Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-10-03 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2863 |
Żyje krótko, bo zaledwie sześćdziesiąt lat; w roku 1821 pojawia się na świecie, by umrzeć w roku 1881.
Kiedy rodzi się August Strindberg i powstaje Dawid Copperfield Dickensa, a w Paryżu kończy swój ziemski bieg Juliusz Słowacki, w roku 1849 powstaje nieukończona powieść Dostojewskiego – Nietoczka Niezwanowa, utwór, od którego rozpoczyna się moja fascynacja tym pisarzem. Przyznam, że temat zawiłego dzieciństwa i sierocej młodości głównej bohaterki pochłaniał mnie dużo mniej, niż naszkicowana z biglem postać jej ojczyma, człowieka wziętego z biblijnej przypowieści o zmarnowanym talencie.
Dopiero wiele lat później dojrzałem do zrozumienia Biesów, ale chyba nie dojrzałem do całkowitego wczucia się w jej sens, bo ilekroć wracam do lektury tej książki, tylekroć znajduję w niej świeżo wypatrzone, ukryte warstwy, których wcześniej nie dostrzegłem. Zresztą nie tylko Biesy, bo historia powtarza się przy czytaniu Braci Karamazow, Notatek z podziemia, lub Zbrodni i kary. Toteż zastanawiam się, ile razy można dojrzewać i dlaczego, gdy odkrywam je na nowo, czuję się jak wiecznie naiwny książę Myszkin z powieści Idiota. Za każdym nowym podejściem dzieje się tak samo i prawdopodobnie, gdy będę czytał je znowu, jeszcze natknę się na subtelności niezauważone wcześniej.
A propos Idioty. Dzieło Dostojewskiego powstaje w tym samym czasie (1869), co Wojna i pokój Tołstoja, Człowiek śmiechu Wiktora Hugo i Szkoła uczuć Gustawa Flauberta. Fakt ten jest o tyle ważny, że omawiając twórczość określonego autora warto przedstawić ją na tle innych wydarzeń, umiejscowić w konkretnej epoce, powiązać je z innymi kontekstami w całość. Należałoby przybliżyć zachodzące procesy w muzyce, malarstwie, rzeźbie i wszystkich pozostałych dziedzinach artystycznego wyrazu, gdyż tylko poprzez holistyczne patrzenie będziemy w stanie ocenić własny dorobek i punkt, w którym się znajdujemy.
Tyle dygresji na temat powiązań.
Mistrz Fiodor bez przerwy zaskakuje; nie zezwala na myślenie stereotypowe, jednoznaczne, ugruntowane w potocznej psychice, na poruszanie się po wytyczonych trasach szablonowej psychologii. Konsekwentnie podważa je, zachęca do zmiany dotychczasowych przekonań, zmusza do ich weryfikacji, a zatem obala mity o niezmiennie wyrazistych osobowościach.
Charaktery jego bohaterów są względne, uzależnione od kaprysów okoliczności; ich dobre cechy, przemieszane ze złymi, zgodnie i wytrwale wirują po kartach powieści, są obecne w notatkach i dziennikach pisarza. Tam, w Dzienniku, obok publicystycznych artykułów na aktualne tematy, umieszcza fragmenty opowiadań (Bobok, Stuletnia, Sen śmiesznego człowieka, a w 1876 roku całe: Łagodną (tu, na marginesie powiedzieć wypada, że w tym samym 1876 roku powstaje opowiadanie Henryka Sienkiewicza – Hania).
*
W recenzjach Zbrodni i kary eksponowany jest podstawowy wątek z Rodionem Raskolnikowem i zamordowaną przez niego Aloną Iwanowną, lichwiarką. Skupia się na nim większość krytyków. Kiedy myślę o tej powieści, wydaje mi się, że zawężanie arcydzieła do kryminalnego wątku, jest szkodliwą banalizacją jej przesłania.
Nie uchodzi pomijać tematu ojca Soni, jednej z kluczowych postaci utworu. Także niestałego w postanowieniach urzędniczyny Marmieładowa, a zwłaszcza jego alkoholowych perypetii. Tym więcej, że powieść miała nosić tytuł Pijaniutcy. Nie sposób zignorować jego żony, Katarzyny Iwanownej, tak wstrząsająco przedstawionej przez pisarza, kobiety o zawyżonych ambicjach, przez nędzę doprowadzonej do galopujących suchot, obłędu i śmierci. Nie można zlekceważyć roli Piotra Łużyna, czy podłego Swidrygajłowa, który ma przebłyski szlachetności i wyrzuty sumienia popychające go do samobójstwa.
