Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-08-19 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 750 |
Kosmiczne wakacje?
A tak, takie właśnie mogą być. Wystarczy mieć pomysł i choć odrobinę wyobraźni, a wtedy kosmos działa dookoła. I w dzień, i w nocy. Jego działanie nie tylko widać, ale i czuć... Uwaga, uwaga, wszyscy gotowi?! No to zaczynamy!
Długo nie musieliśmy czekać. Co za radość! Pierwszy pozaziemski gość już się zjawił. Przy cichutkich dźwiękach dzwoneczków wylądował rakietą w naszym ogrodzie. Dostojnym krokiem wyszedł na zewnątrz i postawił stopy na naszej ukochanej planecie Ziemia. A zrobił to bardzo delikatnie. Po czym rozglądnął się dookoła, i nagle, my, Ziemianie, zebrani w tym miejscu, usłyszeliśmy jego słowa:
— To jest mały krok Kosmity, ale wielki krok kosmicznej cywilizacji.
To było piękne. Z zachwytu aż piszczeliśmy, tak bardzo byliśmy zafascynowani przybyszem z kosmosu i jego połyskującą błękitem rakietą. Cudowny zapach wanilii roznoszący się wokoło był dopełnieniem naszego olśnienia. Zaś to, co powiedział, bardzo nas wzruszyło.
Cóż za przeżycie! Staliśmy tak dobrą chwilę, bez ruchu, jak zaczarowani. Z rozdziawionymi buziami wpatrywaliśmy się w naszego gościa i delektowaliśmy się jego słowami. Wreszcie zapach buchającej spod rakiety waniliowej pary nas otrzeźwił i odzyskaliśmy rezon. I choć słowa naszego gościa ciągle brzmiały nam w uszach, uwagę swą przenieśliśmy na stojący, a właściwe lekko lewitujący statek kosmiczny. Był nieziemsko piękny. Zrobił na nas niesamowite wrażenie. Także na wszystkich innych Ziemianach, którzy, słysząc dziwne dźwięki dochodzące z naszego ogrodu, a także nasze piski, zbiegali się zewsząd.
Patrząc na miłą buzię Kosmity, lekko uśmiechniętą, nabraliśmy odwagi i podeszliśmy bliżej. A tam, przy włazie do rakiety, zobaczyliśmy nagle coś bardzo dziwnego i tajemniczego zarazem. Aż krzyknęliśmy z wrażenia:
— Wow! Cóż to za straż! Cóż to za oręż!
Ten dziwny strażnik wzbudził w nas ogromny respekt. Znów staliśmy oszołomieni, nie bardzo wiedząc, co powinnyśmy zrobić. Po chwili spostrzegliśmy, że on tak jakby oczko do nas puścił i momentalnie przekręcił to coś, co miał na głowie, a co do korony było podobne. I wtedy, ni stąd, ni zowąd, właz cicho zgrzytnął i zaczął się powiększać. To nas ośmieliło. Ciekawość wzięła górę. Podbiegliśmy do wejścia i za jego przyzwoleniem, czyli kolejnym oczkiem, zaglądnęliśmy do wnętrza rakiety.
A tam tyle niesamowicie dziwnych rzeczy, acz bardzo ciekawych. Trudno nam było odgadnąć, co do czego służy. Biegaliśmy wzrokiem po całym wnętrzu, żeby jak najwięcej zobaczyć, i nagle, za plecami, usłyszeliśmy głos Kosmity:
— Witajcie, Ziemianie! Miło was widzieć! — mówił całkiem wyraźnie w naszym języku, tylko jakoś tak zgrzytająco. — Teraz musimy lecieć dalej, mamy bardzo ważną misję do spełnienia, ale za kilka dni wrócimy. Chcielibyśmy was bliżej poznać i zaprzyjaźnić się z wami.
Okrzykom radości nie było końca. Tak bardzo nas ta wiadomość ucieszyła. Pożegnaliśmy się z Kosmitą i jego strażnikiem bez większego smutku, bo wiedzieliśmy, że czeka nas dalszy ciąg cudownych, kosmicznych wakacji.
Kiedy tylko statek kosmiczny rozpłynął się w błękicie nieba, natychmiast zabraliśmy się za budowę rakiety. Naszej, ziemskiej. Może się przyda. Może polecimy razem w kosmos... Och, to by było! A może i będzie! Jest nadzieja, bo Kosmita, stojąc w powoli zamykającym się włazie, serdecznie się do nas uśmiechał... A może nam się tylko wydawało? Może to tylko nasza wyobraźnia? E tam, wyobraźnia, czy nie, ważne, że wspaniałą zabawę mamy... I mieć jeszcze będziemy.
oceny: bezbłędne / znakomite