Przejdź do komentarzySąsiedzka Freundschaft
Tekst 27 z 44 ze zbioru: Krew i ogień
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2015-03-11
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3410

- Panie baronie von Mentens, czy nie widzi pan, co robi ta banda żołdaków?

Po całym pałacu i oficynach biegali niemieccy żołnierze i ich pomocnicy niedawno wzięci do niewoli. Plądrowali wszystkie pomieszczenia, wynosząc z nich na auta cenne obrazy, rzeźby, drobne sprzęty i meble.

- Racz ich pan powstrzymać, ratuj nas pan, panie sąsiedzie, przecież to grabież, gwałt, zawołał hrabia Adam Wereszczyński do mężczyzny w niemieckim mundurze koloru piaskowego, z czerwoną opaską  na lewym  ramieniu, na której widniał czarny hackenkreutz.  Tak zawołał, gdy w  nasączonym groźną sztywnością oficerze SS, który co chwilę wydawał jakieś rozkazy, rozpoznał  swojego byłego dobrego sąsiada sprzed wojny.

- Coś się panu pomyliło, Herr Wereszczyński, jak widzę, pan nadal śni.

- A  ja sądziłem, że wreszcie  wybiliśmy  wam z głowy, wielcy panowie Polacy ( przy słowach wielcy panowie Polacy wygiął pogardliwie wargi ) wasz dziecinnie chory sen, nie tylko  o Polsce od morza do morza, ale za karę, nie tylko teraz, ale nigdy więcej w historii  nie będzie mowy o jakiejkolwiek Polsce.  Proszę więc jeszcze raz przyjąć, że wasza Polska to był tylko dwudziestoletni sen. Dla was dobry, dla nas zły sen. Sen na zawsze skończony.

- Ależ sąsiedzie, nazywał mnie pan nawet swoim przyjacielem.

- I pan w to uwierzył?

- Przecież pana syn Stefen nawet zamierzał ożenić się z moją córką Pelagią.

- I w to też pan uwierzył?

- Pamiętam wiele lat naszej przyjaźni i sąsiedzkiej współpracy.

- Niech pan zapomni, że byłem kiedykolwiek pana sąsiadem, a tym bardziej przyjacielem.

- Proszę, nie!  Rozkazuję o tym zapomnieć!

- Przez cały czas na marzeniach, a raczej mrzonkach, opieraliście panowie Polacy poczucie swojej wielkości i siły. A teraz przyszła pora, abyście ujrzeli rzeczywistość, czyli prawdę. Może dla was okrutną, ale prawdę.

- Nigdy już nie będzie Polski!

- Ależ, panie sąsiedzie, czyż niezależnie od polityki, nie widzi pan tego wtargnięcia na moją posiadłość, tego bezprawia,  mojej krzywdy i jawnego rabunku?

- Jestem dla pana sturmbahnfuhrerem SS i nikim więcej. Reszta jest pana złudzeniem, przywidzeniem czy snem.

- Od tej chwili już nie jest pan właścicielem tego majątku! Państwo niemieckie wyznaczyło już nowego właściciela.  Pora panie hrabio poznać bliżej zwykłych ludzi. Będzie mi pan jeszcze wdzięczny za tę naukę. Ale zanim zacznie się pan uczyć w naszym obozie, ja dam panu po sąsiedzku osobiście ostatnią naukę.

- Pan przegrał, gdyż pomylił Freundschaft i Fremdschaft. Tłumacząc na  język polski, pomylił pan dwa słowa - przyjaźń i obcość. Miedzy nami była zawsze i jest teraz, i to się nigdy  nie zmieniło  i nie zmieni - Fremdschaft, czyli obcość, a nie Freundschaft czyli przyjaźń. W języku polskim, między tymi słowami jest wielka różnica, tak wielka jak między pojęciami, które one określają. A w języku niemieckim jest także wielka różnica pomiędzy tymi pojęciami, ale jakże minimalna pomiędzy słowami. I choćby to, dowodzi naszej wyższości nad wami, swoistej subtelności, duchowego  wyrafinowania, jakiego wam Polakom brak w waszej chłopskiej, prymitywnej prostocie.

- Teraz, w naszym obozie pozna pan resztę prawdy. Życzę więc Panu, panie hrabio, przyjemnej edukacji w niemieckim obozie koncentracyjnym.

- Abholen ! (Odprowadzić!) – rozkazał, wskazując żołnierzom na   całkiem zdruzgotanego i zdezorientowanego  hrabiego.

