Przejdź do komentarzyDwa i pół słowa odbite od muru
Tekst 3 z 3 ze zbioru: Szuflada
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2011-03-08
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2328

Wiosna. Słońce, ptaki, zieleń, zapowiedź lata, zapach szczęścia.

- Od dwóch tygodni biorę leki.

- Jesteś chora? Nic nie mówiłaś.

- Lekarz powiedział, że mam depresję.

- Ale… jak to? – Marta spojrzała na swoją przyjaciółkę jak na dziwacznie niezrozumiałe zjawisko. Znały się od dzieciństwa, wiedziały o sobie wszystko. Ale te kilka słów sprawiło, że nie wiedziała co ma w tej chwili myśleć, ani tym bardziej co powiedzieć. Język jej zesztywniał, twarz skamieniała, oczy ukazywały tylko bezradność. Marta widziała ile wysiłku sprawiło Ance to wyznanie. A na dodatek wszystko ją bolało, mdliło i osłabiało.

Pokój Marty, w którym siedziały, był zbyt mały, żeby uciec. Uciec? Raczej wstać, odciąć się, rozchodzić kłębiące się myśli. Wszystko, byle nie patrzeć Ance w oczy. Faktycznie, ostatnio trochę schudła, wyciszyła się, jakby nawet spoważniała. Ale żeby od razu depresja?

Z drugiej strony, nie spędzały ze sobą ostatnio zbyt wiele czasu, widywały się zaledwie raz w tygodniu (przed laty nie potrafiły wytrzymać bez siebie choćby jednego dnia), więc Marta nie wiedziała co tak naprawdę dzieje się z Anką, jak spędza wieczory, czy przesypia noce. Dręczyło ją tylko jedno pytanie:

- Ale dlaczego? Jak dotąd wszystko było w porządku. Praca, mieszkanie, związek z Pawłem… - urwała, na słowo „Paweł” Anka jeszcze bardziej wcisnęła się w obszerny fotel.

- Rozstaliście się? – już nieraz to przerabiali, pomyślała.

- Nie. To znaczy chyba nie…

Anka odpaliła papierosa.

- Przecież rzuciłaś… co się  dzieje?

Ciężkie zasłony w oknach sprawiały wrażenie przytłoczenia całego pomieszczenia. W tym świetle, i tak już wystarczająco blada skóra Anki, stała się jeszcze bardziej wyrazista poprzez swój trupi odcień.


Salon. Wysokie, owalne okna. W oknach cienie, tańczące jednocześnie po beżowych ścianach i krwiście czerwonym dywanie. Skórzana kanapa, dwa fotele, szklany stół. W rogu posążek jakiegoś dziwactwa, wymyślonego na potrzeby rozpowszechniania kiczu. Obiecujący, ale jak na razie nie wart swojej ceny. Pod ścianą wazon z uschniętymi kwiatami. Pośrodku tego wszystkiego Paweł, w pozycji męczennika i Anka, stojąca przed nim jak sparaliżowana.

- Aniu, wyjdź za mnie…

Cisza. Paweł zauważył, że drgnęła jej lewa powieka. Powtórzył:

- Kochanie, wyjdziesz za mnie?

I znowu. Jak grochem o ścianę. Jeszcze do niedawna tak czekała na ten moment. A dzisiaj – dwa i pół słowa odbite od muru. Próżnia. Zaczęło się…

Lawina jej wewnętrznych problemów i co chwilę wymyślanych rozterek, była gwałtowniejsza niż nagły podmuch wiatru przed burzą.


Paweł nawet nie domyślał się, że Anka może o tym wiedzieć. Dowiedziała się miesiąc wcześniej, teraz nawet nie pamiętała skąd. Ale widziała na własne oczy. Obiecała sobie, że dopiero, gdy przekona się o tym osobiście, będzie w stanie w to uwierzyć.

- Kurwa, co mnie wtedy podkusiło… - Marta, nie nadążając za relacją przyjaciółki, starała się skupić raczej na gestach, niż słowach.

- Po jaką cholerę poszłam do tej knajpy? Siedzieli tam, niby tylko rozmawiając. Ale coś mi nie pasowało – zbyt głębokie i przeciągłe spojrzenia, złączone stopy pod stolikiem… Wolałabym zdechnąć w samym środku dnia, niż patrzeć tak na nich. Czy ty sobie wyobrażasz, jak ja się poczułam? Jakby ktoś dał mi zwyczajnie w mordę!

Więc to o to chodziło – pomyślała Marta – Paweł ma kochankę.

- Kochankę?! Moja droga, on ma kochanka! Partnera, chłopca od wyjścia ewakuacyjnego, geja! Zwyczajnego geja… - kolejny papieros.

