Autor | |
Gatunek | romans |
Forma | proza |
Data dodania | 2024-07-04 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 200 |
Marcin był zadowolony z tego, jak potoczyły się jego wakacje. Poznał na portalu randkowym sympatyczną dziewczynę, która podzielała jego pasję do górskich wędrówek. Umówili się na wspólny wyjazd w Tatry, gdzie mieli zdobyć Czerwone Wierchy. Marcin nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł podziwiać z nią piękne widoki i nawiązać bliższą relację.
Wyruszyli z Kir, gdzie zostawili samochód na parkingu. Pogoda była idealna - słońce świeciło, niebo było bezchmurne, a powietrze świeże i orzeźwiające. Marcin i jego towarzyszka szli wesoło, rozmawiając na różne tematy. Marcin czuł się swobodnie i zainteresowany jej osobą. Zauważył, że ma ładne oczy i uśmiech, a jej głos był przyjemny dla ucha.
Po około trzech i pół godzinie dotarli na Kondracką Przełęcz, gdzie postanowili zrobić sobie przerwę i napić się wody. Na przełęczy było sporo innych turystów, którzy również odpoczywali lub robili zdjęcia. Marcin usiadł na kamieniu i zaprosił swoją znajomą obok siebie. Chciał jej coś powiedzieć, ale wtedy usłyszał głośną muzykę dochodzącą z drugiej strony przełęczy.
Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył mężczyznę w niebieskiej kurtce i plecaku, który wdrapywał się na przełęcz. Z plecaka wystawał głośnik, z którego leciała ukraińska muzyka. Była to jakaś weselna piosenka z akordeonem i skrzypcami, która zupełnie nie pasowała do otoczenia. Marcin poczuł irytację, że ktoś zakłóca spokój i ciszę w parku narodowym.
Nie był jedyny. Jakaś kobieta w czerwonym polarze podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do Ukraińca. Była to starsza pani o surowej twarzy i krótkich włosach. Zaczęła do niego mówić po polsku:
- Proszę wyłączyć tę muzykę! Tu jest zakaz używania głośników! To jest park narodowy!
Ukrainiec spojrzał na nią zdziwiony i pokręcił głową. Nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiła. Próbował jej coś wyjaśnić po ukraińsku, ale ona nie rozumiała. Powtórzyła swoją prośbę jeszcze raz, tym razem głośniej i bardziej stanowczo.
- Wyłącz tę muzykę! Nie słyszysz?! To jest park narodowy! Tu jest cisza!
Ukrainiec nadal nie reagował tak, jak ona chciała. Zamiast wyłączyć muzykę, uśmiechnął się do niej uprzejmie i powiedział coś po niemiecku:
- Entschuldigung, ich verstehe nicht. Sprechen Sie Deutsch?
Kobieta zrobiła wielkie oczy i zmieniła język na niemiecki:
- Ja, ich spreche Deutsch! Und ich sage Ihnen, dass Sie diese Musik ausschalten sollen! Das ist ein Nationalpark! Hier ist Ruhe!
Ukrainiec skinął głową i dotknął plecaka. Wyłączył muzykę i przeprosił:
- Es tut mir leid, ich wusste nicht. Ich wollte nur ein bisschen Spaß haben. Ist das verboten?
Kobieta nie była zadowolona z jego przeprosin. Zaczęła do niego krzyczeć po niemiecku, angielsku i polsku, że znajduje się w parku narodowym i nie powinien był puszczać muzyki, bo jest zakazana, a szczególnie ukraińska. Mówiła, że to jest skandal i brak szacunku dla przyrody i innych ludzi. Nie zwracała uwagi na to, że wszyscy dookoła patrzyli już na nią z niedowierzaniem i zażenowaniem.
Marcin nie mógł dłużej tego znosić. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do kobiety. Zwrócił się do niej ostrym tonem:
- Proszę się uspokoić! Pan już wyłączył muzykę i przeprosił. Nie ma sensu robić takiej awantury!
Kobieta odwróciła się do niego i spojrzała na niego z pogardą.
- A co tobie do tego? Nie widzisz, że ten człowiek łamie przepisy i niszczy atmosferę tego miejsca? To jest park narodowy, a nie dyskoteka!
Marcin poczuł gniew. Nie lubił, kiedy ktoś był arogancki i bezczelny.
- To ja widzę, że pani łamie przepisy i niszczy atmosferę tego miejsca! To jest park narodowy, a nie plac zabaw dla dzieci! Pani zachowuje się jak rozwydrzony bachor, który nie potrafi się zachować!
Kobieta zrobiła minę oburzenia i zacisnęła usta.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Kim ty jesteś, żeby mnie pouczać?!
Marcin nie dał jej skończyć.
- Jestem turystą, który chce spędzić miło czas w górach ze swoją sympatią! A pani jest osobą, która psuje nam ten czas swoim krzykiem i agresją! Proszę się opanować albo odejść stąd!
Kobieta była wściekła. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy zainterweniował Ukrainiec. Podszedł do Marcina i podał mu rękę.
- Dziękuję za pomoc. Nie chciałem nikomu przeszkadzać. Jestem tu pierwszy raz i nie znałem tych zasad. Przepraszam za kłopot.
Marcin uścisnął mu rękę i uśmiechnął się.
- Nie ma za co. Ja też przepraszam za tę panią. Nie wszyscy Polacy są tacy jak ona. Mam nadzieję, że pan się tu dobrze bawi.
Ukrainiec podziękował mu jeszcze raz i odszedł w stronę swojego plecaka. Kobieta też odeszła, rzucając na Marcina i Ukraińca gniewne spojrzenia. Marcin wrócił do swojego miejsca, gdzie czekała na niego jego znajoma. Była pod wrażeniem jego odwagi i zdecydowania.
- Wow, to było coś! Nie bałeś się jej tak skonfrontować?
Marcin wzruszył ramionami.
- Bałem się trochę, ale nie mogłem pozwolić, żeby tak traktowała tego biednego chłopaka. To było niesprawiedliwe i niemiłe.
Jego znajoma uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Podoba mi się twoja postawa. Jesteś odważny i sprawiedliwy. I bardzo przystojny.
Marcin poczuł rumieniec na twarzy.
- Dziękuję... Ty też jesteś bardzo ładna... I miła...
Spojrzeli sobie głęboko w oczy i poczuli wzajemne zainteresowanie. Marcin zbliżył się do niej i delikatnie ją pocałował. Pocałowali się namiętnie, zapominając o wszystkim dookoła. Nie zauważyli, że Ukrainiec, który już spakował swój plecak, podszedł do nich i zaczął klaskać.
- Bravo, bravo! To jest piękne! Miłość w górach! Życzę wam szczęścia!
Marcin i jego znajoma oderwali się od siebie i roześmiali. Ukrainiec uśmiechnął się do nich i pożegnał machając ręką.
- Do widzenia! Miłego dnia!
- Do widzenia! - odpowiedzieli mu Marcin i jego znajoma.
Ukrainiec odszedł, a Marcin i jego znajoma przytulili się do siebie. Popatrzyli na piękny widok na Czerwone Wierchy i poczuli, że to będzie niezapomniany dzień.
- Chodźmy dalej - zaproponował Marcin.
- Chodźmy - zgodziła się jego znajoma.
Wzięli się za ręce i ruszyli w stronę szczytu. Byli szczęśliwi i zakochani. Nie obchodziło ich już nic innego.