Przejdź do komentarzyKARETA
Tekst 1 z 1 ze zbioru: kryminał
Autor
Gatuneksensacja / kryminał
Formaproza
Data dodania2016-08-30
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2232

Po drodze zabrałem z cyrkułu kilku pomocników i pojechaliśmy na miejsce znalezienia ciała. Okazało się, że nieszczęsna kobieta leżała, przesłonięta hałdą śniegu na poboczu przejazdu z placu Saskiego na Krakowskie Przedmieście, raptem kilka łokci od wejścia do Hotelu Europejskiego. Stojąc plecami do jego budynku, po lewej ręce miałem ruchliwą ulicę, a po prawej plac Saski z monumentalnym żeliwnym obeliskiem, będącym unikatowym prezentem od Imperatora, wznoszącym się na tle czynszówki Skwarcowa. Ta niezwykła lokalizacja ciała, moim zdaniem, całkiem nieprzypadkowa, bardzo mnie zaciekawiła. Użyłem słowa „nieprzypadkowa”, ponieważ dwa dni wcześniej bawiłem się tu na balu, a dziś oglądałem zwłoki.

Pierwsza myśl, jaka przebiegła mi przez głowę, dotyczyła jakiegoś powiązania ze mną, z racji tego, że niektórzy Polacy doszukiwali się w mojej pracy kolaboracji z władzą zaborczą. Ja zawsze uważałem, że Rosjanie to także ludzie, a sytuacja, w jakiej są, nie do końca jest od nich zależna i trzeba starać się żyć w pokoju i w miarę możliwości normalnie. To nie wina tych tu ludzi, że tak się dzieje, jak się dzieje. Oni zostawili swoich bliskich, swoje rodzinne miejscowości, my ich gnębimy, oni gnębią nas. Pan Rasnow mówił mi nieraz, że w całej tej sprawie chodzi o władzę, a nie o ludzi. Chodzi o wykonywanie rozkazów.

Zatem przekonany, że morderstwo miało służyć sabotażowi na mojej osobie, pochyliłem się nad zwłokami. Kobieta leżała w sposób dosyć wymowny. Jej suknia owinęła się wokół nóg, a krynolina najlepszej jakości uległa poważnemu zniszczeniu, jakby ciało staczało się z jakiegoś wzniesienia, choć w tym miejscu droga jest dosyć równa. Stelaż sukni został pogięty w kilku miejscach. Falbany zasłaniały twarz zmarłej, nogi zaś były odsłonięte do kolan. Kobieta wyglądała na mocno poturbowaną, ale w tej chwili nie mogłem stwierdzić nic więcej. Odsłoniłem twarz ofiary i poczułem zimny pot na karku. Rozpoznałem tę kobietę niemal natychmiast. Była na balu w Hotelu Europejskim wczorajszej nocy, a dziś nawiedziła mnie we śnie…

– Przypuszczam, że wypadła z okna – powiedział za moimi plecami Michaił.

Obejrzałem się na niego. Patrzył w górę. Mój wzrok wziął z niego przykład, ale rozsądek od razu podszedł do tego pomysłu sceptycznie.

– Wątpię – odparłem i wskazałem na sukienkę. Wyjaśniłem krótko, że układ stroju w sposób wymowny sugeruje okoliczności, w jakich ta kobieta się tu zjawiła.

Pomyślałem o wyrzuceniu na przykład z powozu. Wypchnięcie lub wyskoczenie z okna budynku wydawało się mało prawdopodobne, ponieważ upadek z pierwszego czy drugiego piętra skutkowałby innymi obrażeniami. Podejrzewam, że kobieta miałaby rozbitą głowę, a jeśli nie… Trafiając w puszysty śnieg, nie zginęłaby. Tak uważałem.

– To Agnieszka Mosińska – przedstawił ją Michaił. Przykucnął przy ciele tak, jak ja to czyniłem.

– Kto ją znalazł?

– Straż z pobliskiego posterunku podczas porannego obchodu.

– O której to było?

– Chyba piąta z minutami.

– Jak to chyba?

– Była piąta z minutami – poprawił się Michaił.

– Piąta czternaście? Dwadzieścia? Czy pięćdziesiąt? – pytałem dalej w tym samym tonie.

Michaił zbladł. Rzucił spojrzenie na jednego funkcjonariusza, na drugiego i począł ich dopytywać o godzinę znalezienia ciała. Nikt nie wiedział.

– Powinniście to wiedzieć – burknąłem. Czekałem już na komentarze, ale skończyło się na pomrukiwaniu i chłodnym spojrzeniu. – Jest prawie siódma. Dlaczego nikt nie przyszedł z tym wcześniej?

– Przyszli około szóstej, ale nie było was… – wtrącił jeden rewirowy, ten który nosił czasem wiadomości od Rasnowa, Wasyl Kuryłowicz.

– Gdy przyszedłem, jakoś się nie kwapiliście.

– Skąd mamy wiedzieć, kto rządzi po generale? – oburzył się. – Wy jesteście policmajstrem? Jesteście sekretarzem prokuratora.

