Przejdź do komentarzyLivia
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Livia
Autor
Gatunekromans
Formaproza
Data dodania2011-05-30
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2883

Rozdział 1


Wtorek, godzina czternasta trzydzieści. Zastanawiam się, kiedy wreszcie przyjdzie ta baba. Będę miała menedżerkę. Pierwszą w życiu. Podobno w show biznesie nic nie trwa wieczne. Ktoś kogoś oszukuje, zdradza, oskarża, rozstaje się. W gimnazjum, z dużą niechęcią śledziłam plotkarskie nowinki. To znajomi z klasy opowiadali mi kto i co jest na topie. Tymczasem ni stąd, ni zowąd, ktoś ważny przeczytał moją pierwszą książkę. Szef wydawnictwa, które ma wydać powieść, zapewniał mnie, że jestem na dobrej drodze do sukcesu. Czy mogę mu wierzyć?

Polecam wszystkim młodym artystom branie udziału w konkursach. Nieoczekiwanie, moją osobą zainteresowały się jakieś media. Na piedestał wyniósł mnie poniekąd młody wiek. Portale literackie prognozują, że książka może doczekać się międzynarodowej dystrybucji. Szef wydawnictwa poprosił mnie o pokazanie swych innych prac. Udostępniłam mu dwa trzydziestostronicowe scenariusze. Od dziecka interesowałam się filmem.

W wieku osiemnastu lat napisałam historie do krótkiego metrażu, po czym wzięłam się za powieść. Dziś mam dwadzieścia lat i książkę, która ma ruszyć młodzież sprzed komputerów i zachęcić do czytania. Czy tak będzie – nie wiem. Tą, która ma poprowadzić sukces w odpowiednim kierunku jest Agata Wierzycka. Podobno to jedna z najlepszych menedżerek. Wiem tyle, że ma trzydzieści osiem lat i że pozwala na siebie cze­kać, co trochę jest mi nie na rękę, bo dziś są urodziny Kejti. Ostry melanż… Pora wziąć listek witaminy C. Następnego dnia kac jest dużo mniejszy. Jak dobrze wymieszamy wszystkie skład­niki, nie ma w ogóle. To zależy od towaru, który zapijamy. Co tu więcej pisać, nuda. Nie znoszę na kogoś czekać!


Upragniona chwila w końcu musiał nadejść.

– Cześć. Agata Wierzycka, mamy współpracować – spokojnym głosem przedstawiła się atrakcyjna kobieta.

– Dzień dobry. – Sara podała nieśmiało rękę przy tym doskakując jak spłoszone zwierzątko.

Dopiero teraz, gdy zobaczyła jak wygląda jej przyszła menedżerka, zrozumiała, że jej mieszkanie nie jest dobrym miejscem na pierwsze biznesowe spotkanie. Było jednak za późno. Wierzycka błyszczała prawie jak gwiazda na tle szarej ze starości tapety w przedpokoju Sary.

– Przepraszam za spóźnienie, ale miałam niezaplanowaną sprawę do załatwienia. Teraz mamy czas dla siebie – dodała dość oficjalnie kobieta o bystrym spojrzeniu.

– Nic się nie stało, to znaczy, idę dziś na urodziny.

– Urodziny?

– Koleżanki – Sara odpowiedziała bły­skawicznie.

Dziewczyna wyglądała na skrępowaną i za­wstydzoną. Chyba poznawanie ludzi było dla niej dość kłopotliwe. Wpatrywała się w kąty mieszkania, a przecież znała je na pamięć. Mene­dżerka przekładając w teczce dokumenty, nuciła cicho pod nosem melodię jakiejś popularnej piosenki.

– W takim razie o tych sprawach pogadamy przy następnym spotkaniu. – Uśmiecha­jąc się, usiadła możliwie jak najbliżej dziewczyny. – Proponuję obiad i od razu podrzucę cię na te urodziny. Przygotuj się.

– Dziękuję ale nie musi mnie pani zawozić. Pojadę autobusem.

– Przestań. Jeśli mam być twoją mene­dżerką, to muszę o ciebie dbać. Chciałabym poznać twoich znajomych, wiedzieć co lubisz robić…

Dziewczyna mocno ściskała palce pod stołem. Agata swym bystrym spojrzeniem raz dwa wychwyciła napięte mięśnie w okolicy szyi pisarki. Sara chyba nie do końca wiedziała, co odpowiedzieć na słowa pewnej siebie kobiety, która pod względem wieku, mogłaby być przecież jej matką.

