Przejdź do komentarzyBAJECZKA Z ŻYCIA WYŻSZYCH SFER
Tekst 15 z 93 ze zbioru: PAMIĘTNIK SKLEROTYKA
Autor
Gatunekbajka
Formaproza
Data dodania2017-04-18
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2225

Za górami, ale i za lasami, żył sobie smok wielce potężny. Tak wielce, że za wyjątkiem królewicza Zagryzka wszyscy się go lękali. Królewicz był zupełnie zadowolony z tego, że smok pożywia się jagódkami, a nie jego poddanymi i nie pragnie niczego więcej, aniżeli być smokiem, który w bajkach straszy dzieci, kiedy nie zjadły kaszki. Kaszka jest pożywna, zwłaszcza gdy nie ma wyjścia i trzeba ją zjeść, o czym wiedzą wszystkie smoki oraz wszystkie mamusie.


Na przykład Zagryzek, choć był tylko królewiczem z nominacji, a nie z urodzenia, w rezultacie pilnego jej zjadania, został porządnym człowiekiem, który nie czytał gazet  przy obiedzie, odpisywał na listy, wynosił śmieci i przynosił chlubę. Smok za to nie mył uszu, bo miał trzy głowy i na każdej po parze, co mu się myliło i trudno mu było się połapać, które z nich są już czyste, które zaś jeszcze nie. A że był smokiem nie bardzo rozgarniętym i szybko się zniechęcał, i we wszystkich trzech głowach naraz miał taki młynek, taki zamęt, jak u fryzjera – musiał coś zjeść. Ale co tu zjeść, kiedy jagódki zabrali źli ludzie? Podrapał się smok w swoje głowy, ale nic nie wymyślił, tylko zalał się łzami.


Z tego zalania powstała rzeka, w której pluskał się Zagryzek. Codziennie to robił i jego poddani również. Nie pływali wszelako, tylko taplali się od strony płytkiej, ponieważ głębia zajęta była przez Marszałka Dworu, który dysponował miejscówką na wielodzietną rodzinę. Marszałek, z powodu próżniactwa, uczynił się bardziej tłusty, niż mądry, co mu nie przeszkadzało nurkować we łzach smoka i złorzeczyć na swój los. Właśnie jego los, gdyby nie był taki nieskończenie zły, byłby z pewnością o niebo lepszy.


Wracając do smoka: chcąc być nim z prawdziwego zdarzenia, z jagódek przerzucił się na godziwe żarcie poddanych królewicza. Z początku szedł mu ten zwyczaj na zdrowie i szedł by mu tak dalej, gdyby nie Zagryzek. Jeszcze żywi ludzie byli zastraszeni, a nadgryzieni – do niczego, toteż chodził po pałacu jak struty i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Smok tymczasem siał spustoszenie i był już tak gruby, że wśród innych smoków odróżniał się fałdami na swoich trzech paszczach. Zamiast ogni z siarką, wychodziły mu z jadaczki krótkie serie pogodnych płomyków. Były przemieszane z żartobliwymi ornamentami z pozostałości po nie strawionej Marszałkowej.


Szczególny kłopot miał z jej okularami: jako że pomniejszały różowy świat, jego żołądek również uległ skurczeniu. Chociaż szkiełka  dały się połknąć, to z oprawkami poszło mu kiepsko, bo z rozpędu zapomniał, że dobre wychowanie nakazuje szanującym się potworom, zdjąć wszystkie zbędności z artykułów spożywczych. To samo można powiedzieć o dziateczkach: nie powinny wycierać zupy w obrus, a obrusa – w gości.


Różne są metody jedzenia: jedne prowadzą do kąta, inne na podwórko. Jednak starczy dykteryjek, bo oto królewicz  wypuścił z głowy rezolutną myśl polegającą na tym, by smoka zniechęcić do wyżerki ludzi z tej okolicy i przekonać go do podróży w okolice całkiem odległe, gdzie mógłby swobodnie pastwić się nad poddanymi innego władcy.


W tym celu wysłał do niego parlamentariusza, który wrócił nie zanadto kompletny, ale rozradowany, gdyż potwór zamiast głowy zjadł mu tylko parę złudzeń i na koniec rzekł: – sprzykrzyło mi się być postrachem w tym rejonie, gdyż dostałem faks od szwagra, również smoka, ale jarosza, który prosi, bym nauczył go ziać ogniem piekielnym, co mu ostatnio nie wychodzi, jako że w epoce lotów kosmicznych nikt nie chce się bać bez wyczerpującego uzasadnienia. My, ziemskie straszydła,  jesteśmy teraz dobroduszne. Jeżeli ktoś w nas wierzy, to raczej z litości, a nie wewnętrznej potrzeby.



Zasmucił się, lecz smutku nie przerywając, tak dalej mówił: – dawniej straszyło mi się jak po maśle. Byłem kudłaty i rosochaty, miałem jagódek w bród, a nie durne zaświadczenia o ich przejściowej nieobecności. A co mam dzisiaj? Oto Zagryzek nasyła mi żylastego typa! Jesteś niestrawny, a ja nie znoszę gotowanych posłów!


Rozżalił się i potarmosił wysłańcem, ten zaś ledwie żywy z niepokoju, powiedział: – szanowny panie smoku, wiem ci ja, że jesteś anachroniczny i lada jakie UFO potrafi cię wyrolować ze zgrozy, ale, chociażeś  przestarzały, to daj sobie zaszczepić trochę obwodów scalonych, a wyjdziesz na nowoczesne straszydło.



Żebym tak zdrów był – ucieszył się smok znienacka i nabrał w płuca powietrza, aż się las przerzedził, a rzeka wybrzuszyła. Lecz za chwilę zwiesił środkową głowę, czułki po sobie położył i zamamrotał cieniutko: – a co, jak mi wysiądą baterie?



Umyślny ręce rozłożył i czując, że smok się wzdyma od podejrzliwości, począł cmokać, bo mu nic lepszego nie przyszło do głowy. Stracił fantazję, lecz cudem nie stracił kontenansu i rzekł: – to i co, luba maszkaro? Jeżeli tak się stanie, to podłączymy cię do zapory na rzece z twoich łez i wszystko będzie cycuś. A bodaj cię, stary zbereźniku, ty to masz fart – powiedział i pocwałował do innej bajeczki, gdzie na złotym tronie siedział zakatarzony Morał.


  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Pogodna jak to słoneczko na niebie bajeczka dla każdej dziatwy (z podtekstami dla dorosłych) od przedszkola do Opola. Smok, chociaż siał zgrozę w państwie obieralnego królewicza Zagryzka, już na pierwszy rzut okiem - przezłoty był chłop z...

a nie! zmyłeczka taka!...

bo to był chłop przezłoty tylko z wąsami :)

słowem, coś optymistycznego i w sam raz jak znalazł na te nasze kolejne ciężko-lekkie lekko-ciężkie czasy
avatar
A jaki jest morał tej z wyższych sfer bajeczki - patrz nagłówek - nie dowiemy się konkretniej, bo go ze sobą w finale zabrał (nadgryziony naprawdę tylko małowiele - przez zresztą poczciwinkę-Smoka) zaganiany Umyślny królewicza Zagryzka :)
© 2010-2016 by Creative Media
×