Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-19 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1254 |
Następnego dnia przyjechał autem Busch. Z wielkim niezadowoleniem wysłuchał propozycji kapitana, by rozładunek *Eltona* szedł przy pomocy także naszych załogantów - na dwie zmiany.
- Ja to rozumiem. Ale to nie takie proste. Musielibyśmy wydłużyć czas pracy i magazynierów, i księgowych, i transportowców. A ludzi nie ma. No, dobrze, już dobrze. Tylko dlatego, że jest pan moim przyjacielem, zrobię dla was wyjątek.
*Przyjaźń* ta kosztowała kapitana kilogram masła, całe pęto kiełbasy i dwie flaszki wódki. Busch poweselał, prezent schował do samochodu, a myśmy tymczasem podzielili się na brygady i o 16:00 przystąpiliśmy do pracy. Wyładunek poszedł szybko i sprawnie. Przed północą w ładowniach było już sporo wolnego miejsca. Następnego dnia ogłosiliśmy konkurs z nagrodami na najszybszą drużynę rozładunkową, i praca posunęła się błyskawicznie.
- Zaraz pokażemy, kto tu najlepszy! - wydzierał się brygadzista trzeciej ładowni Wołodia Susłow. - Już po was!
Po trzech dniach ładownie były puste. Przyjechał Busch, zapłacił naszej załodze należne pieniądze co do feniga, ale kategorycznie odmówił zgody na podobny - również naszymi rękoma - załadunek.
- Nie ma mowy. Będziecie przejmować na pokład towary wielkogabarytowe. Do tego potrzebni są wykwalifikowani dokerzy. Nie będę za to odpowiadać, jeśli komuś coś przygniecie nogi, urwie rękę czy głowę. Jak tylko dźwig będzie wolny, podciągniemy pod niego *Eltona* i zaczniemy... Jak prędko? Kiedy to tylko będzie możliwe.
Na tym ta rozmowa się skończyła. Busch, nie zaglądając nawet do kapitana, zniknął. Nastały długie dni oczekiwania. Kiedy się spotykaliśmy, rozkładał jedynie ręce, mówiąc:
- W niczym nie mogę pomóc. Przecież płacimy wam odszkodowanie. To wojna.
Za naszą rufą jak ta sierota wciąż jeszcze stała gotowa do wyjścia z portu *Ausma*. Według słów jej estońskiego starego kapitana, miny nadal blokowały tor wodny, a kiedy w końcu oczyszczą farwater, na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć. Kapitanat portu dzwonił w tej sprawie do ministerstwa wojny, gdzie powiedziano, że w odpowiednim terminie przyślą stosowne zawiadomienie.
Nasz kapitan pojechał do Berlina. Czekaliśmy na jego powrót niecierpliwie. Po dwóch dniach wrócił wesoły, zadowolony i pełen animuszu.
- No, i jak? Dlaczego nie wypuszczają *Ausmy*? I nas nie załadowują? - zasypaliśmy go pytaniami.
- Ludzie, nie denerwujcie się. W Berlinie o wszystkim wiedzą. Nie trzeba się tak emocjonować. Przecież w ten sposób sprawy nie przyśpieszysz. Wszystko będzie w porządku. Tak powiedział sam Gorłow. Pójdę zaraz na *Hassana* powiedzieć to Balickiemu.
To, co usłyszeliśmy, nieco nas uspokoiło. Skoro sam Gorłow tak mówi... Cóż robić? Jak czekać - to czekać. Taka jest wojna.