Przejdź do komentarzyRozdzial III.1.
Tekst 11 z 11 ze zbioru: Roboczy
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-12-27
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń40

Część III.


Rozdział I. Przebudzenie


Wiktor obudził się nagle, gdy jego oczy oślepiły światła zbliżającej się z rykiem ciężarówki. “To tylko sen” - przeszło mu przez głowę, kiedy rozejrzał się po swoim dobrze znanym pokoju i pomału zaczął uspokajać oddech. “To tylko sen...” - powtórzył do siebie w myślach, tak naprawdę nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.


W nogach na łóżku zwinięta w kłębek księżniczka-tymczasowo-kotka Jaśmina spała w najlepsze.


- Jaśmino, śpisz? - Wiktor spróbował nawiązać myślowy kontakt.

- Nie, już nie śpię. Ktoś postanowił mnie obudzić bladym świtem - mruknęła w myślach Wiktora kotka i otwarła jedno oko.

- Jaśmino, czy ty też miałaś ten sen? Byłaś w moim śnie?

- Nie, skądże. To tak nie działa. Sen był twój. Ja go tylko sprowokowałam.

- Widziałem we śnie rzeczy, których ty nie mogłaś widzieć, bo cię tam nie było. Jak to możliwe? - kontynuował myślowy dialog z kotką Wiktor.

- Ba, skąd ja mam to wiedzieć? W takich przypadkach nasz nadworny czarownik – ten nieudacznik i zdrajca Notimerus – zwykł mawiać, że magia jest wielka. Może rzeczywiście i tak jest. A co konkretnie ci się przyśniło?


Wiktor opowiedział Jaśminie swój sen ze szczegółami. Kotka nie ukrywała zdziwienia.


- No proszę, czyli wieś ocalała... Gdybym wiedziała, że armia szkieletów zostanie rozbita, zanim się sformuje...

- A co by to zmieniło?

- No, nie wiem... Może udałoby się i na zamku powstrzymać szturm orków, a tak... No, ale to już daremne żale.


Zamilkli oboje, pogrążając się w swoich myślach. Nagle Wiktor przerwał milczenie:


- Jaśmino, pokaż mi swój medalion na obroży.

- A co z nim nie tak? - przesłała myśl do chłopca kotka.

- Po prostu chodź tu i pokaż go mi.


Jaśmina zbliżyła się do chłopca, a ten zdjął jej skórzany rzemień z szyi i przyjrzał się uważnie klejnotowi, który go ozdabiał. Był to szary, owalny kamień z rzadka poprzetykany czarnymi żyłkami. Wiktor pokazał go Jaśminie.


- Widzisz? Jest szary i matowy. A twoja ciotka Taris mówiła w moim śnie, że im więcej jest w nim many, tym bardziej szmaragdowy jest jego kolor. Coś mi się wydaje, że ten czarodziejski medalion jest bardziej pusty niż pełny...

- Mrrr... - zamruczała w jego głowie Jaśmina - rzeczywiście. W Nordii, kiedy widziałam go własnymi oczami po raz ostatni, był intensywnie szmaragdowy. Przejście przez portal musiało kosztować sporo many... Pewnie i utrzymanie mnie w kocim ciele też nie obywa się bez jej udziału. I to tłumaczy, dlaczego ten czarodziejski motylek, którego pokazałam ci przy naszym pierwszym spotkaniu, był taki nietrwały...


Między chłopcem i kotką znów zapadło milczenie.


- Boję się, że bez uzupełnienia many w medalionie może stać się coś złego - pomyślała w głowie Wiktora Jaśmina-tymczasowo-kotka. Ciotka przecież w ogóle planowała, że spędzę w ciele kota tylko parę chwil. A ile to już przeszło? Miesiące...

- A nie próbowałaś znaleźć gdzieś źródła many w naszym świecie? - zadał myślą pytanie Wiktor.

- A jakże. Właściwie cały czas to robię. Ale niczego nie czuję. Wasz świat jest mało czarodziejski.

