Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-23 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1012 |
Na nabrzeżu w zwartej kolumnie już stoi prawie cała nasza załoga. Po trapie z *Hassana* w asyście esesowców schodzą nasi sąsiedzi. Ci ustawiani są osobno. Za nami rozlega się warkot samochodów. Odwracam się i widzę niedaleko nas kilka brudnych wywrotek. To zapewne ten nasz transport. Jeszcze raz przeliczają wszystkich ludzi, i w końcu główny dowódca eskorty konwoju wrzeszczy:
- Marsz!
Zapędzają nas do wywrotek, sami wsiadają do swoich ciężarówek, i samochody szybko ruszają. Widzimy jeszcze, jak wszystkie drzwi na naszych osieroconych statkach stoją otworem, poranny wiatr rozwiewa po pokładzie jakieś papiery i przez reling przechylają się, z ciekawością patrząc na naszą odjeżdżającą kolumnę, pozostawieni na obu parowcach esesowscy wachmani.
- I co oni z nami teraz zrobią? - pyta stojący obok mnie palacz Kaciałow. - Zobaczymy jeszcze kiedyś Leningrad?
Cóż można na to odpowiedzieć? Sam jestem w stanie takiego rozbicia, że z trudem zbieram myśli, lecz mobilizuję resztki odwagi i go pocieszam:
- Wania! Coś ty! Na pewno zobaczymy!
Nasze samochody pędzą po równym asfalcie pięknych obsadzonych drzewami ulic niemieckiego miasta. Przechodnie stają na chodnikach i odprowadzają nas wzrokiem. Różne to twarze. U wielu pochmurne, niezadowolone. Wojna z ogromną Rosją?! Toż to skok w otchłań! Inni się cieszą i pękają ze szczęścia. Pierwsi wzięci do niewoli - i to już pierwszego dnia! - już są! Furher obiecał wszystkim Niemcom Blitzkrieg - wojnę błyskawiczną - i już wkrótce, za miesiąc - góra dwa - trzy, wszyscy oni, mieszkańcy Szczecina, wyruszą het! daleko na wschód w głąb Rosji, by przejąć nasze żyzne czarnoziemy, wielkie elektrownie, kopalnie, fabryki, miasta i wioski.
Kilka jeszcze minut wściekłej jazdy, i cała kolumna samochodów zatrzymuje się przed szarym, mrocznym budynkiem. Już sam jego wygląd świadczy o tym, że pewnie to jakieś koszary. Wprowadzają nas do środka, do sali gimnastycznej - a tam niespodzianka: wzięte podobnie jak my do niewoli załogi dwóch naszych statków, *Dniestra* i *Wołgolasu*! Obejmujemy się, ściskamy, wymieniamy najświeższymi wiadomościami. Teraz jest nas już więcej, a to potężne wsparcie psychiczne.
Siedzieliśmy w ciemnościach na tej sali wprost na gołym parkiecie, ramię w ramię, plecy w plecy i bark w bark. Wszyscy instynktownie garnęli się do siebie w czas tak ciężkiej próby. Dzieliliśmy się ze sobą tym, co zdołaliśmy zabrać ze swojego statku: jedzeniem, papierosami - i całą tę pierwszą noc niewoli do samego rana przegadaliśmy...