Przejdź do komentarzyProtokół z jednego konkursu
Tekst 5 z 20 ze zbioru: Wycinki z odkurzonych zszywek
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2013-05-24
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń4841

Protokół z jednego konkursu


Będzie to, oczywiście, protokół nieoficjany, spisany bowiem nie przez jurorów, lecz przez... przypadkowego obserwatora. Posłuży mi on do sformułowania kilku bardziej ogólnych uwag o sposobach prowadzenia tego typu przedsięwzięć.

Temat konkursu brzmiał: Od Lenino do Berlina. Ambitny, ale jednoczesnie praktycznie nic nie mówił, był mało precyzyjny. Przyjąć jednak można, że dla wyedukowanej historycznie młodzieży był on oczywisty. Konkurs rozpoczęto od bardzo powierzchownego, a w rezultacie nic nikomu niedającego omówienia regulaminu. Następnie zadawano pytania. Były one różne pod każdym względem. Różny więc był i stopień jasności sformułowań, i stopień trudności. Weżmy choćby takie pytanie: Jakie stanowisko zajmował generał Stanisław Popławski? Nie wiedziałem, czy chodzi o stanowisko wobec jakiegoś problemu? Jeżeli tak, to jakiego problemu. Czy też o pełnienie określonej funkcji? Ale w jakim czasie? Najwięcej jednak trudności miałbym z udzieleniem w miarę poprawnej odowiedzi na pytania o maksymalne szybkości poszczególnych generacji iłów i jaków.

Trudności miało też szanowne jury. Jego przewodniczący, po skrupulatnym przeczytaniu treści odpowiedzi zamieszczonej na kartce i porównaniu jej z odpowiedzią uzyskaną od zawodnika, stanowczym ruchem głowy podważył prawdziwość tej ostatniej. Widząc, co uczynił szef, to samo zrobili pozostali jurorzy. Nie mając odpowiedzi na kartkach, musieli przecież na kimś polegać. Ale niespodziewanie odpowiedź zawodnika wziął w obronę jeden z obserwatorów konkursu. Powołując się na literature fachową, udowodnił uczestnikom, widzom i jurorom niekompetencję... jury.

Przysłowia są mądrością narodów. Przypomnieli sobie o tym jurorzy i w myśl zasady, że milczenie jest złotem, nabrali przysłowiowej wody do ust. W efekcie zawodnik nie wiedział, czy jego odpowiedź uznano, czy też nie. Ja rownież nie wiedziałem, ale mam podstawy do przypuszczeń, że i sami jurorzy nie wiedzieli.

Podobnych nieścisłości i niejasności było wiecej. Największą jednak niewiadomą był stan punktów uzyskanych łącznie przez poszczególnych zawodników. Organizatorzy i jurorzy nie pomysleli bowiem o tablicy lub jakimś innym środku zastepczym.

Konkurs się odbył, wręczono dyplomy i nagrody, więc niby wszystko było w porządku. Ja natomiast czułem pewien niedosyt. Postanowiłem więc swoimi uwagami i spostrzeżeniami podzielić się z przewodniczącym jury... Jestem zwolennikiem wszelkich konkursów, a szczególnie tych dobrze przygotowanych i przeprowadzonych.  Swoje spostrzeżenia sprowadziłem do następujących stwierdzeń:

- regulamin konkursu musi być jasny i precyzyjny; przewidzieć należy niespodziewane sytuacje i okoliczności;

- temat konkursu powinien określać zakres obowiązująego materiału;

- pytania muszą być precyzyjne i jednoznaczne;

- w zakresie obowiązującego materiału należy uwzględniać przeciętny poziom wiedzy uczestników;

- stan wiedzy jurorów musi być odpowiednio wyższy od poziomu wiedzy zawodnikow.

Powyższe tezy oczywiście nie wyczerpują całości zagadnienia. Nie widziałem jednak potrzeby kontynuowania wywodów, jako że mój rozmówca obiecał wykorzystać sformułowane uwagi przy najblższej okazji. I wierze, że to zrobi.


20.06.1981 r. (data publikacji w prasie).

  Spis treści zbioru
Komentarze (6)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Ciekawy tekst na temat jednego konkursu, jednak można powiedzieć, że ciągle aktualny. Wszystko jedno, na jaki temat jest konkurs, powinniśmy wiedzieć, o co dokładnie chodzi. Co do jury - to, co wydawało mi się do tej pory oczywiste, widzę, że takie być nie musi, niestety.
Janko, zauważyłam parę oczywistych literówek, na przykład w ostatnim zdaniu ("ę" w "wierzę", zamiast "e").
avatar
Jeśli jakiś konkurs posiada:

a. sprecyzowany temat;
b. jasny zrozumiały regulamin;
c. kompetentne nieprzekupne jury;
d. niewyselekcjonowanych wcześniej uczestników -

to jesteśmy na Księżycu
avatar
Gratuluję szan. Autorowi odwagi i skuteczności.

Ja tyle szczęścia nie miałam. Dekadę później w latach 90-tych za krytyczne uwagi wobec szkolnych olimpiad językowych zostałam pozbawiona pracy w zawodzie rusycysty
avatar
I po 20 latach pracy zesłana do biblioteki szkolnej z pensyjką nauczyciela stażysty (jako "rusist" nie miałam żadnych kwalifikacji bibliotekarskich)
avatar
Dla jasności dodam:

w olimpiadzie języka rosyjskiego na etapie wojewódzkim startowały moje dzieciaki ze wsi Głucha Dolna oraz dzieciaki rosyjskojęzyczne ze Szczecina i Świnoujścia. Regulamin konkursu NIE RÓŻNICOWAŁ tych dwóch bardzo różnych kategorii uczestników.

Kto zbierał zawsze wszystkie laury?

Spróbujmy zgadnąć:

1. dzieciaki rosyjskojęzyczne (córki oraz synowie szczecińskich i świnoujskich Rosjan)?

2. nauczyciele dzieci rosyjskojęzycznych??
avatar
Pani Emilio, bardzo dziękuję za wnikliwe zgłębienie problemu. Tak się składa, że w ciągu swojej 38-letniej pracy zawodowej, w tym 7 lat jako nauczyciel, zajmowałem się problematyką współzawodnictwa w różnych dziedzinach, w tym przede wszystkim w problematyce oświatowej, kulturalnej i artystycznej. Z tego tez powodu w pewnym sensie specjalizowałem się w dziedzinie metodyki tych działań i dużo z tej problematyki publikowałem. Ten tekst jest jednym z kilkudziesięciu z zakresu tej tematyki.
© 2010-2016 by Creative Media
×