Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-01-08 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 808 |
Niedawno byłem w Polsce, w swoim rewirze, gdzie zaobserwowałem coś niezwykłego. Ludzie zgromadzeni wokół baru przypominali kamienie. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Chciałem spotkać przyjaciół, poszukiwałem ich wzrokiem. I nagle zorientowałem się, że to właśnie oni.
Mieli przedziwne kształty. Wykoślawieni, skorodowani, niektórzy mieli omaszałe uszy, właśnie tak jak kamienie. Jak po przejściu Bazyliszka, któremu nikt nie podał lustra na czas.
Zacząłem im się przyglądać. Nad każdym pochylałem się, próbując zgadnąć czy to mój znajomy. Byłem zdumiony, tacy byli twardzi.
Chciałem zapytać o co chodzi, ale barman zniknął opryskując mnie piwem. Przede wszystkim nie mogłem ich podnieść. Jakby byli przyspawani. A przecież zbliżają się wybory i każdy Suweren powinien się sam podnieść. - Czy po to przyjechałem do Polski, żeby podnosić ciężary? - Zadałem sobie pytanie. Cokolwiek retoryczne. A ponieważ na stole stało jeszcze kilka flaszek, nalałem sobie do kieliszka odrobinę płynu i pociągnąłem sznaps.