Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-09-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2835 |
Leżę na twardej kozetce w ciasnym pokoiku. Jest bardzo jasno i cicho. Gdzie są wszyscy? Ach, tak, poszedł po lekarza. Nie wraca. Czuję, jak coś przeciska się w głębi mojego podbrzusza w dół. `Nie, nie teraz` - szepczę błagalnie. Moje oczy wilgotnieją, a na czoło występują krople potu. `Pomocy!` - krzyczę, ale nikt nie nadchodzi. Jestem sama, zupełnie sama. Moja ręka wędruje w okolice ud, gdzie napotyka wilgotny czubek małej główki. Rozpaczliwym gestem próbuję wepchnąć ją z powrotem, do wewnątrz. Tam będzie bezpieczna. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że jeśli urodzę w tej chwili, sama, bez fachowej pomocy, stanie się coś złego. `Proszę, nie możesz teraz, poczekaj, proszę...` - wymawiam te słowa jak zaklęcia.
Dwa dni później mam kolejny sen. Stoję w białym labiryncie o wysokich ścianach. W dłoni ściskam rączkę, należącą do małego chłopca o łobuzersko roześmianej twarzy. Ma na sobie krótkie spodenki i czapkę z daszkiem, a kiedy rozchyla usta w uśmiechu, ukazują się dwie duże białe jedynki, jak u wielkanocnego zająca. Nagle chłopiec wyrywa się i ucieka. `Mamo, złap mnie!` - krzyczy zaczepnie i znika za rogiem. Rzucam się w pogoń za nim, ale nie znajduję go za zakrętem. Przemierzam kolejne alejki - bez skutku. `Gdzie jesteś?! Wracaj!` - mój głos niknie w przestrzeni, wchłonięty przez białe mury.
2010
Witaj. Nie spodziewałam się Ciebie. Pojawiłeś się tutaj tak nagle, że nawet nie zdążyłam się zastanowić nad tym, jak będzie wyglądało moje życie, kiedy w nim zagościsz. Gdy teraz o tym myślę, wiem już - nie jestem jeszcze gotowa na twoją wizytę. To zła pora. Wszystko mam poukładane: każda szufladka mojego istnienia jest w tej chwili wypełniona, żadna z nich nie jest póki co podpisana twoim imieniem. Przez ciebie będę musiała dokonać w nich wielkiej rewolucji. Wszystko wyrzucić na jedną stertę, a potem uporządkować na nowo. Niektóre z tych rzeczy powędrują gdzieś na dno, będą też takie, których, chcąc nie chcąc, pozbędę się na zawsze. Tak, pozbędę się paru moich marzeń. Ty zajmiesz najwyższą i najbardziej przestronną szufladę. Bo taka jest kolej rzeczy.
`Hej! Wszystko będzie w porządku! Nie martw się!` - mówi On, ale oprócz tych słów nie potrafi dać mi żadnej recepty na to, w jaki sposób będziemy sobie radzili z twoją obecnością. Gdybym tylko mogła cofnąć czas... Na pewno mocniej zaryglowałabym przed tobą drzwi. Teraz jestem już bezsilna, więc wypieram w zakamarki nieświadomości fakt, że jesteś. Próbujesz o sobie przypomnieć na różne sposoby, ale staram się to ignorować, tak jak właściciela hotelu nie interesuje, co w zaciszu swoich pokoi robią jego goście, dopóki robią to nie czyniąc hałasu.
I gdy już prawie przechodzę nad tym do porządku dziennego, pewnego poranka dzieje się coś dziwnego. Budzę się dosyć wcześnie, jak gdyby coś mnie do tego zmusiło. Wstaję i dostrzegam na prześcieradle karminową plamę. Spoglądam w dół mojej koszuli nocnej, gdzie widnieje bliźniaczo podobny kleks. Nie rozumiem. Czyżby to wszystko to był tylko zbyt realistyczny sen?
Nie, to dzieje się naprawdę, choć zupełnie nie brałam pod uwagę takiej opcji. Ubieram się i udaję tam, gdzie ktoś na pewno powie mi, co się ze mną dzieje. Dalej wszystko dzieje się jak w zwolnionym tempie. Łóżko, tabletka, krew, igła, łóżko, tabletka, krew, igła... Przygląda ci się człowiek w białym fartuchu. `...gie es de sześć i siedem... ce er el cztery i dwa...` - jak przez mgłę docierają do mnie jego słowa, które skierowane są ku sumiennie notującej te dziwne liczby kobiety siedzącej za ścianą. `Proszę pisać dalej...` - na moment zawiesza głos i rzuca szybkie spojrzenie w moją stronę - `nie zarejestrowano.` - referuje rzeczowym tonem.
Opuszczasz mnie trzy dni później. Kobieta z wysoko upiętym kokiem zanosi cię owiniętego w białą bawełnę do miejsca, gdzie wraz z odciętymi komuś bezpowrotnie palcami, rękami, nogami, będziesz czekał na swoją kolej w płomieniach. To dziwne. Byłam przekonana, że jeśli przyjdziesz, pozostaniesz już na zawsze. Tymczasem w moim życiu nadal będzie istniał taki sam ład jak dotychczas. Tego przecież pragnęłam - dlaczego więc czuję pustkę? Byłeś tak krótko, nie zdążyłam Cię poznać. Ba! Nie mam nawet pojęcia, czy powinnam mówić o tobie `byłeś`, a może `byłaś`? Czy ty w ogóle byłeś życiem, czy mam prawo tak o tobie myśleć? Może tylko małym pyłkiem, przywianym przez wiatr, sumą kilku drobnych atomów, które się rozpadły?
