Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2024-07-03 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 195 |
Grażyna i Janusz od dawna marzyli o wczasach nad morzem. Nie byli tam od lat, a teraz mieli okazję skorzystać z taniej oferty w pensjonacie w Łebie. Zabrali ze sobą swojego psa, owczarka niemieckiego Konrada, który uwielbiał bawić się w wodzie i piasku. Zaproponowali też swojemu przyjacielowi, niewidomemu panu Markowi, żeby pojechał z nimi. Pan Marek był wdowcem i samotnie mieszkał w bloku obok. Grażyna i Janusz często mu pomagali i zapraszali go na kawę.
Wszyscy spakowali się do starego fiata Janusza i ruszyli w drogę. Konrad siedział na tylnym siedzeniu, obok pana Marka, i nie dawał mu spokoju. Ciągle szczekał, lizał mu twarz i próbował wydostać się przez okno. Pan Marek starał się go uspokoić, głaszcząc go po głowie i mówiąc: `Konrad, bądź grzeczny`. Grażyna też próbowała uciszyć psa, wołając z przedniego siedzenia: `Konrad, usiądź! Nie denerwuj pana Marka!`. Janusz natomiast skupiał się na jeździe, choć co jakiś czas sięgał po puszkę piwa, którą schował pod siedzeniem. Grażyna widziała to i krzyczała na niego: `Janusz, nie pij! Jesteś kierowcą! Chcesz nas wszystkich zabić?`. Janusz odpowiadał: `Grażynko, nie marudź! To tylko jedno piwko! Daj mi się odprężyć!`. I tak to trwało przez całą drogę.
Wieczorem wszyscy dotarli do pensjonatu. Byli zmęczeni i głodni. Zostawili bagaże w pokoju i poszli do stołówki na kolację, a tam spotkali innych gości - byli to głównie emeryci i rodziny z dziećmi. Grażyna i Janusz usiedli przy stoliku z panem Markiem i Konradem. Konrad zachowywał się spokojnie, leżąc pod stołem i czekając na resztki jedzenia. Grażyna zamówiła dla siebie sałatkę z kurczakiem, dla pana Marka zupę pomidorową, a dla Janusza kotleta schabowego z frytkami. Janusz zamówił też piwo.
- Nie możesz sobie odpuścić tego piwa? - spytała Grażyna.
- Nie mogę - odpowiedział Janusz.
- A co powiesz na spacer po plaży? Może to ci pomoże się odstresować - zaproponowała Grażyna.
- Nie mam ochoty - odparł Janusz.
- A może chcesz zobaczyć molo? Jest bardzo ładne - dodała Grażyna.
- Nie interesuje mnie to - powiedział Janusz.
- A może chcesz pojechać na wycieczkę statkiem? Jest tu taka możliwość - nie poddawała się Grażyna.
- Nie chcę - stwierdził Janusz.
Grażyna westchnęła i zamilkła. Zjadła swoją sałatkę i popiła sokiem pomarańczowym. Pan Marek też zjadł swoją zupę i popił herbatą. Janusz natomiast pochłonął swój kotlet i frytki, a potem zamówił kolejne piwo.
- Janusz, przestań już pić! - zawołała Grażyna. - Zobacz, jak na ciebie patrzą inni ludzie! Wstydzę się za ciebie!
- Nie obchodzi mnie to, co myślą inni ludzie - odparł Janusz. - Jestem na wczasach i robię, co chcę!
- Ale nie możesz robić tylko tego co chcesz! Powinieneś myśleć też o nas! O mnie, o panu Marku, o Konradzie! - krzyknęła Grażyna.
- A co z tobą? Co ty robisz dla mnie? Nic! Tylko narzekasz i marudzisz! Nie dajesz mi spokoju! - wykrzyknął Janusz.
- Jak to nic? Przecież ja cię kocham! Troszczę się o ciebie! Chcę, żebyś był szczęśliwy! - zapłakała Grażyna.
- To dziwny sposób okazywania miłości - zaśmiał się Janusz. - Zamiast mnie wspierać, tylko mnie krytykujesz i ograniczasz! Nie rozumiesz mnie w ogóle!
W tym momencie Konrad zaczął szczekać. Nie lubił, gdy jego państwo się kłócili. Chciał ich pogodzić. Wyskoczył spod stołu i skoczył na Janusza, liżąc mu twarz i machając ogonem. Janusz nie był z tego jego zadowolony. Odepchnął psa i krzyknął:
- Spadaj, głupi psie! Zostaw mnie w spokoju!
