamy wokół. Ale Ty chyba gejem jesteś? Może tamten mnie podwiezie – Wskazała na kogoś, w kim poznałem Łysego, który czaił się z dala od wejścia i Policji.
- Zostań tu! – Krzyknąłem do dziewczyny, która posłusznie zatrzymała się w miejscu.
Podszedłem do eks sąsiada. Wyciągnąłem ruloniki z pieniędzmi.
- Tu jest wszystko. Gdzie jest Rudnik i reszta??? Skąd ta policja?
- Twój przyjaciel jest strasznie porywczy. – Powiedział spokojnie Łysy - Zadzwonił mu telefon, a gdy mój kolega mu go wytrącił i przez przypadek – To powiedział ironicznym akcentem – roztrzaskał, Rudnik zaczął awanturę. No i skończyło się, tym. – Wskazał na Policjantów wyprowadzających skutych kajdankami Tomka, obu goryli Łysego, oraz jeszcze dwie inne postacie których nie zdążyłem rozpoznać.
- Długo nie nacieszył się wolnością – rzekł Łysy – No cóż, przynajmniej mi się wypłacił. Auf wiedersehen sąsiedzie.- I odszedł, w stronę ciemnego BMW. Dziewczyna pobiegła za nim. Po chwili jego wielka łapa ściskała jej dupę, przez krótką spódniczkę. Wsiedli do auta. Dziwka, pomyślałem.
***
…zimowa noc, zaspy śniegu wzdłuż wiejskiej, wąskiej i krętej drogi, mocny wiatr wyje, sypiąc śniegiem na przednią szybę, wycieraczki raz po raz młócą szklaną powierzchnie, odgarniając biały puch. Rzekłbyś, śniegowe niebo spada na ten skrawek zapomnianego świata. A może to jakiś potężny stwórca zakrył tę część swego dzieła, by w tej chwili nie widzieć tego, co chyba niechcący stworzył… Jadę w gniewie, za szybko jak na te warunki. Za szybko, w gniewie…
Mijałem przydrożną kapliczkę, i ostatnie domostwa. Rudnikowie mieszkają już niedaleko, ich rudera znajdowała się nieco na uboczu, z dala od innych zabudowań, w głębi zapuszczonego podwórza. Wjechałem na nie, reflektory omiotły jakiś ciemny kształt leżący na drodze. Człowiek. Wysiadłem z auta nie wyłączając silnika oraz świateł. To kobieta. Matka Rudnika. Moja pierwsza kochanka.
- To.. Tomek…? – Zapytała słabym, drżącym głosem. Dopiero teraz zauważyłem, że śnieg wokół niej ma ciemno szkarłatną barwę.
- To ja Krzysiek, kolega Tomka. Co się Pani stało? Gdzie Pani córka!? – Uklęknąłem przy niej.
- Ach to Ty – Spojrzała na mnie – Nic się nie zmieniłeś, nadal Ci źle z oczu patrzy a dziś zrobisz coś złego… - Zadrgała konwulsyjnie, krzywiąc się z bólu – ochh boli…
- Wezwę karetkę – Zacząłem grzebać, po kieszeniach szukając telefonu.
- Już za późno, odchodzę k-kolego Tomka. Musisz tylko wiedzieć jedno – Nagłym ruchem, złapała mnie za ramię. – Gdy Oo… On się o tym dowiedział, dźgał mnie nożem. K..Kilka razy w..w brzuch. Teraz jest tam, w domu… Z-z Nią. Chcę się… mm…mścić, jest pp…potwornie pijany. Ratuj ją, bo to twoja córka… Ty ją spłodziłeś w..wtedy, jesteś jej prawdziwym tatą - Po czym westchnęła i umarła.
Klęczałem przy niej jeszcze chwilę, oniemiały, patrząc na martwą twarz i zamknięte oczy. Początkowo nie dotarło do mnie, to co powiedziała. W końcu jednak zrozumiałem wszystko. W głowie wciąż słyszałem „Ty ją spłodziłeś, jesteś jej prawdziwym tatą. Jesteś tatą”. Wstałem i rozejrzałem się po podwórku, z domu dosłyszałem przytłumiony krzyk. Zobaczyłem stojący nieopodal pieniek służący do rąbania drewna. I wbitą w niego wielką siekierę. Raz jeszcze usłyszałem z domu przekleństwa tego bandyty i krzyk mojej córki. Chwilę później, gdy wchodziłem do domu. Z siekierą.