– I pracuje dla policmajstra – zauważył Michaił. – Jeszcze wczoraj Konrad Masternowicz był zastępcą generała Rasnowa, a dziś nagle nie wiecie, kogo słuchać.

– Dziś miał już nie być zastępcą – odezwał się kolejny policjant i reszta mu zawtórowała. Michaił zaciskał już pięści, ale położyłem rękę na jego ramieniu.

– Papieru od Rasnowa nie widziałeś? – Jeden z rewirowych szturchnął go.

– Nie róbmy hałasu nad zwłokami – powiedziałem stanowczo. – Trzeba je stąd zabrać, niech nie straszą. A jeśli nie chcecie mnie słuchać, to wasza sprawa. Generał Rasnow sporządził dokument upoważniający mnie do zastępstwa. Jeśli się do niego nie zastosujecie, będziecie się tłumaczyć przed samym oberpolicmajstrem.

Funkcjonariusze stali chwilę w konsternacji, czasem jeszcze coś pobąkiwali, ale widocznie nie chcieli teraz się wydzierać. Zwłaszcza, że gapiów zebrało się już sporo, a ciało wyglądało naprawdę odpychająco. Wśród ludzi, których ściągnęła tu ciekawość, dostrzegłem kilku rosyjskich strażników, o których wspomniał Michaił. Patrzyli na ciało z rozbawieniem.

– Zabrać je już? – zapytał wreszcie Kuryłowicz.

– Nie. Muszę je opisać – odparłem.

Wyjąłem z kieszeni notes i ołówek, aby uwiecznić na papierze kilka ważnych szczegółów. Każde zdanie dyktowałem sobie tak, żeby Michaił je słyszał i potem mógł podpisać się pod moim sprawozdaniem.

„Lewa ręka zgięta w łokciu na około 62 stopnie frontalnie, dłoń w rękawiczce. Prawa ręka wyprostowana, wzdłuż ciała, przylega do tułowia, dłoń obnażona z rękawiczki na trzy czwarte. Głowa na wprost, odchylona w prawo na około 13 stopni, brodą mocno skierowana ku klatce piersiowej. Lewa noga wyprostowana, stopa spoczywa na prawej stronie, tworząc z nogą kąt około stu dwunastu stopni. Prawa noga zgięta w kolanie na około dziewięćdziesiąt cztery stopnie, znacznie od lewej odsunięta, w rozkroku około czterdziestu stopni”.

– Przeziński czeka na was w hotelu – powiedział dyskretnie Michaił. – Podobno jest wściekły.

„Twarz sina, oczy otwarte, usta trochę rozchylone. Ofiara ubrana w sukienkę z fiszbinami, sukienka zadarta na twarz, owija ciało w sposób spiralny, stelaż wygięty w… ośmiu miejscach. Płaszcz owija ciało podobnie. Bielizna nietknięta. Butów brak, prawdopodobnie skradzione”.

– Nie dziwię się – powiedziałem. – A Lucjan Punikowski co, załamany?

– Nie wiem, nie rzucił mi się do tej pory w oczy.

– W porządku, porozmawiam z Przezińskim, a wy zabierzcie ciało i każcie doktorowi ocenić, na co zmarła.

– Wygląda na połamaną.

– Chcę to mieć fachowo opisane na papierze.

– Sam wam chyba to wypiszę. Rodecki zachorował i pojechał w góry, żeby zażywać kąpieli.

– Psiakrew! – syknąłem pod nosem. Jak tu nie myśleć, że dzień pechowy? – Dlaczego nic o tym nie wiedziałem?

– Dziś o tym oznajmił, kiedy was jeszcze nie było. Ponoć napisał do Rasnowa, ale chyba list jeszcze nie doszedł, Rasnow by was uprzedził o takim utrudnieniu.

– Na miłość boską, nie mógł mi tego osobiście przekazać?

– Spieszył się na parowóz, zresztą nie miał pojęcia, że przejmiecie obowiązki policmajstra.

– Szlag by to trafił! – Na szybko próbowałem wymyśleć jakieś rozwiązanie. Do głowy przyszła mi jedna osoba. – Sprowadźcie Duchownego. Jest lekarzem, na pewno potrafi przeprowadzić oględziny zwłok i ustalić, co i gdzie jest połamane. Macie tu jego adres. – Wyjąłem z kieszeni wizytówkę pana doktora i dałem Michaiłowi. Zaraz potem schowałem notes i ołówek.

Uznałem, że jest to pospolite morderstwo, może chodziło o kradzież, wszak przy zwłokach nie znaleźliśmy żadnej torebki ani biżuterii. Rozejrzałem się wokoło, ale na drodze nie było ani jednego podejrzanego śladu, choćby kropli krwi. Tłum zbierał się i patrzył na mnie jak na winnego tej zbrodni. Jednakże nie czułem się winny, dlaczego z mojego powodu ginęłaby akurat ta kobieta? Wydawało mi się, że to zbieg okoliczności i czysty przypadek, że padło akurat na Mosińską. Była bogata i strojna, a Warszawa to miasto pełne biedaków i bezdomnych, chętnych na błyskotki.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×