Konrad nie zrozumiał tego gestu. Pomyślał, że Janusz chce się z nim bawić. Ponownie skoczył na niego i zaczął ciągnąć go za rękaw. Janusz stracił cierpliwość. Chwycił psa za kark i rzucił go na podłogę.
- Auuu! - zawył Konrad.
Wszyscy w stołówce odwrócili się w stronę hałasu. Zobaczyli leżącego na podłodze psa, płaczącą Grażynę, siedzącego przy stole pana Marka i stojącego nad nimi Janusza z piwem w ręku.
- Co tu się dzieje? - spytała właścicielka pensjonatu, podchodząc do nich.
- Ten pijak znęca się nad swoim psem i żoną! - krzyknął jeden z gości.
- To skandal! - dodał inny gość. - Wezwijcie policję! - zawołał.
Wkrótce do pensjonatu przyjechała policja. Zatrzymali Janusza i zabrali go na komisariat. Grażyna pojechała z nimi, chcąc wyjaśnić sytuację. Pan Marek został w pensjonacie z Konradem. Pies był przestraszony i obolały, ale pan Marek pocieszał go i głaskał.
- Nie martw się, Konradzie - mówił pan Marek. - Wszystko będzie dobrze. Grażyna wróci i zabierze cię stąd. A Janusz nauczy się lekcji i przestanie pić.
I tak się stało. Grażyna wróciła po kilku godzinach. Wyjaśniła policji, że Janusz ma problem z alkoholem i że potrzebuje pomocy. Policja uwierzyła jej i puściła Janusza wolno pod warunkiem, że będzie się leczyć i nie będzie pić więcej. Grażyna zaprowadziła Janusza do pokoju i położyła go do łóżka. Potem poszła do pana Marka i Konrada.
- Przepraszam was za to wszystko - powiedziała Grażyna. - To moja wina, że pozwoliłam Januszowi pić tak dużo.
- Nie przepraszaj, Grażynko - odpowiedział pan Marek. - To nie twoja wina, że Janusz ma problem z alkoholem.
- Ale ja go kocham i chcę mu pomóc - powiedziała Grażyna. - Muszę znaleźć dla niego jakieś leczenie.
- To dobrze, że się o niego troszczysz - powiedział pan Marek. - Ale musisz też pamiętać o sobie. Nie możesz się poświęcać tylko dla niego. Musisz też żyć swoim życiem.
- Jak mam żyć swoim życiem, skoro on jest moim życiem? - zapytała Grażyna.
- On nie jest twoim życiem, Grażynko - odpowiedział pan Marek. - On jest tylko częścią twojego życia. Masz też inne części: swoją pracę, swoje hobby, swoich przyjaciół, swojego psa. Nie możesz ich zaniedbywać.
- Ale ja nie mam nikogo innego oprócz niego - zaprotestowała Grażyna.
- Masz mnie - powiedział pan Marek. - Jestem twoim przyjacielem i zawsze będę cię wspierał. Możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję ci, Marku - powiedziała Grażyna i uśmiechnęła się. - Jesteś bardzo dobrym człowiekiem.
- Nie ma za co, Grażynko - odpowiedział pan Marek i też się uśmiechnął.
Wtedy Konrad podszedł do nich i zaczął merdać ogonem. Chciał się przytulić i pokazać, że ich kocha.
- A ty też jesteś dobrym psem, Konradzie - powiedziała Grażyna i pogłaskała go po głowie.
- Tak, Konradzie, jesteś wspaniałym psem - dodał pan Marek i też go pogłaskał.
Konrad był szczęśliwy. Czuł się kochany i akceptowany. Zapomniał o tym, co się stało wcześniej.
- Wiesz co, Marku? - zapytała Grażyna. - Może jutro pójdziemy na spacer po plaży? Może to nam wszystkim dobrze zrobi.
- Dobry pomysł, Grażynko - odpowiedział pan Marek. - Myślę, że to będzie miłe.
- A ty, Konradzie, chcesz iść z nami? - zapytała psa Grażyna.
- Hau! Hau! – odparł Konrad.
- To ja go zachęcałam do picia - przyznała Grażyna. - Myślałam, że to pomoże mu się zrelaksować i zapomnieć o problemach w pracy.
- Grażynko, picie nie rozwiązuje problemów, tylko je pogłębia - powiedział pan Marek. - Janusz musi zmierzyć się ze swoimi trudnościami i szukać innych sposobów radzenia sobie ze stresem. A ty musisz mu w tym pomóc, ale nie poprzez akceptację jego nałogu, tylko poprzez motywację do zmiany.