Nie zdążyliśmy nikomu powiedzieć o tym, że u nas zamieszkałeś, nie musimy więc tłumaczyć się z twojej wyprowadzki. Kogo zresztą interesowałoby sześć milimetrów materii, której nigdy nie widział, nie dotknął?
2010, 1 listopada
Po dwóch miesiącach wciąż o tobie pamiętam. Pamiętam z mieszaniną żalu, poczucia winy i wstydu. Wstydu, że pamiętam o czymś, czego prawie nigdy nie było. Kiedy stawiam znicz na grobie dziadka, przychodzi mi do głowy, by kupić jeszcze jedną lampkę. Biorę białą, z figurką pyzatego aniołka. Zapalam i umieszczam obok pierwszej. `Piękny znicz!`- uśmiecha się kobieta opiekująca się sąsiednim grobem, dawna znajoma naszej rodziny. - `Na pewno spodobałby się twojemu dziadkowi.` `Tak, piękny` - przytakuję cicho, patrząc na tlące się światełko.
2011
Oto i jesteś. Kolejny gość w naszym domu. Kiedy wszedłeś? Nie zapraszałam cię, ale skoro już postanowiłeś mnie odwiedzić, proszę, rozgość się. Wiesz, rok temu też miałam taką niespodziewaną wizytę. Byłam wtedy przerażona i on w końcu ustąpił, wyniósł się. Potem bardzo źle się z tym czułam. Dlatego z tobą będzie inaczej. Cieszę się, że jesteś. Nauczymy się wspólnego życia.
Kilka tygodni później przychodzi Złe. Wyławiamy cię z czerwonej rzeki i zakopujemy w brunatnej ziemi.
PO
Jeszcze jedna śrubka, parę ruchów śrubokrętem... i jest. Drzwi są szczelnie zamknięte. Potrzeba nieludzkiej siły, by się przez nie przedostać. `Nie rób tego, proszę.` - mówi On. `Otworzysz je kiedyś, prawda?` - przygląda mi się uważnie. `Tego nie wiem. Po prostu się boję.`
Czego? Tego, że ze strachu przed Złym położę się nieruchomo na łóżku i całe dnie będę gapić się w sufit, odliczając dni. Tego, że każde wyjście, choćby do łazienki, będzie napawać mnie lękiem. Będę nieustannie dotykać drżącą dłonią wewnętrznej części ud, by sprawdzić, czy przypadkiem nie nadeszło znowu Złe. Będę w tym prawie całkiem sama, bo nikomu nie powiem, żeby nie kusić licha. Co prawda On będzie przy mnie, ale szybko się zniechęci. Ucieknie w pracę, w inne zajęcia, przeżyje to po swojemu. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że cały czas będzie ode mnie słyszał: `Odstaw tę szklankę na górną półkę! Ona nie może stać na dolnej, bo Złe...`, `Ten kubek musi stać uszkiem w tamtą stronę - inaczej Złe...`, `Nie zakładaj tej koszuli! Byłeś w niej, gdy Złe...`. Lęk będzie na mnie czyhał za każdym rogiem, aż w końcu zwariuję.
Dlatego ja też uciekam i zamykam się na cztery spusty. To boli, ale nie chcę ryzykować większego bólu, gdyby Złe stało się po raz trzeci.
***
Nie, nie! Znów śnię o koszmarnym, białym labiryncie! Cicho, pusto i tylko ja zagubiona pośrodku niczego. Gdy zastanawiam się, w którą stronę pójść, by się stąd wydostać, za moimi plecami rozlega się dziecięcy śmiech. Podskakuję ze strachu i oglądam się za siebie. Mały chudzielec wbija we mnie wzrok spod czerwonej czapki. Stoję sztywno w miejscu, jakby dosięgnął mnie paraliż. I kiedy tak tkwię wewnątrz labiryntu, czuję, jak mała rączka ściska moją dłoń. `Chodźmy już, mamo.` - szepcze głos należący do rączki. - `Chodźmy do domu`.
oceny: bezbłędne / znakomite
(patrz tekst i tytuł)
Ale nie niweczy!
W Polsce w 2020 roku 1,7 tysiąca kobiet "urodziło" martwe dziecko.
Aż 40 t y s i ę c y matek /w tym samym 2020 roku/ poroniło wcześniaki, które BEZ INKUBATORA, pielęgniarek i lekarzy neonatologów nie miałyby żadnych szans na przeżycie.
Porażająca skala tego masowego zjawiska powinna
z siłą wodospadu
OBUDZIĆ wszystkich tych, którzy
w 3. tysiącleciu po Chrystusie
w wolnym, od 17 lat dotowanym unijnymi wielkimi pieniędzmi kraju
zarządzają polską służbą zdrowia
d z i s i a j
w 3. tysiącleciu po Chrystusie
ponad 70 t y s i ę c y niczyich "dzieci niechcianych".
CO JEST Z TYM NASZYM GOSPODARZEM NIE TAK, ŻE DOM NASZ OD DZIESIĘCIU JEST TAK DZIEĆMI UBOGI
??!
Jesteśmy narodem starców! 9,8 milionów Polaków to dziadki i babki!
Tekst
napisany 10 lat temu
zamieciony pod dywan
i skrupulatnie przemilczany
nadal coś mówi.
CO MÓWI NAM TEN TEKST
??!
DOM NASZ OD DZIESIĘCIOLECI JEST TAK UBOGI DZIEĆMI