Martę na dłuższą chwilę zwyczajnie otępiło. Wyglądała jak posążek z salonu Anki, tylko, że z jeszcze bardziej nienaturalnie wykrzywioną twarzą. Ręce jej opadły, nie potrafiła wykrztusić z siebie ani jednego słowa.

- 4 lata kłamstw. I co słyszę po tym czasie? „kochanie, wyjdziesz za mnie?”, ktoś sobie jaja ze mnie robi. Taki kiepski żart. Marta, wiedziałaś o wszystkim, prawda?

- Proszę cię, nie mieszaj mnie w to. Dobrze wiesz, że byłabyś pierwszą osobą, której bym coś takiego powiedziała. Zresztą skąd ja miałabym…

- Dobra, nieważne. – przerwała jej Anka – Mogę wprowadzić się do ciebie na kilka dni? Nie, to zły pomysł, tu mnie znajdą. Muszę wyjechać.

- Ale dokąd? Nie możesz być sama w takim stanie.

Anka zrobiła naburmuszoną minę – W jakim stanie?

- No… w takim. Masz depresję. Przecież będziesz potrzebować kogoś bliskiego. Płaczesz, nie jesz, chowasz się po kątach. Ktoś musi ograniczać ci fajki! – Marta spojrzała na pełną popielniczkę leżącą na oparciu fotela, w którym siedziała Anka, była tu dopiero od dwóch godzin.

- Mam to gdzieś. Chcę stąd uciec, rozumiesz? Nie patrzeć na otaczające mnie ścierwo rzeczywistości. Nie myśleć o kimś, kto okazał się homo, jednocześnie proponując mi wspólne życie! I nikt mi nie powie, że to ja jestem chora…

W tym momencie obie zaczęły zastanawiać się, dlaczego Paweł to zrobił. Może myślał, że Anka sobie coś uroiła i chciał się zrehabilitować? A może faktycznie był jednym z tych wstydliwych gejów, którzy do samego końca próbują się ukrywać pod przykrywką szczęśliwej rodziny?

- Jedno jest pewne, nie będę żyła w wiecznym trójkącie, w którym to nie ja będę kątem rozwartym!


Anka wstała z fotela.

- Będę się zbierać, za godzinę mam być na osobistym seansie dla psychicznie poszkodowanych. – uśmiechnęła się ironicznie.

 Lecz zanim wzięła do ręki płaszcz, by móc zdecydowanym krokiem udać się w stronę drzwi, Marta zwróciła na coś uwagę:

- Powiedziałaś że chcesz uciec, że tu cię znajdą.

- Tak, tak powiedziałam, i co z tego?

Obie wiedziały, że Paweł nie wiedział, gdzie mieszka Marta, nigdy nie mieli zbyt dobrych kontaktów, widywali się raczej z przymusu, na mieście.

- Zostań u mnie, przecież Paweł tu nie przyjdzie.

- Paweł? Ten gnojek nie żyje od dwóch tygodni, zabiłam go jego własną bronią. –  Głośno przełknęła dzienną dawkę leków - Przespałam się z jego byłym. Poznam cię z nim, jest naprawdę milutki.

Marta nie dosłyszała ostatnich słów przyjaciółki, usiadła głęboko w obszernym fotelu. Odpaliła papierosa i spojrzała na zdjęcie swojego męża szeroko otwartymi, rozbieganymi oczami. Wzięła do ręki telefon. Numer ukochanego znała na pamięć, od lat ten sam.

- Tak słucham? Tomek nie może teraz rozmawiać. –  słysząc w słuchawce głos młodego mężczyzny, prawie wypaliła dziurę w obiciu fotela. Twarz jej zbladła, komórka wypadła z bezwładnej dłoni. Miała wrażenie jakby cały pokój obrócił się do góry nogami. Mur. Próżnia.

- Chyba muszę się położyć…


Skończyło się.   

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
.................
avatar
Trójkąt z kantem rozwartym ZAWSZE zawadza o inne, podobne sobie trójkąty i rychło finalnie rozpada się na oczach zdumionego świata na kolejne kanty, kanteczki i kanciki. To figura życiowo zawieszona w próżni.

Jednak czy taki prosty pewnik kogokolwiek czegoś - czegokolwiek? - uczył?
avatar
Żyjemy w bardzo niejednoznacznym świecie, gdzie pod jedną maską kryje się druga, pod nią trzecia... i kolejna. Frajer ten, co szuka prawdy w gadkach-szmatkach drugiego człowieka; wierzy jego słowom, obietnicom, przysięgom, wierszom itp., czyli całej tej mówionej, pisanej - i podpisanej własnoręcznym podpisem - literaturze.
© 2010-2016 by Creative Media
×