Przejdź do komentarzyGdy świecił księżyc - Rozdział trzeci.
Tekst 3 z 6 ze zbioru: Gdy świecił księżyc
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2023-11-20
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń240

Rozdział trzeci – Moc rozmowy.


 

Piętnasty listopada, Środa 

Dziś moja klasa miała W-f. Dla mnie i Wiktora oznacza to siedzenie w pustej klasie. Zazwyczaj każde z nas zajmuje się sobą. Najczęściej gapię się w telefon przeglądając TikToka, ewentualnie czytam. Dziś mój kolega postanowił przerwać ciszę. 

- Ej, Alina? 

-Hm? - Mruknęłam, próbując nie przerywać czytania. Nie wyszło jak zwykle. 

- Masz zamiar przeczytać taką cegłę? - Ruchem głowy wskazał na czytaną przeze mnie powieść. Fakt, „Narzeczona z powstania” liczy ponad pięćset stron, sama zastanawiam się, czy dotrwam do końca. Zazwyczaj czytane przeze mnie książki liczą około trzystu stronic. 

- Taki jest plan, mam nadzieję, że dam radę. - Uśmiechnęłam się, bo tak wypadało. Moje wymuszone uśmiechy zawsze wyglądają cierpko i nienaturalnie. Zastanawiałam się, czy tym razem też tak było. 

-Jak dobrze, że na godzinę mam spokój od tego debila! - Wiktor szybko zmienił temat, przeciągając się w ławce. 

- Debila? 

-No, o Janku mówię. 

- O tym Janku? Klasowej gwieździe? Przecież razem siedzicie na lekcjach, na przerwach zachowujecie się niczym bliźnięta syjamskie. 

-Widać, że nie ogarniasz hierarchii w społeczeństwie i kontaktów międzyludzkich. Czasami trzeba poudawać, by nie wzięli cię na celownik. A tak mam spokój. 

- Olga też nie ogarnia? Dlatego tak jej unikają? - Już dawno chciałam dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Teraz nadarzyła się okazja. 

- Między innymi. - Blondynek patrzył na mnie nieufnie. 

- Między innymi? Co masz na myśli? 

- Mnie nie pytaj. Może i podlizuję się Jankowi, ale nie obgaduję innych. 

- Nie to miałam na myśli. Przepraszam. 

- Luz, nic się nie stało. - Chłopak machnął ręką. Chciał dodać coś więcej, lecz w tamtym momencie do klasy weszła Gąbka. Do dzwonka na przerwę zostało dobre dziesięć minut. W obecności nauczycielki trudno o swobodną konwersację więc zamilkliśmy. 

Bezskutecznie próbowałam wrócić do lektury. Po pięciu minutach do moich uszu doszło powiadomienie z Messengera. To Wiktor wysłał wiadomość: 

„Wybacz, jeśli zachowałem się chamsko, nie taki był mój cel. Lepiej jednak żebyś nie poruszała już tematu Olgi. Ani ze mną, ani z nią samą. Z nikim innym też nie. 

Aha, zauważyłem, że Gajewski jest dla ciebie miły. Uważaj na niego. Lubi uwalać uczniów za głupoty pod przykrywką troski”. 

Zerknęłam na Wiktora znad telefonu. Uśmiechnął się do mnie tak, jakby dzisiejsza rozmowa nigdy nie miała miejsca.


 

Szesnasty listopada, czwartek. 

Przez całą drogą powrotną mnie nosiło. Nie mogłam doczekać się dzisiejszej rehabilitacji z bratem. Wczorajsza rozmowa z Wiktorem bardzo ciążyła mi na umyśle i sercu. Musiałam się komuś wygadać. Stefek jest jedyną osobą, której chcę i potrafię się zwierzać. 

Z busa odebrała mnie moja asystentka. Pani Basia jest z natury cicha i dyskretna. Nie pytała, dlaczego mam nos spuszczony na kwintę. Szybko przeszłyśmy do auta opiekunki. Przez całą drogę na nowo czytałam wiadomość od Wiktora. Maniakalnie analizowałam każde słowo. Niestety nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków. 

Dziś Stefek rozciągał mi mięśnie rąk, więc nic nie przeszkodziło mi w snuciu wynurzeń. Brat nie pozwoliłby mi paplać, gdyby miało to wpłynąć na jakość ćwiczeń. Już sama spokojna atmosfera gabinetu trochę mnie uspokoiła. Wystarczyło zanurzenie stóp w ciepłą granatową wykładzinę oraz głębsze spojrzenie na białe ściany, by poczuć, że nie wszystko jest takie beznadziejne. Leżąc na granatowej kozetce, streściłam Stefkowi przebieg rozmowy z Wiktorem. 

- To faktycznie dziwne. – mruknął, nie odrywając wzroku i palców od mojej ręki. 

- To i ja wiem! - Byłam zawiedziona jego reakcją. - Chciałabym dowiedzieć się więcej. 

- Nie radzę. Jesteś tam nowa, więc traktują cię z dystansem. Jeśli zaczniesz węszyć, niczego się nie dowiesz. 

- To może pogadam z Olgą? 

- A zależy ci na przyjaźni z nią czy chcesz pobawić się w detektywa? 

- Nooo... - Przejrzał mnie! 

- Więc nawet o tym nie myśl. Nie mam nic przeciwko, żebyś się z nią zaprzyjaźniła, ale ciebie interesuje tylko jej tajemnica. Jeśli faktycznie chcesz jej pomóc, pogadaj o niej z wychowawczynią. Albo z dyrektorem. Z tego, co o nim mówiłaś, jest w porządku. Nie przejmowałbym się tym, co mówi o nim Wiktor. 

- Dobry pomysł. - Kiwnęłam głową, Brat wyglądał, jakby szykował się do jakiejś bitwy, bądź wielkiej przemowy. 

- Jak w ogóle czujesz się po odejściu Elizy? Tata bardzo to przeżywa, a po tobie jak zwykle nic nie widać. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że masz serce z kamienia i cię to nie obchodzi, ale wiem, że tak nie jest. 

Wzięłam głęboki wdech. 

- Nie wiem, jak inni to robią, że emocje z nich wychodzą. Moje wiecznie kotłują się w środku i nie potrafią inaczej. Nawet moja mimika nie chce współpracować i zawsze jest nieadekwatna. A co do mamy to jeszcze do niedawna nasłuchiwałam każdego kroku, bo myślałam, że wróci. Oglądałam się na ulicy za każdą podobną do niej kobietą. Nie mogę wybaczyć tacie, że nie zgłosił sprawy na policję. Na samym początku, tuż po jej odejściu wysłałam jej chyba miliard wiadomości na Instagramie. Najwidoczniej musiała mnie zgłosić, bo zablokowali mi konto... - Wypluwałam z siebie słowa niczym karabin pociski. 

Brat pomógł mi usiąść, zbliżał się koniec zajęć. Gdy założyłam bluzę, bez słowa mnie przytulił i długo nic nie mówił. Ciszę przerwał dopiero po dobrej minucie. 

- Wszystkiego najlepszego z okazji jutrzejszego dnia wcześniaka, Aliś. 

Czułam, że gdybym mogła, ryczałabym jak bóbr. 

** 

Gdy pani Basia odwoziła mnie do domu, było już ciemno. W domu przywitał mnie zmęczony, lecz uśmiechnięty tata. Na stole stała chińszczyzna z pobliskiego baru. Czy nasze życie już zawsze będzie tak wyglądać?


 

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×