Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-02-11 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2918 |
O S T A T N I A K A R T K A Z W O Ł Y N I A
Mija już pięć lat, jak wszędzie znajduje nas śmierć. Jest zawsze taka sama, zmienia tylko twarze i mówi to samo inaczej brzmiącymi słowami.
Czasem brzęczą wysoko w chmurach niewidzialne wściekłe bąki. Pędzą z łoskotem nad nami jak stada dzikich koni ponad stepem. Tak cwałuje śmierć, która nie mówi do nas żadnym ludzkim językiem. Oddychamy z ulgą dopiero wtedy, gdy przeleci nad nami gdzieś dalej. Najgorzej, gdy zatrzyma się tuż nad naszymi głowami. Umieramy wtedy z samego strachu przed jej bombowymi pomysłami.
W Dubnie, dokąd przed nią uciekliśmy, śmierć rozsiadła się w pałacu książąt Lubomirskich, skąd roztaczała wkoło swoje lepkie, pajęcze siatki. Najpierw na kolczasto ogrodzonym lotnisku nocami zamieniała naszych bliskich w głodny i wystraszony tłum, wpatrujący się z obawą w czerwoną gwiazdę.
Tych, co przeżyli pod jej dobroczynnym blaskiem, eszelony z sierpem i młotem wywoziły ubitych jak snopy tysiącami daleko na wschód. Połowę z nich gubiły po drodze w błocie i śniegu.
Potem, tysiące spędzonych z miasteczek i wsi Żydów, kopało na lotnisku długie, głębokie rowy, aby w nich zostać całymi tysiącami, jako ruszająca się jeszcze przez jakiś czas, spływająca krwią masa, posypywana zgodnie ze świętymi zasadami higieny, wapnem. Na tych nielicznych, którzy jakimś cudem przeżyli, wierna śmierć czekała dalej na Zachodzie, czasem nawet dopiero w tysiącletniej Rzeszy .
Gebietskomisarz w zamian za trochę niepewnego życia, nakazał mojej mamie doić kozy, których mleko najlepiej przywracało siły wycieńczonym i rannym soldaten. To mleko, już bez nakazu gebietskomisarza, wyrwało ponoć chorego na tyfus wujka Bronka z rąk kostuchy. Z tego samego lotniska wreszcie wyjeżdżaliśmy, aby szukać gdzieś wyrwanej nam spod nóg, Polski. Nie wiedzieliśmy i nie myśleliśmy wtedy, że polska ziemia odsunęła się od znanych nam stron, aż tak daleko na Zachód.
Przejeżdżając tłumnie przez liczne rzeki i mijając po drodze inne tłumy, znaleźliśmy naszą nową ziemię nad rzeką, w której dotąd nie poiliśmy naszych oni, nad Odrą.
oceny: bezbłędne / znakomite