No a już opisanie sylwetki Porfirego Pietrowicza, to prozatorski koncert, psychologiczna wirtuozeria! Pyzaty tłuścioch o cynicznej duszy, raz poczciwy i na swój sposób sympatyczny, a raz chłodny badacz, analizator ludzkich temperamentów, na ogół sprawia wrażenie poczciwca, nieszkodliwego wesołka, jednak to wrażenie mylące. W rzeczywistości jest drapieżnikiem, a wszystkie jego maski i zmieniające się usposobienia służą mu do prowadzenia śledczej gry, do nękania przypuszczalnych zbrodniarzy, w tym wypadku do zastawiania sideł na Raskolnikowa.
Raskolnikow jest dla Porfirego przeciwnikiem niełatwym, ale że lubi skomplikowane wyzwania, zwłaszcza zaś psychologiczne harce, co rusz wpędza Rodiona w stan emocjonalnego napięcia, w ciągłe trzymanie języka, nerwów i mimiki na wodzy. Żyje w ciągłej obawie przed zdemaskowaniem, w naprężonym pogotowiu i nawet, gdy nie jest przez Porfirego atakowany, ma wrażenie, iż musi się przed nim bronić.
Nie ma chwili wytchnienia, odsapki od pajęczej sieci tego mistrza zabawy w kotka i myszkę. To usypia swoją ofiarę, to zakłada jej powróz na szyję za pomocą niezbitych poszlak, wątłych szczególików i luźnych sugestyjek. Biedny, osaczony Raskolnikow miota się, wywija, kręci sobą młynka, nic mu to jednak nie pomoże; Porfiry to buldog z trismusem! W kółko poddaje go badaniu, analizuje, rozdrażnia, podpuszcza; to zwalnia uścisk, to wystawia na sztych. Nieprzewidywalny, trudny do rozgryzienia, w rezultacie stawia Raskolnikowa w sytuacji, gdy jedynym rozsądnym wyjściem jest przyznanie się do winy.
Rozgadałem się o Zbrodni i karze, a rzec by należało o innych dziełach. Choćby o Graczu, powieści napisanej w ciągu miesiąca i o tyle ciekawej, że na wskroś przenikniętej autobiograficznymi elementami; obserwacjami wziętymi z rzeczywistości.
Dostojewski był hazardzistą. Przez większość swojego życia tonął w karcianych długach i to one mobilizowały go do pisania. Kto wie, czy gdyby nie ten zgubny nałóg, moglibyśmy teraz delektować się jego utworami. Możliwe też, że jeśli ominąłby go wyrok śmierci odwołany w ostatniej chwili i zamieniony na czteroletnią katorgę, czytalibyśmy dzisiaj jego Wspomnienia z domu umarłych; intymne autopsje kształtują pisarza.
oceny: bezbłędne / znakomite
Myśl o nieprzewidywalności reakcji i czynów drugiego człowieka - to zasługa Dostojewskiego. Freud to tylko potem - już w XX w. - empirycznie uzasadnił i naukowo udowodnił
WSZYSCY jego bohaterowie wczoraj mówili/robili jedno, mówią/robią dzisiaj drugie, a jutro powiedzą/zrobią trzecie.
Nie jest tak, że człowiek- to gotowy karton z zawartością! To zdarzenia i kolejne wyzwania definiują nas jako ludzi, i to poprzez swoje czyny wciąż na nowo stajemy się człowiekami: jedni idą jak burza i po ludzku uświęcają się, drudzy są biernymi oglądaczami, jeszcze inni łamią sobie kręgosłup i kończą jako podlece.
Są też i tacy, którzy w zależności od tego, w którą stronę wieją wichry dziejów, są raz jednymi, raz drugimi, raz trzecimi JEDNOCZEŚNIE.
Jak ocenić Raskolnikowa, który jest i urodzonym romantycznym buntownikiem, i kochającym synem i bratem, i czułym kochankiem - i zimnym, kalkulującym z premedytacją zabójcą staruszki-lichwiarki... i przypadkowym mordercą jej cudownej siostry??
W chrześcijańskiej narracji najgorszy spod ciemnej gwiazdy zbir może zostać świętym!