- No to mamy problem – markotnie pomyślał Wiktor w stronę kotki.

- Ba! - odpowiedziała myślą Jaśmina - żeby to jeden... I jeśli już mowa o problemach, to najwyższy czas rozwiązać choć jeden z nich. Dzień już wstał, a Szynka Babuni wciąż zamknięta w lodówce. Do dzieła, sir Wiktorze!



Rozdział II. Co jest najlepsze w życiu?


Szare, listopadowe dni mijały jeden za drugim, nie przynosząc wiele nowego. Szkoła, praca, a w przypadku Jaśminy - leniwe wyglądanie przez okna w przerwach między posiłkami i grzebaniem w kuwecie. Żadnej magii, żadnych przygód. Ba, czy taką wegetację w ogóle można nazwać życiem? Lecz piątkowy wieczór przyniósł ożywczy powiew. Rodzina siedziała w dużym pokoju, nazywanym z rozmachem “salonem”. Właściwie każdy zajmował się swoimi sprawami we własnym telefonie. Tylko jeden Piotr skakał leniwie po kanałach TV. Nagle zatrzymał się i rozpromienił:


- “Conan Barbarzyńca”! No, chłopaki, zostawcie telefony! Przed nami seans filmowy!


Wiktor i Maks ciekawie podnieśli głowy znad swoich gadżetów. Nawet Jaśmina, drzemiąca na małej pufie, otwarła leniwie oczy.


- Piotrek, no co ty? - odezwała się Anna, również podnosząc oczy znad telefonu – Chyba żartujesz... Przecież to nie jest film dla dzieci... To jakiś horror.

- Aniu - podjął Piotr - przecież to klasyka. “Conan Barbarzyńca” z Arnoldem. To nasze dzieciństwo...

- Może twoje. Ja takich koszmarów nie oglądałam. I chłopcy też nie powinni. Potem spać nie będą.

- Kochanie, nie przesadzaj... To przecież taka bajka. Oni tam w tym swoim Tik-taku gorsze rzeczy mają. A tu choć fabuła jest...

- No, nie wiem, nie wiem... – Anna nie była przekonana – ale jak się będą budzić z krzykiem w środku nocy, to ty ich będziesz uspokajał.

- Słowo harcerza! - raźno podjął Piotr - będę ich uspokajał.

- Ale ty przecież nie byłeś w harcerstwie...

- Ty to się zawsze musisz przyczepić do szczegółów...


Anna westchnęła, zabrała telefon i wyszła do sąsiedniego pokoju. Piotr z chłopcami i Jaśminą pozostali przed telewizorem. Conan zdecydowanie zawładnął wyobraźnią chłopców.


- Tata, a jak by Conan był w Roblox, to by wszystkich ownował? - zapytał w pewnej chwili Maks.

- No co ty! - Wiktor wyraźnie się nie zgadzał - przecież on ma tylko miecz, a z mieczem przeciw karabinowi nie wygrasz.

- Ale ile on ma HP... - rozmarzył się Maks.

- Panowie, cicho. Oglądamy - uciął rodzący się spór Piotr.


Mimo że film skończył się późno, chłopcy w swoim pokoju długo jeszcze nie mogli zasnąć. Maks zastanawiał się, ile tak naprawdę HP miał Conan i czy aby na pewno ze swoim stalowym mieczem nie dałby rady na Robloxowych strzelankach. Wiktorowi ganiały po głowie różne myśli. Jaśmina, która już na stałe nocowała w pokoju dzieci, również nie mogła znaleźć sobie miejsca.


- Jaśmino! - pomyślał Wiktor.

- Mrrr... - usłyszał w swojej głowie w odpowiedzi.

- Tęsknisz za domem? Za Nordią?

- Mrrr... A jak myślisz? Tęsknię.

- Ale przecież tu nie jest ci źle. Masz jedzenie. Wszyscy cię lubią. Nawet mama już się do ciebie przyzwyczaiła...

- Pamiętasz, co powiedział Conan, kiedy go zapytano, co jest najlepsze w życiu?

