Przejdź do komentarzyPODRÓŻ SIEDEMSET DWUDZIESTA DRUGA
Tekst 5 z 5 ze zbioru: Opowiadania
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formaproza
Data dodania2012-01-29
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2753

PODRÓŻ SIEDEMSET DWUDZIESTA DRUGA


Z piersią pełną pomieszanych uczuć przystępuję do opisu podróży, która przyniosła więcej rozczarowania niż pożytku. Nie mogę bowiem twierdzić, jakobym zrobiła to, co zamierzałam, doskonale. Prawdę mówiąc rzecz wyszła raczej kiepsko. Jakkkolwiek zaś, to nie ja naknociłam, lecz splot wszelakich czynników zewnętrznych, nie jest mi od tego lżej na duszy.

Otóż wyprawa, którą podjęłam, miała na celu przeżycie całego życia. I to nie jakiegoś niezwykłego, ekscytującego, tych miałam już serdecznie dosyć, ale spokojnego i powiedziałabym nawet, nudnego. Chciałam czmychnąć na kilka dziesiątków lat byle gdzie, w jakąś zapomnianą przez Boga i ludzi czasoprzestrzeń.

Zatem na czas i miejsce moich narodzin wybrałam sobie wiek dwudziesty, według lokalnego kalendarza, kraj w środkowej Europie, jako że teren ten był ustabilizowany emocjonalnie i ekonomicznie. Jednakowoż mechanizm inkarnacji nie jest precyzyjny, albowiem powstał razem z początkiem Wszechświata, a wtedy Bóg był skupiony na fabrykowaniu dowodów swojego nieistnienia bardziej, niż na tworzeniu praw ludzkich. Napracowawszy się bowiem nad prawami natury, doszedł był do wniosku, że mechanikę kwantową zagmatwał dostatecznie dokładnie, żeby mieć na kilka tysięcy lat święty spokój ze wścibską naturą człowieka.

Czekając przeto na swoje narodziny spotkałam w nirwanie moje poprzednie byty.

- Nie żyj w czasach, gdy ludzie wojny wywołują. Straciłam synów pod Termopilami.

- W istocie – odparłam – zajrzałam w Jego karty i wybrałam spokojną przyszłość.

- Nadal gra w grę, którą zowiesz kartami? – spytała Spartanka.

- Namiętnie. Czasami martwię się o Jego zmysły. Tasuje całe Wszechświaty, układa pasjanse, a potem nieszczęśnicy, którym przyszło żyć w Jego światach przeżywają dwie Apokalipsy. Dla Niego jest to jeno zabawa, skończywszy grę zostawia karty i odchodzi do innych zajęć. Wtedy bywa pokój pomiędzy światami.

- Omijaj epidemie. Straciłam cała rodzinę, gdy wybuchła dżuma.

- Pamiętam doskonale, wszak jestem tobą, ale o wieki późniejszą. Tam, dokąd idę szczepią dzieci przeciwko chorobom.

- Poszukaj bogatej krainy, żyznej ziemi i rodziny, która ma dużo krów.

- Wybrałam bogaty kraj. Co prawda uczynił sporo zamieszania i przegrał wielką wojnę, ale podnosi się z upadku. W kartach widziałam, że będzie potęgą. Nie zabraknie mi chleba, nawet na starość.

- Wybornie. Ale czy nadal będziesz kobietą?

- Niestety – potwierdziłam – jeszcze nie czas na zmianę. To dlatego, że nie żyłaś według zasad.

- Że jak, proszę? – odparła zagadnięta moja poprzedniczka.

- Mówię o karmie i o obowiązkach.

Ale ona tylko wzruszyła ramionami, machnęła ręką i odeszła w cień. Usłyszałyśmy jej głos:

-Przynajmniej sobie pożyłam.

