Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-12-26 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 683 |
- Wa-wa, - oparłszy się o ścianę wybełkotał, - wa-wa-wa...
- Ale co z panem, dziecię moje? - spytał Bender. - Ktoś pana skrzywdził?
- Tam, - wymamrotał Bałaganow, wyciągając drżącą rękę.
Ostap otworzył drzwi i ujrzał czarną trumnę.
Stała na środku pokoju na biurku kancelaryjnym na cokole. Ostap zdjął swoją kapitańską furażerkę i ostrożnie na paluszkach podszedł do niej. Jego kompan z korytarza z bojaźnią śledził wszystkie jego poczynania. Po chwili Bender gestem dłoni przywołał go do siebie i wskazał na wielki biały napis, widniejący na spadzistych czarnych deskach trumny.
- Widzisz pan, co tu stoi? *ŚMIERĆ BIUROKRACJI*. Jużeś się uspokoił?
Była to wspaniała agitacyjna trumna, którą herkulesowcy przy okazji każdego święta zawsze taszczyli na ulicę i z pieśnią na ustach obnosili po całym mieście. Zwykle dźwigali ją na swoich barkach Skumbriewicz, Bomze, Bierłaga i sam naczelnik Połychajew, który był z przekonań demokratą i na pochodach i karnawałowych politmarszach nie wstydził się pokazywać ramię w ramię razem ze swoimi niższymi rangą podwładnymi. Skumbriewicz bardzo szanował tę trumnę i przykładał do niej wielkie znaczenie. Od czasu do czasu, narzuciwszy na siebie roboczy fartuch, własnoręcznie odświeżał na niej czarny lakier i wypisywał nowe białe hasła na jej bokach - i to w tym samym czasie, kiedy w jego własnym gabinecie od rana do wieczora zachłystywały się nieustanne telefony i najprzeróżniejsze głowy, zaglądające przez uchylone drzwi, szukały tam czegoś, wodząc po ścianach zawiedzionym wzrokiem.
Jegor przepadł. Szwajcar w furażce ze złoconym zygzakiem powiadomił Bendera, że towarzysz Skumbriewicz chwileczkę temu właśnie wyszedł, po prostu wyjechał kąpać się na Plaży Komendantów, co przywracało mu, jak sam mawiał, kolejne zapasy energii.
Zabrawszy ze sobą na wszelki wypadek Bierłagę i obudziwszy kuksańcem drzemiącego w *Antylopie* Koźlewicza, Wielki Kombinator wsiadł do szoferki, i we czworo pojechali za miasto nad morze.
Nie dziwmy się, że rozgorączkowany nieustannym niepowodzeniem Ostap nie czekał już ani minuty i w pościgu za Skumbriewiczem rzucił się do wody, kompletnie nie przejmując się tym, że ważną tę rozmowę o akcyjnych przekrętach będzie musiał przeprowadzać teraz na morskiej głębinie.
Bałaganow tymczasem akuratnie co do joty wypełnił polecenie komandora: rozebrał pokornego Bierłagę, podprowadził go na sam brzeg i, przytrzymując go oburącz za talię, zaczął cierpliwie czekać. A tam, na morzu trwało ciężkie wzajemne objaśnienie: Ostap ryczał jak Król Mórz, niestety, nie można było rozróżnić żadnych słów. Widać było jedynie, jak Skumbriewicz próbował wziąć kurs powrotny na brzeg, ale Bender odciął mu drogę i pognał na otwarte wody. Po czym głosy ich nasiliły się, i na plażę dobiegły oddzielne frazy: *Intensywnik!*, *A kto brał? Rzymski papież brał?!*, *Ale co ja mam z tym wspólnego?..*
Bierłaga od dawna już przestępował z bosej pięty na piętę, odciskając na mokrym piasku indiańskie tropy. W końcu znad morza doleciał krzyk Bendera:
- Możesz go wypuścić!
Bałaganow więc uwolnił ze swych objęć księgowego, który z niezwykłą prędkością popłynął pieskiem, rozpryskując wodę wszystkimi swoimi kończynami. Na jego widok Jegor Skumbriewicz w strachu dał nura pod powierzchnię.
1931
oceny: bezbłędne / znakomite