Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2024-03-30 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 218 |
jakie słowa najtrafniej mnie określają? jestem
pan Dawniej, bo zostałem wyrzeźbiony przed eonami
i ponoć przedstawiam kogoś, kto żył wiele
wieków wstecz. jestem Nieprzytwierdzonek,
jeśli uderzysz w cokół - zakołyszę się i – bądź
pewien! – runę ci na głowę. może ją zmiażdżę.
żaden ze mnie nepomuk, co nigdy nikomu,
he, he, nie pomógł. twarz – nieco królicza,
zamiast aureoli mam głazowy otok,
moja ciężka broda potrafi zakłuć. na amen.
jestem, aby się gapić, pozdrawiać was gestem
nieżywej, ciągle wzniesionej ręki. i byście czuli
respekt. by robić z waszych marzeń i planów
kabriolety, byście, dogorywając, wyrzygiwali obrazy
Amsterdamów i Lizbon, czy gdzie tam byliście na
wycieczkach z rodziną, by każdy z was, sztywniejąc,
wypluwał zdjęcia, kadry w gasnących ramach.
iluż to się o mnie rozbiło! pierwszy był
gminny ksiągowy w wartburgu, co po zwolnieniu
postanowił wyemigrować w głąb kieliszka,
potem – dwóch motocyklistów jednego roku,
jeden na emzetce, następny – splótł kulasy
z przechodzonym suzuki,
wszyscy załoganci forda transita,
członkowie ekipy remontowej z firmy KonDon
(Kaliszak Paweł Konstrukcje Domowe sp. z o. o.).
o wycieczce jadącej nad morze nie chcę mówić.
straszne to było, nawet dla mnie.
ten płacz, dzieci w blachach autosana...
ostatnio (nie uwierzycie – rozmyślnie!) trzasnęła
mi w postument rozpędzona beemka. zabił się w niej
(czy raczej – ja go zabiłem) nieszczęśliwy tatuś, co
postanowił przestraszyć synka na Halloween, wypadł
zza drzwi w masce ogra albo innego maszkarona
– a dziecko – nic. ani pisnęło. jak zamurowane,
z wytrzeszczonymi oczami.
wozili je po różnych lekarzach, diagnoza ta sama:
strzelił bezpiecznik w główce, katatonia spowodowana
szokiem. nieuleczalna. żona znienawidziła dowcipnisia,
został z alimentami i niemożliwym do spłacenia kredytem.
gruchnął pędząc ile fabryka dała (dzieciak
żyje do dziś w prywatnym domu opieki, ciągle
nie ma z nim najmniejszego kontaktu).
kiedyś zawadził o mnie schlany rowerzysta. wgięło
się koło rometa flaminga, trzasnął obojczyk
cyklisty, któremu spadłem niemal w objęcia.
po wypadku wierni podnoszą mnie z namaszczeniem
i wracam na miejsce, by zbierać ciepła,
kumulować w sobie okruchy pulsów, bić serc,
odłamki wrażeń zabitych ludzi.
po co mi ta kolekcja?
oceny: bezbłędne / znakomite