Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2022-12-04 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 516 |
NIELETNI ORMOWCY
Śliski temat, trudne oceny, mocno niejednoznaczna historia.
Od kiedy wypromowano nieletniego odbiorcę wytworów kultury jako istotną grupę konsumencką pojawiły się książki, filmy adresowane wyraźnie dla takich. W krajach „socjalistycznych”, mając z tyłu głowy Pawkę Morozowa, ten nurt twórczości też się pojawił. Tak, obok tradycyjnych historii typu niebezpieczna wyprawa ( „Podróż za jeden uśmiech”), rodzinno towarzyskich kalamburów ( „Dziewczyna i chłopak”), pojawiło się też sporo filmów i książek, których wiodącymi wątkami są śledztwa. Ludność, nastolatkowie bystrzy i ruchliwi zgłaszają jakieś problemy władzy, ta je bagatelizuje, a to wróg wewnętrzny, siły wrogie i zewnętrzne, albo koalicja tych sił prowadzą działania przeciw władzy ludowej. Więc pozytywnie zaangażowani obywatele podejmują działania oddolne. Prowadzą śledztwa, stawiają opór wrażym siłom.
Sam się takimi produkcjami jarałem jako nastolatek. Nie dostrzegając tego, że to ukryta krytyka opresyjnego państwa jakim był pryl. Bo zawsze u źródeł tych intryg była konstatacja, że to państwo i jego organy nie działają tak jak trzeba i zaradzić temu może tylko oddolna inicjatywa.
Czasem milicjant włącza się w działania, ale nie jako narzucający tryb postępowania, a jedynie jako totumfackie wsparcie ( „Wakacje z duchami”). Albo jako głupawy pomocnik młodocianych aktywistów ( „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”). A kiedy już tajny esbek („Pan Samochodzik i Templariusze”) bierze się za śledztwo, to nieodzowna staje się pomoc i wsparcie grupy takich „luźnych” nastoletnich harcerzy ( jakby nie było też mundurowi, przyuczeni do wykonywania rozkazów) – tu zresztą pojawia się pytania o pedofilię, bo taki dorosły zabierający pod namiot trójkę dzieciaków dziś jest jednoznaczny, wtedy też musiało to budzić obawy natury moralnej…. A gdy robi się groźnie, bo bandyci nie cofną się przed niczym by zdobyć łup, to opór stawiają im nastolatkowie ( 14 – o latkowie) – „Szatan z siódmej klasy”.
Niby tak, raczej tak, to słuszne i po linii partii, ale cenzura nie dopatrzyła. Bo pryl z tych historii wygląda tak, że społeczeństwo jest poprawnie wyedukowane i działa jak trzeba, ale wyspecjalizowane organy nie są dość czujne i robotę za nie wykonywać muszą młodociani aktywiści, harcerze, albo nawet grupy subkulturnicze infiltrowane przez agentów SB („Stawiam na Tolka Banana”). To, co się przebija z tych wszystkich historii: organy państwa działają mocno kulawo, więc świadomi i prawi obywatele sami załatwiają trudne tematy. Dziś widzę to tak, że w prylu, mimo cenzury, jako dzieciak dostawałem taki przekaz: władza jest do bani i jak sobie sami nie zrobimy, nie zadbamy, to nas okradną, załatwią i nie będziemy mieli.
Takiemu sprzecznemu wewnętrznie przekazowi byliśmy poddawani, on nas wychował w pewnym stopniu.
oceny: bezbłędne / znakomite
- od Andersena, przez Astrid Lindgren, naszego Janusza Korczaka i Kornela Makuszyńskiego, W. Katajewa, po w Niemczech Karla May`a, w USA J. Londona i Marka Twain`a /żeby wymienić pierwsze z brzegu nazwiska/ -
nigdy nie była - i do dzisiaj NIE JEST indoktrynacja i wychowanie człowieka dla potrzeb określonego systemu politycznego.
