Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2025-03-04 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 17 |

Zimą 1944 roku wśród ścieśnionych ławek, na ziemi, schowany tak, że trudno było się tego domyślić, zmarł jeden z nas. Pieniący się esesmani trzymali obóz na apelu całą noc na mrozie tak długo, aż jakiś kapo wpełzł pod ławki i odnalazł trupa...
Najbardziej dokuczała nam teraz nuda, zimno i głód. Jedzenie w ``centruszce`` z cosobotnimi paczkami od naszych przyjaciół z Rygi wydawało się nam luksusem!
Obok nas był barak żydowski. Najgroźniejszy i najbardziej nieludzki był widok męczonych Żydów. Położenie Polaków nie było dobre, mimo że byliśmy w większości, ale położenie Żydów było po prostu straszne: kaci nie dawali im chwili wytchnienia, dręczyli ich i tłukli na śmierć! Z naszych głodowych porcji dla Aryjczyków oni dostawali tylko połowę, marli też więc jak muchy... Kiedy myśmy odpoczywali, sadyści niemieccy, ukraińscy lub łotewscy (nasi wachmani) zamęczali Żydów ćwiczeniami ``padnij!``, ``powstań!`` lub innymi ``żabkami``, tak że w końcu pozostał tylko jeden... Tak wyniszczonego człowieka nigdy później nie widziałem!
Nieco na uboczu stał barak, w którym przebywali więźniowie Niemcy (tacy też byli w obozie!). Pewnego razu, przechodząc tamtędy, spotkałem znajomego M.W. z Grudziądza, syna bogatego rzeźnika. Dał mi znak, i schowaliśmy się za barak. Zapytałem:
- Matko święta! Co ty tu robisz?
- Wiesz, że stary został Volksdeutschem? Mnie wzięli do Wehrmachtu - no i zwiałem z frontu.
- To miałeś dużo szczęścia! Za dezercję grozi kula w łeb!
Przyznał mi oczywiście rację. Tutaj w tym swoim baraku się byczył, ojciec przysyłał mu sute wałówki, żadna praca go nie obowiązywała... Niemcy nawet nie wychodzili do apelu!
- Pewnie jesteś głodny?
- Jeszcze pytasz?! - z zazdrością patrzyłem na spaśniętego Niemczuka ``Fokstrota``, jak go w szkole nazywaliśmy.
- Poczekaj, - powiedział... i po chwili przyniósł mi gęstej, tłustej zupy w fajansowym, głębokim talerzu. - Przychodź co dzień. Zapukasz w okno (pokazał, w które). Tylko żeby ciebie Niemcy nie widzieli!
Można sobie wyobrazić, jak mi ta zupa smakowała! Nie wiem... może to jemu, a na pewno kowalowi Pietkiewiczowi zawdzięczam, że Stutthof jednak przeżyłem.