Przejdź do komentarzyZapis dla powołanych - część 25
Tekst 25 z 41 ze zbioru: Zapis dla powołanych
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2016-03-28
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2125

Mijały zatem. mniej lub bardziej spokojne. pory roku i zapomniałem już o słowach Moque z czasów naszego pierwszego spotkania, lecz powróciły one do mnie i to ze zdwojoną siłą, kiedy skończyłem szesnaście czy siedemnaście lat.  Ojciec z Matką oraz pozostałymi przy życiu po kolejnym napadzie Kontpsów dwoma braćmi, wyjechali wtedy na parę dni do Azaree, do siostry ojca, która przyleciała do zasiedlenia nieco później i w tej chwili była umierająca.  Przy pożegnaniu matka dała mi w tajemnicy przed ojcem trochę środków na żywność i przykazała nie włóczyć się wieczorami wokół domostw sąsiadów, mających młode córki, bowiem w naszej wsi i tak było już dosyć małych gęb do wyżywienia. Oczywiście już pierwszego wieczora złamałem jej zakaz i udałem się do przychylnej mi Hekawe, mojej pierwszej, nieplatonicznej dziewczyny. Odbyliśmy stosunek w pobliskim lesie, a ona, starym obyczajem dziękując za zaspokojenie, ucałowała moje włosy. Dziękowała mi tak jeszcze tej nocy parę razy, bowiem zaspokajałem ją prawie zawsze, czując się we własnym mniemaniu już dojrzałym osobnikiem, gdy nagle...

Zobaczyłem go właśnie w chwili, kiedy szukałem palcami  trzeciego, wewnętrznego krocza Hekawe. Stał nieruchomo, wpatrując się w nas, tarzających się pośród opadłych liści Heregwi. Zahuczało mi w głowie, poczułem nudności a ból wewnątrz kręgosłupa sparaliżował wręcz moje zewnetrzne i wewnetrzne genitalia. Ręce, niezależnie od mojej woli (jakby zupełnie nie należały do mnie) poczęły szaleńczy taniec w powietrzu zachowując się tak, jakby całe moje ciało nie posiadało żadnych kości. Wyginały się jak żywe, kolkoidowe pręty napięcia we wszystkich kierunkach a ramiona oplatały całą moją głowę w zupełnie nienaturalny sposób.    Samica poczęła przeraźliwie krzyczeć i uciekać w kierunku pobliskiego zagajnika. Widziałem jedynie, jak Moque leniwie odwraca głowę w jej kierunku, a ona, niczym trafiona nieistniejącym pociskiem dosłownie się rozpryskuje i plami swymi wnętrznościami okoliczne drzewa. Porzucona przez nią odzież płonęła w trawie fioletowym ogniem, przeraźliwie wręcz cuchnąc. Zacząłem spazmatycznie wrzeszczeć, ale ryk załamał się nagle a przeraźliwy huk w głowie ponownie jakby rozrywał mi czaszkę od środka. Upadłem na ziemię, mokrą jeszcze od potu i śluzu zabitej samiczki i wiłem się niczym żmija w agonii. Resztka świadomości pozwalała mi jednak obserwować małą, przygarbioną postać, której twarz jakby płonęła zimnym, żółtawym światłem.

Zliżał sie wolno, przeraźliwe wręcz wolno...



cdn...


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×