Przejdź do komentarzyGabrynia i inni
Tekst 5 z 46 ze zbioru: Zapiski z pogranicza
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2017-03-12
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2596

Śliczną tę blondyneczkę-dziewczyneczkę poznałam, kiedy miała 5 lat. Mamusia codziennie jej zaplatała fikuśne *włoski-kłoski*, *poczwórne warkoczyki* lub *kucyki* i zawsze ubierała, jak najprawdziwszą księżniczkę. Po ojcu silnej budowy, w przedszkolu w swojej grupie wiekowej największa, Gabrynia byłaby żywiołowym radosnym dzieckiem, gdyby nie...


No, właśnie... Gdyby nie to, że dziewczynka miała tak naprawdę nie jedną... a kilka (??) rodzin: swoją biologiczną, przyrodniej starszej siostry rodzinę, rodzinę matki - i rodzinę ojca. Wszystkie te Gabryni rodziny były ze sobą *na noże*, i dziecko żyło, jak na krach, w kilku wrogich światach naraz i równolegle.


Ojca jej poznałam dużo-dużo wcześniej, dobre 20 lat temu, jako... naszego pierwszego proboszcza, nowoczesnego prężnego człowieka, bardzo oddanego i dziełu budowy kościoła, i swoim parafianom, i tym naszym okolicznym gminnym alkoholikom/narkomanom, z których to wspólnymi społecznymi siłami materialnymi i duchową pomocą po dwóch-trzech latach tę naszą piękną świątynię wraz z plebanią z niebytu pod niebo był podźwignął. I życie potoczyłoby się u nas, jak w tej bajce... gdyby nie...


No, właśnie... Gdyby nie to, że któregoś dnia ksiądz nasz ten uwielbiany po prostu... zniknął?? Ludzie gadali, że jakoby silnie zachorował, inni - że został przez kurię zesłany na południe (i o tym południu też były różne mętne wersje), jeszcze inni, że...


Kto by zresztą takich głupich plot słuchał? Wiadomo, jakie te bez pasterza owieczki! Całkiem jak te skołowane! W strachu o tę swoją bezcenną skórę zbite w stado - i tam pędzą, oczy wytrzeszczywszy, gdzie wszyscy.


A czas mijał; nasz kościół - tak piękny - trwał w ciszy świętej i w swoim trwaniu - i może dopiero w rok albo i więcej potem któregoś jesiennego dnia zamieszkał na naszej plebanii nowy duszpasterz, i o tym poprzednim słuch zaginąl...


Dobre 20 lat może później razu pewnego wybrałam się do naszej gminnej biblioteki, a tam... no, proszę, proszę! co za niespodziewanka? kogo my tu widzimy?? O całe ćwierć wieku postarzały - jak my wszyscy, i w tej liczbie ja - siwowłosy, korpulentny, z piwnym brzuszkiem... pierwszy w naszej parafii cudowny nasz proboszcz! Bez koloratki, po cywilnemu, rozsiadł się za biurkiem przy komputerze - i te książki nam wszystkim wypożycza! Szok! Może któraś z pań bibliotekarek - to jego siostra? Dobrze pamiętam, jak kiedyś nam mówił, że ma tylko siostry i *jest jedynakiem*...


Tydzień może potem wysłał do mnie (??) smsa - mój numer telefonu jest wszak także na karcie czytelnika - z prośbą o pilną rozmowę. Oczywiście, jeszcze tego samego dnia stawiłam się w naszej wypożyczalni.


I o cóż to chodziło? O... dłuższą całodobową opiekę nad chorą Gabrynią, która do przedszkola nie mogła z temperaturą i kaszlem chodzić, mama jej jako samotna matka miała własną odpowiedzialną wielogodzinną pracę w dużym mieście, siostra starsza przyrodnia jak nie w liceum, to na treningach - i ten nieszczęsny na przyprzążkę tato przykuty do biurka w tej naszej bibliotece...


Ma się rozumieć, że - ponieważ dobrze się *znaliśmy* - chętnie stroskanym rodzicom pomogłam... i tak poznałam Gabrynię. Otoczona wieloma bardzo drogimi zabaweczkami, pieskiem, książeczkami, HD TV, smartfonami, tabletami i gierkami, milcząca, wycofana, wiecznie czekająca na powrót matki, siostry, odwiedziny, zasądzone przez sąd, własnego ojca...


No, właśnie... Byłyśmy kiedyś w taki weekend wszystkie cztery - malutka dziewczyneczka, jej mama, siostra-licealistka i ja - świadkami takich odwiedzin. Spóźniony o *x* godzin tatko jak zawsze na podwójnym gazie, i już od progu dzika awantura i wrzaski pani domu, której przy takich spotkaniach zawsze puszczały wszystkie nerwy; licealistka uciekała do swojego pokoju, a blada jak śmierć Gabrynia, schowana za framugą drzwi...


Nie mogę pisać dalej. Krwawi mi serce, jak o tym wszystkim myślę...



  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Ech, to życie. Straszne! Tym bardziej, kiedy alkoholiczne... Tylko dzieci żal.
© 2010-2016 by Creative Media
×