- Masz rację, Marku - przyznała Grażyna. - Muszę być dla Janusza silna i stanowcza. Nie mogę pozwolić, żeby pił więcej. Muszę go namówić na terapię i wsparcie.
- To dobrze, że tak myślisz - pochwalił ją pan Marek. - Pamiętaj, że nie jesteś sama. Możesz liczyć na mnie i na Konrada. My też chcemy, żeby Janusz był zdrowy i szczęśliwy.
- Dziękuję wam bardzo - podziękowała Grażyna. - Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi.
Grażyna przytuliła pana Marka i pogłaskała Konrada. Pies machnął ogonem i oblizał jej twarz.
- A teraz chodźmy do Janusza - zaproponowała Grażyna. - Może się obudził i chce z nami porozmawiać.
Grażyna, pan Marek i Konrad poszli do pokoju, w którym spał Janusz. Był już późny wieczór, a w pensjonacie panowała cisza. Wszyscy inni goście poszli spać lub na spacer po plaży. Grażyna otworzyła drzwi do pokoju i zajrzała do środka. Zobaczyła Janusza leżącego na łóżku, przykrytego kołdrą. Jego twarz była blada i spokojna.
- Janusz? - szepnęła Grażyna. – Obudziłeś się już?
Janusz poruszył się i otworzył oczy. Spojrzał na Grażynę i uśmiechnął się słabo.
- Grażynko... - wymamrotał Janusz.
- Jak się czujesz? - zapytała Grażyna.
- Źle... - odpowiedział Janusz.
- Przepraszam cię za to, co się stało - powiedziała Grażyna.
- Nie przepraszaj... To ja powinienem cię przeprosić... Za to, jak cię potraktowałem... Za to, co zrobiłem Konradowi... Za to, że zepsułem nam wczasy... - wyznał Janusz.
- Nie mów tak... To nie twoja wina, że masz problem z alkoholem... To choroba... I możesz się z niej wyleczyć... Jeśli tylko tego chcesz... - pocieszała go Grażyna.
- Chcę... Chcę się wyleczyć... Chcę być dla ciebie dobrym mężem... Chcę być dla Konrada dobrym panem... Chcę być dla pana Marka dobrym przyjacielem... Chcę być sobą... - wyznał Janusz.
- To dobrze, że tak mówisz - powiedziała Grażyna. - Ja ci w tym pomogę. Pójdziemy razem na terapię. Znajdziemy grupę wsparcia. Zmienimy nasze nawyki. Zaczniemy nowe życie.
- Naprawdę? Naprawdę mi pomożesz? Naprawdę mi wybaczysz? Naprawdę mnie kochasz? - pytał Janusz.
- Naprawdę - odpowiedziała Grażyna. - Kocham cię, Januszu. I zawsze będę cię kochać.
Grażyna pochyliła się nad Januszem i pocałowała go w czoło. Janusz objął ją ramionami i przytulił do siebie.
- Kocham cię, Grażynko - powiedział Janusz. - Dziękuję ci za wszystko.
W tym momencie do pokoju wszedł pan Marek z Konradem. Pies podbiegł do łóżka i skoczył na nie, liżąc twarze Grażyny i Janusza. Pan Marek usiadł na krześle obok łóżka i uśmiechnął się.
- Cieszę się, że się pogodziliście - powiedział pan Marek. - To najlepsza wiadomość tego dnia.
- Dziękujemy ci, Marku - podziękowali Grażyna i Janusz. - Jesteś naszym aniołem stróżem.
- Nie ma za co - odparł pan Marek. - Jesteście moją rodziną.
I tak zakończyły się wczasy w Łebie. Grażyna, Janusz, pan Marek i Konrad wrócili do domu, pełni nadziei i miłości. Janusz zaczął leczenie od alkoholizmu i stopniowo wracał do zdrowia. Grażyna wspierała go i motywowała do zmiany. Pan Marek był dla nich przyjacielem i doradcą. Konrad był dla nich wiernym towarzyszem i opiekunem. Wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni.
A co z pensjonatem w Łebie? Cóż, właścicielka pensjonatu nie była zadowolona z tego, co się tam wydarzyło. Postanowiła więc wprowadzić nowe zasady. Od teraz nie przyjmowała już gości z psami ani z piwem. Tylko z kawą i ciastem.