Jako więc widać, miałam wielce uzasadnione obawy, że moja kolejna inkarnacja może okazać się rozlazłą dżdżownicą, harującym ciężko wołem lub psem łańcuchowym. Wstąpiwszy w koło przemian, gdy zobaczyłam, że będę człowiekiem, wybrałam sobie miejsce i czas moich narodzin.

Jako rzekłam na początku, mechanizm inkarnacji nie jest precyzyjny. Znalazłam się po drugiej stronie granicy wybranego kraju, cokolwiek więc zniosło mnie na prawo, aczkolwiek czasy i kontynent zgadzały się co do joty. W między czasie Bóg musiał zasiąść ponownie do stolika z kartami, gdyż w ósmej dekadzie dwudziestego wieku lokalnego czasu zaczęły się dziać rzeczy niesłychane. Ponadto kraina, w której przyszło mi żyć była nie mlekiem i miodem lecz miodem pitnym płynąca, co wielce komplikowało mój żywot. Szczepienia owszem były, lecz w następnym rozdaniu kart dobrobyt zaczął nas rozsadzać od środka w postaci chorób, których nikt nie umiał leczyć, nadmiaru wehikułów, wygód i kryzysu funduszy emerytalnych.

Wypełniając mój los i mając nadzieję, ze zrozumiałych powodów, że mój Wszechświat leży w kupce kart, które akurat nie biorą udziału w grze, zaczęłam zastanawiać się, na ile nasz los zależy od nas, a na ile od dobrej lub złej passy Boga. Jak powszechnie wiadomo, jego przeciwnikiem był on sam, zatem trudno było przewidzieć wyniki jakiejkolwiek partii.

Co miałam robić? Machnęłabym ręką na to wszystko, gdyby moim następcą był jakikolwiek inny człowiek, ale jak mogłam zostawić mój los samemu sobie i talii kart, skoro moim następcą będę ja sama?

Tak więc, spisuję tę podróż ku przestrodze, aby wreszcie udało się mojej następczyni przerwać zaklęty krąg wcieleń i zyskać najwyższą wygraną w rozgrywce Boga – święty spokój pomiędzy Wszechświatami, który niektórzy zowią nirwaną.




Historia, którą opisałam jest jeno opowiadaniem, a nie dziełem mojego życia, jednakowoż wzorującym się na stylu pisania mistrza Stanislawa Lema.



  Spis treści zbioru
Komentarze (7)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dziękuję :) Miało być właśnie dla zabawy, a nie dyskusji światopoglądowych :)
avatar
Super historia! Bardzo dobrze się czyta, trafiła mi też do serca. Jest bogaty obraz, przemyślenia, oryginalny pomysł, bardzo dobrze dobrany język. Przeredagowałabym jedynie zdanie na początku: "Jakkolwiek zaś...". No i coś tam z przecinkami, ale tu też nie jestem alfą i omegą. :)
avatar
Zapomniałam dopisać też o humorze. Niniejszym dopisuję:
"Jest bogaty obraz, przemyślenia, oryginalny pomysł, humor, bardzo dobrze dobrany język."
avatar
Dziękuję :) Język oraz słownictwo według Lema. Z przecinkami często jestem na bakier, gdyby komuś brakowało, to tutaj są brakujące:

,,,,,,,

Pozdrawiam!
avatar
No proszę! Eksperymentujemy z sukcesem!:) Świetne!
avatar
Ile byś nie miał
Aniele
Dwustu czy trzystu
Wcieleń
Tu czy tam dni
I niedziele
Ciągle te same
Ja p...dzielę

;(
avatar
"Życie jest d8abła warte, jeśli nie jest uparte!" napisał w tamtym stuleciu jeden z wielkich poetów. Jak B. Hrabal czy nasz A. Wat można próbować wyskoczyć oknem z ostatniego piętra, można też brać wszystko "na swoją klatę" do końca... i zejść z tego świata jako prawdziwy z krwi i kości heros.
© 2010-2016 by Creative Media
×