- No, ba! Jasne! “Rozbić wrogów, widzieć ich na kolanach i słyszeć lament ich kobiet” - Wiktor starał się w myślach nadać swojemu głosowi niski ton Conana Cymeryjczyka.

- No to wiedz, że on nie miał racji...

- Jak to? A co jest najlepsze w życiu? - zdziwił się w myślach Wiktor.

- Otóż, mój drogi, Conan zupełnie nie miał racji. W życiu najlepsze jest to, by spoglądając za siebie nie żywić życzenia zrobić czegoś inaczej, niż się zrobiło. To taka elementarna uczciwość wobec siebie samego. Bez niej najlepsza szynka przestaje smakować... - Jaśmina zamilkła na chwilę - I nawet widok pobitych wrogów na kolanach wtedy nie cieszy.

- To znaczy... - podjął myśl Jaśminy po długim namyśle Wiktor i jej nie dokończył, pogrążając się w zadumie.

- ...to znaczy - kontynuowała Jaśmina, że nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym pozostała tu, w tym świecie... W tym świecie... kotem. Nie ma takiej szynki, która byłaby tego warta...



Rozdział III. Na budowie


Następnego ranka Piotr po śniadaniu zaczął zbierać się do wyjazdu na budowę nowego domu.


- Może weźmiesz chłopaków ze sobą? - zaproponowała Anna - dziś świeci słońce i nie jest zimno. Oderwą się trochę od swoich telefonów i poodychają świeżym powietrzem. Dobrze im to zrobi.

- W sumie, czemu nie? - odpowiedział Piotr - Chłopcy, ubierajcie się ciepło, jedziemy zobaczyć nasz nowy dom.


Jaśminę, która dotąd przyglądała się domownikom z wysokiej półki w przedpokoju, ta wymiana zdań mocno zaciekawiła.


- Wiktorze! - zaczepiła myślą chłopca, kiedy ten przechodził koło jej stanowiska na półce - ja też chcę pojechać! Umieram tu z nudów!

- No to coś zrób - odpowiedział w myślach Wiktor, skupiając się na poszukiwaniach swetra, rękawiczek i jakiejś czapki, która nie miałaby za bardzo obciachowego pompona.


Jaśmina zeskoczyła z półki i siadła pod drzwiami wejściowymi do mieszkania.


- Tata, tata! - krzyknął Maks – kot też chce jechać! Weźmiemy kota? Proszę...

- To nie jest kot, tylko kotka - poprawił Wiktor – i tak w ogóle, to nazywa się Jaśmina.

- A skąd wiesz? - zapytał Maks.

- Sama mi powiedziała - odparł Wiktor, wzruszając ramionami, bo wiedział z doświadczenia, że do jego młodszego brata najlepiej trafiają najprostsze rozwiązania.

- A... No tak... Jak tak, to tak. Kotka Jaśmina. To nawet tak ładnie - Maks zamyślił się na chwilę - Tato! Weźmiemy kotkę Jaśminę ze sobą? Jej się tu na pewno nudzi...


Dzieci, nawet bez udziału czarów, potrafią czasem bardzo celnie trafiać w sedno spraw. Chwilę potem, chcąc nie chcąc, Piotr dostawał z głębokości szafy plastikowy transporter, do którego Jaśmina bardzo ochoczo weszła. Nader ochoczo jak na kota. I tym sposobem wkrótce wszyscy razem zajęli miejsca w starym oplu, by ruszyć na spotkanie przygody. Wiadomo wszak, że każda droga wiedzie wprzód, i wprzód, a czasem wystarczy wykonać jeden krok, by ruszyć w bardzo daleką podróż.


