Tekst 255 z 255 ze zbioru: A kiedy mi życie dopiecze
Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz / poemat |
Data dodania | 2014-09-26 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3265 |
![](/img/grad_line1.gif)
JESIENNA MELANCHOLIA
wilgocią wciska się do butów
pierzasta liśćmi zmokła kura
pociąga szelki termometrów
nie ma ochoty się rozczulać
nad latem co zostało z tyłu
i że bez lata żyć – okropne!
sinieją nosy siny ranek
chucha na szyby na binokle
wygania cienie z ciasnych klatek
w objęcia usmolonych ulic
chudych latarni i neonów
co nie są w stanie by przytulić
pająka z postrzępioną siecią
ćmy uwiedzionej zimnym światłem
pary spóźnionych much z lotniska
i garstki mrówek co na tratwie
marznąc kałuży tną oblicze
zamiast się w kopcu ciepłem raczyć
skąd u mnie tyle dżdżystych myśli
zakładek klamer i spinaczy
jestem jak notes opuchnięty
księga zażaleń księga życzeń
ambitna mrówa z wielkim wiosłem
mojej kałuży tnę oblicze
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
takie rzadkie – takie złote - - takie postrzępione
ziąb do drzew poprzypinał srebrnymi pinezkami
a te stoją cierpliwie niby dziady proszalne
Polśniewają brązem czerwonawym
korzeni golizna i nagość gałęzistych pni
wtedy kleista mgła nad ogrodem spłakanym
kapie milczącą mżawką w przemoczoną ciszę
oceny: bezbłędne / znakomite