– No, szykuj się. Za dwie godziny masz imprezę, a im więcej czasu dla nas, tym lepiej.

Menedżerka nie musiała patrzeć na zegar, by wiedzieć, która była godzina. Świetnie zorgani­zowana, starała się realizować określone cele        w wyznaczonym przez siebie czasie. Sara zerwała się z krzesła i zniknęła za wnęką prowadzącą do pokoju i łazienki.

Agata rozglądała się po dość obskurnej kuchni. Niby wszystko było na swym miejscu. Nie było śladu zabrudzeń, a raczej stare meble delikatnie odbijało światło ze starego żyrandolu – jak nowe.

Coś jednak tu było… Może to właśnie aura miejsca? Jakaś negatywna energia wydobywająca się spod podłogi?

Kobieta przed czterdziestką była bardzo zadbana i elegancka. Miała niezwykle gładką i jędrną cerę, pozbawioną jakiejkolwiek oznaki pierwszej starości. Lekko skośne oczy czasami budziły w jej rozmówcach strach. Wyda­wało się, że bystrość kobiety była w stanie odkryć nawet najmniejszy fałsz. Ludzie, z którymi Wierzycka współpracowała, mówili, że to profe­sjonalistka     w pełnym znaczeniu tego słowa. Leczyła duszę artysty i skrupulatnie prowadziła go do sukcesu. Zgodziła się na pracę z Sarą po namowach szefa wydawnictwa, który planuje za­inwestować w talent pisarki i naturalnie wzbo­gacić się na nim. Agata przeczytała wersję konkursową książki, spojrzała na kilka pierwszych stron jed­nego ze scenariuszy i postanowiła zawal­czyć o karierę dziewczyny. Jednak w jej głowie już podczas czytania prozy pojawił się wyraźny znak zapytania. Jakim człowiekiem jest autorka tej powieści?


W oszklonej restauracji, w której było chyba ze sto kryształowych lamp, kobiety usiadły naprzeciwko siebie. Przystojny kelner zbierający zamówienie nieśmiało próbował kokietować Agatę. Mężczyzna zakodował już życzenie swych gości co do dania głównego.

– A co do picia drogie panie? – zwrócił się z zalotnym uśmiechem do starszej od siebie o co najmniej dziesięć lat menedżerki.

– Dla mnie wodę niegazowaną – odpowie­działa.

Ta z zająknięciem poprosiła o to samo.

Gdy zostały same, Sara zaczęła rozglądać się po sali. Wyglądało to tak, jakby kogoś szu­kała.

– Opowiedz mi o sobie.

– Nie ma co… – Sara zwiesiła głowę, czerwieniąc się odrobinę.

W tym momencie głośny huk pierwszej wiosennej burzy, zakłócił jakiś cymbałkowy utwór wypełniający restaurację.

– Nie bądź taka skromna. Napisałaś świetną książkę… Każdy nastolatek będzie chciał ją prze­czytać.

Dziewczyna uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku z serwetek leżących na środku stołu. Przez okno było widać, jak warszawiacy uciekali przed pojedynczymi kroplami deszczu.

– Byłoby super, gdyby się spodobała. Nie chce jednak wpadać w hurraoptymizm.

– Rozumiem… Na sukces wpływ ma wiele czynników.

Kelner przyniósł dzbanek z wodą oraz dwie szklanki. Odchodząc nie mógł powstrzymać się od rzucenia szybkiego spojrzenia adresowanego pro­sto w oczy menedżerki.

– Jesteś chyba delikatną i wrażliwą osobą. – Agata na stałe utkwiła swój wzrok na twarzy dwudziestolatki.

– Może... Nie lubię po prostu poznawać nowych ludzi – cicho oznajmiła Sara.

– Zauważyłam.

Bezpośredniość menedżerki wprawiła dziewczynę w jakieś osłupienie. Składała usta jakby chciała coś powiedzieć. Sara spojrzała przez okno i dość leniwie zawiesiła spojrzenie na roztargnionej kobiecie, która co chwile zmieniała kierunek ucieczki przed deszczem.

– Staraj się na mnie patrzeć, jak ze mną rozmawiasz, dobrze?

– Dobrze… skoro to takie ważne…

– Mam wrażenie, że masz coś do ukrycia. Bez urazy, ale moja nauczy­cielka z liceum, za każdym razem gdy ktoś wywi­nął jej jakiś numer w szkole, wywoływała podej­rzanego przed siebie i zwyczajnie rozmawiała z nim. – Menedżerka nawet nie mrugnęła okiem. – Od razu odczytywała, kto mówił prawdę… Ten, kto unikał spojrzenia, najczęściej miał coś na sumieniu.

