Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2021-08-06 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 848 |
O – POWIEŚĆ
Takie książki potrafią nieźle potarmosić czytelnikiem. Tym razem Haruki Murakami nie stworzył kolejnej powieści, z których jest znany, ale opowiada o słynnym ataku terrorystycznym w tokijskim metrze, 20 marca 1995. „Podziemie. Największy zamach w Tokio” to efekt żmudnego zbierania relacji o tym, co się wtedy stało, jak do tego doszło i jak tą tragedię przetrawiono. Część pierwsza to relacje ofiar, pracowników metra i służby zdrowia. Część druga to relacje byłych i obecnych członków Omu Shinrikyo, co w polskich mediach tłumaczono jako „Najwyższa Prawda” – buddyjskiej sekty odpowiedzialnej za zamach.
Buddyzm ma u nas „dobrą prasę”, jako religia i zespół praktyk mających doskonalić człowieka, pozwalających lepiej funkcjonować we współczesnym świecie, eliminować negatywne działania i myśli. Tak, oczywiście jeśli weźmiemy w nawias doniesienia z krajów, gdzie buddyzm ma dominującą albo znaczącą pozycję. Wietnam Południowy przed 1975 to już bardziej zniuansowany obraz buddyzmu. A niedawne relacje z Mjanmy? Widok buddyjskich mnichów brutalnie atakujących protestujących przeciw dyktaturze demonstrantów… Japońska Omu to też ta mroczna twarz buddyzmu.
20 marca 1995 dziesięciu członków sekty dokonuje ataku w tokijskim metrze. Podzieleni na 5 par ( szofer i wykonawca) wsiadają rano do metra wyposażeni w worki z sarinem, podrzucają je w wagonach, przekłuwają, po czym uciekają. Gaz – po rozlaniu się w wagonach – ulatnia się i poraża kilkaset osób. Wielu umiera. Cel, ja sobie to tak racjonalizuję, to wstrząśnięcie Japończykami zafiksowanymi na gonitwie za dobrami doczesnymi i uświadomieniu im kruchości ludzkiego życia, a także konieczności zwrócenia się ku duchowości. Oczywiście na buddyjskiej ścieżce obranej przez Omu. To miał być reset ogólnospołecznej świadomości. Do pewnego stopnia się to udało, ale nie w sposób oczekiwany przez pana Matsumoto ( prawdziwe nazwisko Soho Asahary).
Te relacje są wstrząsające. Pracownicy metra często gołymi rękoma wynoszą pojemniki z sarinem – na perony, do pomieszczeń biurowych, co tylko zwiększa zasięg oddziaływania gazu i liczbę ofiar. Lekarze i pracownicy szpitali nie wiedzą z czym mają do czynienia, a trafiające tam ofiary mają ubrania nasączone sarinem, co jeszcze rozszerza liczbę ofiar na pracowników służby zdrowia. Policja głupieje. Zawodzą procedury. W tym aspekcie Matsumoto osiąga sukces, bo zmusza państwo i służby do wprowadzenia zabezpieczeń na wypadek powtórzenia się takich sytuacji.
Murakami zadaje pytanie wedle mnie kluczowe – czy to co się stało to efekt wdarcia się w nasz uporządkowany świat jakiegoś obcego zła? I odpowiada: nie, to nasze, rdzenno korzenne. Coś co zawsze tu było i dzięki sublimacji i innym zabiegom socjotechnicznym zostaje wydobyte na wierzch. To nasze, rzadko wydobywane na światło dzienne , mroczne oblicze. Czasem wyłazi, wypuszczamy tego swojego demona, by sobie pohasał, z myślą, że w ten sposób w jakiś sposób uporządkujemy nasz świat. Korzenie nazizmu tkwiły już wcześniej w Niemczech. Bolszewicki terror i nieliczenie się z ludzkim życiem też mają swe korzenie w carskim despotyzmie. Tego wszystkiego nie dokonali kosmici, mroczni komandosi, którzy spadli tu nie wiadomo skąd. Nie, to zrobili ludzie, którzy wychowali się między nami – z tym się bawiłeś na podwórku, z tamtymi chodziłeś do szkoły.
Sekta oczywiście przeorganizowała życie wstępującym do niej ludziom. Ale nie wszyscy są jednoznacznie nastawieni do czasu pobytu w niej. Pięknie mówi o tym jeden z dialogów. Murakami pyta:
Po pierwszym roku studiów spędził pan co najmniej siedem lat w Omu. Czy to był stracony czas?
A pan Masutani odpowiada:
Nie. Wcale tak nie uważam. Błąd pozostaje błędem, ale z przezwyciężenia go powstaje coś cennego. Może się to stać w życiu punktem zwrotnym.
To chyba nie było celem Murakamiego, ale jest dodatkową wartością książki. Obraz życia codziennego Japończyków. Inne systemy myślowe, ale nie drastycznie różne od naszych. Pracują, płodzą dzieci, cieszą się małymi sukcesami. Rozwodzą się. Są prace, funkcje, albo system emerytalny jest skonstruowany w sposób dla nas niepojęty – niektórzy odchodzą tam na emeryturę mając lat 40 plus, inni mając lat 60. Mnóstwo ludzi utrzymuje się z prac dorywczych.
Zamachowcy owijają, dla niepoznaki, worki z sarinem w gazety. Jeden wybiera dziennik Japońskiej Partii Komunistycznej, inny gazetę sportową, jeszcze inni popularne gazety. Ta nie, bo choć jest dostępna, to nie jest popularna. Dziwne wybory konsumenckie.
Cały czas przez książkę przewija się pytanie: jak to było możliwe? I przez całą lekturę najłatwiejszą odpowiedzią jest: no tak po prostu. I tylko niejasno domyślamy się tego, jak ten demon wydostaje się i nagle jest wiele śmierci, wiele ofiar. I wczorajszy, spokojny i poukładany świat leży w gruzach. I wciąż nie mamy mechanizmów jak się przed takimi sytuacjami uchronić.
oceny: bezbłędne / znakomite
I kogo tu - i za co? - podziwiać?? Skoro twój Bóg jest śmiertelny, to przecież możesz Go ukrzyżować, utopić, powiesić, zgilotynować, spalić, zrzucić ze skały, zepchnąć go pod pociąg metra, udusić sarinem etc., etc.
Uczłowieczanie bogów w starożytnej Grecji w sposób nieunikniony prowadziło ich do kłótni, wszelkich konfliktów, knowań - i wojen. Dokładnie tak samo, jak to ma miejsce wśród wszystkich religijnych ludów Ziemi