Tym razem droga nie zawiodła naszych bohaterów bardzo daleko, bo już po dwudziestu minutach Piotr zaparkował opla na piaszczystej drodze przed wiejskim domkiem w budowie. Był to niewielki budynek, położony na samym końcu wsi i końcu ślepej, wąskiej, polnej drogi. Stał samotnie, otoczony polami. Najbliższy sąsiad, prowadzący na kilku hektarach ogrodnictwo, mieszkał o kilometr dalej. Powiedzieć o tym, że była to nader spokojna okolica, to nic nie powiedzieć. Była to okolica bajkowa. Pola, widoczny na skraju działki wał przeciwpowodziowy, a za wałem rozpoczynał się dziki las łęgowy. Łęgowy, czyli zalewany od czasu do czasu przez przepływającą kilometr dalej rzekę. W lesie można było znaleźć niewielkie jeziorka porosłe tatarakiem, a na jeziorkach bobrowe żeremia. W gęstwinie poszycia kryły się lisie i borsucze nory oraz wiele, wiele innych tajemnic. Na brzegu lasu, tuż za wałem, rozpościerał swoje grube konary potężny dąb, liczący sobie na pewno kilka wieków.


Dla Jaśminy, która po wyjściu z transportera ostrożnie wciągała w nozdrza przynoszone przez wiatr wonie, od razu stało się jasne, że to dobra okolica. No, a jeśli nie dobra, to na pewno ciekawa. O wiele ciekawsza niż miasto, w którym spędziła ze zmiennym szczęściem ostatnie miesiące.


Piotr rozmawiał z robotnikami układającymi na dachu brązową dachówkę, Maks z zacięciem rozkopywał ogromną łopatą górę piachu, jaka piętrzyła się na małym klombie przed domem, Wiktor próbował złapać zasięg w telefonie, a Jaśmina pomału obchodziła budynek, wciąż uważnie węsząc. Kiedy wyszła zza rogu, otwarł się przed nią widok na wał i rosnący za nim dąb. Coś w tym drzewie przykuło jej uwagę. Koty nie widzą zbyt dobrze na odległość, ale doskonale dostrzegają ruch. A w gałęziach dębu coś się wyraźnie poruszało. Coś dużego i czarnego. Coś, co nakryło Jaśminę gwałtowną falą wspomnień.


- Nestor! - pomyślała głośno Jaśmina i pędem rzuciła się długimi susami przez pole oddzielające dom od wału przeciwpowodziowego.

- Jaśmina! - krzyknął cicho Wiktor, podniósłszy głowę znad telefonu. I sam puścił się biegiem przez pokryty szronem nieużytek.


Piotr nadal zajęty był rozmową z majstrami. Maks kopał coraz większą dziurę w ogromnej górze piasku.


C.D.N.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Już samo oparcie fabuły na założeniu, że

/bez tłumaczenia na nasze/

doskonale R O Z U M I E M Y

cudze wypowiedzi i myśli,

wyprowadza nas w świat metafizyki /science fiction i fantasy/


E R G O

na manowce myślenia.

Par example dzieciaczki w portugalskiej Fatimie świetnie ROZUMIAŁY, co do nich mówiła po hebrajsku/aramejsku Żydówka z Ziemi Świętej Miriam
avatar
JAK TO MA SIĘ DO PRZYGÓD JASMINY I WIKTORA?

Zwyczajnie ma się. Przyjęcie określonej konwencji artystycznej /tutaj literackiej/ w naszych głowach potrafi czynić cuda: /prorok mniejszy/ biblijny Jonasz trafia do brzucha wielkiej ryby /rekina wielorybiego?/, Kopciuszek na królewskie salony, a my - hop! do krainy fantasy
avatar
Posłuchajmy, co mruczy do Wiktora /tymczasowo/ kotka Jasmina:

W życiu najlepsze jest to, by, spoglądając za siebie, nie chcieć zrobić niczego inaczej, niż się zrobiło.
To taka elementarna uczciwość wobec samego siebie. Bez niej nawet najlepsza szynka przestaje smakować.

(patrz rozdział II)

Za kilka dni Nowy /2025/ Rok.

Z życzeniami

m n i e j fajerwerków i petard szynki
w i ę c e j autorefleksji

- koteczka Jaśmina
© 2010-2016 by Creative Media
×