Sara siedziała jak na szpilkach, gniotąc pod stołem jedną z serwetek, która trafiła w jej ręce nie wiadomo kiedy.

– Spokojnie, żartuję. – Agata całym ciałem zaakcentowała zmianę tonu swej wypowiedzi, opierając się dość swobodnie o krzesło. Spojrzała jeszcze na Sarę, na pół przymrużonymi oczami, – No chyba, że naprawdę ukrywasz coś strasznego.

– Nie, nie.

– To dobrze. – Uśmiech czterdzie­stolatki rysował w jej policzkach delikatne dołki. – Jeżeli jednak będziesz miała jakieś problemy, chciałabym   o nich wiedzieć.

– Będę pamiętała, dziękuję.

Nastała kolejna chwila ciszy, którą przerwał głośny, polifoniczny dźwięk telefonu Sary.

– Słucham? Tak, będę… Nie mogę wcze­śniej.

W cichej restauracji dało się słyszeć piski i krzyki, dobiegające z niemodnego telefonu Sary.

– Nie rozumiem co mówisz! – Pisarka niemal wciskała usta w mikrofon urządzenia. – Tak jak się umawiałyśmy. Z niczego się nie wycofuję.

Menedżerka pomimo, że zapatrzyła się na bar, bacznie wyłapywała słowa wypowiadane przez swoją klientkę.

– Nie zaczynajcie beze mnie. Muszę kończyć… buziaki.

Dziewczyna schowała telefon do swej zwykłej, jednolitej torebki.

– Gdzie dokładnie jest ta impreza urodzi­nowa?

– W mieszkaniu… mojej koleżanki.

– Studiujecie razem?

– Nie, nie, Kejti nie studiuje. Mieszka z rodzi­cami.

Menedżerka wzięła łyk wody. Wyraźnie dało się odczuć, że coś chodzi jej po głowie.

Po sytym obiedzie Sara poczuła się trochę niedobrze. Jak większość studentów nie dbała o prawidłowe odżywianie, zarówno w jakości jak i ilości posiłku. Wychudzona sylwetka dziewczyny zdradzała albo jej super dobrą przemianę materii, albo drakońskie podejście do diety.

Menedżerka poinstruowała młodą artystkę, że na kolejnym spotkaniu chciałaby przedstawić jej ogólny zarys strategii promocji jej książki. Kobieta zastrzegła sobie, że w najbliższym czasie będzie częstym bywalcem  w mieszkaniu Sary.


Dziewczyna wysiadła na ulicy między obskurnymi blokami, w skrajnie północnej części Warszawy. Podziękowała Agacie za podwózkę i trzasnęła drzwiami. Menedżerka wzdrygnęła, bo chyba chciała Sarę o coś zapytać… jednak nie zdążyła. Odprowadziła wzrokiem zgrabną dwu­dziestolatkę i po chwili, z lekkim zafrasowaniem, zawróciła auto. Menedżerka dławiła w sobie jakieś niepokojące przeczucie. Sara była jej najmłodszą artystką w karierze. Agata nie raz była świadkiem marnotrawienia wielkiego talentu. Nie był to jed­nak nigdy żaden z jej klientów. Nie bez powodu, Wierzycka stała się obiektem zainteresowań wielu artystów. Współpraca z Sarą została nakręcona dzięki Bogackiemu, który przyjaźnił się z Agatą od niepamiętnych czasów. Dawno temu, ewidentnie zabiegał  o względy menedżerki. Na marne. Po paru latach znalazł żonę, z którą jesz­cze nie doczekał się upragnionych dzieci. Agata pozostała singielką, która budziła zainteresowanie nawet żonatych mężczyzn. Zazdrosne kobiety za­rzucały jej flirciarstwo. Inni mówili, że Wie­rzycka imponuje mężczyznom po prostu inteli­gencją  i profesjonalizmem, połączonymi z nieprzeciętną urodą. Zgodna opinia co do mene­dżerki była jedna. W interesach miała serce zimne jak lód.


Zdarzyło się, że zostawiła klienta w połowie budowania jego wizerunku tylko dlatego, że sprzeciwił się jej twardym zasadom. Agata zawsze zaznaczała na starcie współpracy z artystą, że więk­sza połowa sukcesu to nie talent, a ciężka praca, dyktowana na JEJ warun­kach.


***


Strona domowa publikacji i całość książki do pobrania.

http://annagorecka.ksiegarnia.pl/livia/



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×