- Proszę załadować  tego pana wraz z innymi na ciężarówkę! – dodał. Hrabiemu mimo całej elokwencji zabrakło słów w obliczu tak wielkiej siły i buty wyrafinowanego zła.

Na ten rozkaz dwaj rośli esesmani chwycili hrabiego z dwóch stron  pod  ramiona i wepchnęli na burtę ciężarówki, do stłoczonego tłumu innych ludzi.

Hrabia nie widział drogi jaką odbywali, ani nie słyszał rozmów stłoczonych obok niego ludzi, tylko jakby śnił.

- O tym, jak w ich stronach pojawił się przeszło dziesięć lat temu młody, nieco tajemniczy, a może nieśmiały, ale posiadający doskonałe maniery  niemiecki arystokrata baron Mentens i objął nieodległy, podupadły majątek ziemski.

- O tym, jak przybysz szybko wkradł się w łaski bliskich i dalszych sąsiadów, a nawet różnych władz wszystkich szczebli, a polska otwartość torowała mu wszystkie drogi,  gdyż nie wypada Polakowi izolować gościa, wprost przeciwnie, jeśli on jest miły, trzeba mu szeroko otworzyć serce, spiżarnię,  a nawet… sypialnię.

Hrabia śnił, jak baron Arnold von Mentens zrobił w dość krótkim czasie niebywałą karierę towarzyską, zwłaszcza w sferach ziemiańskich w całym województwie. Był nieco tajemniczy, ale to rozbudzało ciekawość i chęć obcowania z nim. Postawny, nieco wyższy niż średniego wzrostu, blondyn o nordyckich rysach i orlim nosie, błękitnych przenikliwych oczach, w których czasami widziano jakby drapieżne błyski, dodające ostrości spojrzeniu w zestawieniu z orlim nosem.

Był niezwykle uczynny, tak, że z czasem niemal wszyscy powierzali mu nawet swoje tajemnice finansowe i rodzinne.  On doradzał, gdzie i co lokować, co kupować, jak gospodarzyć. Ściągał z Niemiec nowe maszyny i odmiany roślin. Urósł w krótkim czasie do rangi przyjaciela domu i zaufanego powiernika pana domu, a jego małżonka stała się powierniczką pani domu. Wszystkim wyświadczał drobne i większe przysługi. Niemiecka dokładność i precyzja, oczytanie, obeznanie z tajnikami, a czasem kulisami gospodarczych i finansowych operacji krajowych i zagranicznych, przynosiły jemu i jego protegowanym szybkie korzyści.

- Rzeczywiście, to było jak sen - mruknął hrabia Wereszczyński.


Kiedy oddziały niemieckiego wojska przeszły w kierunku wschodnim, za nimi pojawił się na czele kompanii SS w mundurze z dystynkcjami szturmbahnfuhrera baron Arnold von Mentens.

Zwykli niemieccy żołnierze zatrzymując się we wsi na postój,  dają cioci Klimci cały garnek  zupy z kotła, żartując wsypują dropsy do jej kieszeni, a jeszcze chętniej za dekolt. Gdy baron to widzi, karze ich surowo.

- Dlaczego temu polskiemu bydłu pomagacie przeżyć ?!– woła z oburzeniem.

Pan  baron, jeszcze niedawno wielki dobrodziej polskiego ziemiaństwa,  jest teraz wielkim dobrodziejem Niemiec.  Ze swoim oddziałem SS objeżdża znane majątki ziemskie   i konfiskuje  ich cenne dobra na rzecz Skarbu Wielkiej Rzeszy. Jako człowiek biznesu i umiaru, za swoje usługi zostawia sobie tylko połowę cennych przedmiotów, lub jako zapłatę za swoje usługi dla Rzeszy,  pobiera tylko połowę wartości zagarniętego mienia.

Hrabiemu jakimś cudem udało się uciec z niemieckiego obozu koncentracyjnego. Ale po roku ukrywania się, poniewierki i tułaczki, wpadł w ręce ukraińskich nacjonalistów.


  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo mnie wciągnęła ta opowieść. W niemieckim jest jeszcze trudne do przetłumaczenia określenie przyjemności czerpanej z "dziwnej" przyjaźni - schadenfreude.
avatar
"Schadenfreude" to brzydka uciecha z czyichś (nie)zasłużonych niepowodzeń.
avatar
Tak, a ten ktoś z którego nieszczęść czerpiemy radość często jest naszym " przyjacielem".
© 2010-2016 by Creative Media
×