Wielka literatura /także dziecięca i dla nastolatków/ wszędzie na matce Ziemi uczyła - i nadal uczy - wrażliwości na innych ludzi, empatii, zasad współżycia i współdziałania, poszerzała - i wciąż przystępnie poszerza - myślowe horyzonty, wiązała - i nadal wiąże - młodych ludzi z kulturalnym dziedzictwem i przeszłością nie tylko własnego, ale także różnych innych narodów.
Teza, jakoby za czasów PRL-u A. Bahdaj, H. Ożogowska, A. Fiedler, Zb. Nienacki, K. Makuszyński, Z. Bystrzycka, M. Krűger itp., itp.
(patrz autorzy wyszczególnieni i nie wyszczególnieni w tekście)
pisali dla nieletnich ormowców
(patrz nagłówek i kolejne akapity)
jest postawiona na głowie. Ormowcy - i jest to argument nie do obalenia - nigdy niczego nie czytali. Ludzie, których jara trzymanie obywateli za mordę, w ogóle nie mają zielonego pojęcia, co to książka
(patrz stosowny fragment)
została napisana przez Makuszyńskiego w 1937 r., kiedy o ormowcach nikt jeszcze nie słyszał
Nie mówię, że to książki i filmy z taką tezą - ja dziś takie znaczenia w nich znajduję. Tak dziś je czytam.
Co do indoktrynacji to wydaje mi się, że takie rzeczy przeszły wtedy przez cenzurę, więc uzyskały akceptację.
Nie wymieniałem Bahdaja, bo to co jego czytałem było neutralne, przygodówka po prostu.
Ale już Niziurski oprócz "Klanu urwisów" potrafił popełnić grube scenariusze. Tych filmów, niestety, już się nie puszcza.
A Przymanowski i jego "Czterej pancerni i pies" ( książka i film) to też produkt adresowany dla młodzieży.
w ogromnych - nawet jak na dzisiejsze standardy - nakładach
drukowano także książki poetów i pisarzy zachodnich,
od "Kubusia Puchatka" A. A. Milne, "Alicji w Krainie Czarów" L. Corrolla, "Wilka morskiego" i "Martina Edena" J. Londona, "Włóczęgi Północy" J. Curwooda, "Pięcioksięgu" J. F. Coopera, "Roczniaka" M. Kinnan-Rawlings, "Ani z Zielonego Wzgórza" L. Montgomery
itd., itd.
żeby wymienić tylko pierwsze lepsze anglojęzyczne sztandarowe wielkie tytuły.
W każdej bibliotece szkolnej były to pozycje do wypożyczenia ot, na pstryknięcie - już dziś!
NIE WIEM, co w swoich szkolnych latach czytywali przyszli ormowcy. Myślę, że jeśli obalali jedną książkę rocznie, to był to ewenement
/członków dobrowolnych ORMO, które istniało od 1946 r./
wykształciły NIE LEKTURY, nie komuna, a chude kryzysowe lata 30-te, wojna, powojenne szabrownictwo, powszechny chaos prawny - i odwieczny bunt młodych. Obejrzymy sobie i/lub poczytajmy dokumenty tamtych lat. Na tzw. Ziemiach Odzyskanych - od Świnoujścia do Wałbrzycha - po po ich odzyskaniu NIE BYŁO żadnej władzy. Nowi przybysze /głównie z Kresów i z płonących Bieszczad/ SAMI musieli chronić nową Polskę
Mam oba tłumaczenia Kubusia Puchatka/ Fizi Pończoszanki. Do moich ulubionych ksiąg tego gatunku należała trylogia Jacka Sawaszkiewicza "Tatko i ja", "Z moim tatkiem".
"Ostatni Mohikanin" (wydanie z 1946 paperback) ma swoje miesce na mojej pólce.
No i mówiąc o tego typu literaturze nie można nie wspomnieć o serii "tygrysków" - te z pierwszych serii( większy format, ale cały czas mieszczący się w kieszeni - to znakomite przeniesienie na nasz grunt literatury dla mas).