Przejdź do komentarzyPiotr Nitka /5/
Tekst 20 z 46 ze zbioru: Zapiski z pogranicza
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2017-05-01
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2620

- Takie te kury głupie? Ale jajka znoszą?

- I to ile! - p. Piotr aż parska ze śmiechu.

- Widzi pan. To bardzo mądry stwór: w wiśniowym sadku w świeżym piaseczku czyszczą się z robactwa. Kury żyją na tym świecie nie, jak my, od tysiącleci - one tu były już miliony lat temu.


Słucham, co mówi, z zainteresowaniem nie tyle dla treści - ile dla tych treści harmonii i brzmienia... Jaki egzotyczny rzadki dziwny rajski ptak... Falset załamuje się, raz jest cichy, to znów głośnieje, każdą wypowiedź zawsze kończąc - śmiechem. Piotruś nasz pan śmieje się prawdziwie - i ze wszystkiego: świat go zadziwia... i bawi. To, czym żyje, pobudza go do zdumienia - i nieuchronnej wesołości. Nawet o śmierci rodziców opowiada pogodnie, a własna samotność nie rodzi tęsknoty ni płaczu za nimi (jest jedynakiem; starszy brat umarł jeszcze jako niemowlątko), nie budzi w nim lęku ni przygnębienia... Pyta jedynie, czy myślę, że mógłby zejść na złą drogę... Nachodzą go takie wątpliwości - i mówi o tym WPROST, jak na świętej spowiedzi, ufnie wierząc, że już od klęcznika dadzą rozgrzeszenie.


Patrzę na niego, jak tak siedzi z kolanami pod brodą, i oczy mu się śmieją; nie ma w nim żadnego spięcia, jakiejś widocznej wewnętrznej kotłowaniny-splątania-zapętlenia; rozważa tylko, cały skupiony na tej myśli - i śmieszkami odprowadza każdą mądrość swoją, i ze mną tylko, jak z matką własną przedpogrzebową, gada-pogaduje; spogląda na mnie zdziwionymi oczami chłopczyka i jedynie pyta, czy byłoby możliwym, żeby rzucił to wszystko w cholerę i poszedł za podszeptami Złego? `Nie znam ciebie, człowieku, nie wiem, kim jesteś i do czego byłbyś zdolny... skoro nawet anioły są upadłe, ale...`:


- Nie, p. Piotrze. Niech pan sobie głowy nie zagraca podobnymi bzdurami. To nie dla pana! Tak jak z dębu ciężkie szafy gdańskie i potężne wrota - tak też z lipy skrzypce. Pan nie z tego drewna i nie z tej gliny. Żeby iść po śladach czarta, kamiennego trzeba serca.


Uśmiecha się - i milknie. Po chwili pyta:


- A mówił-żem, że ja tu naszą drogę... sam we wsi budowałem? Ludzie pośmiewali się tylko i pukali w czoło...

- Żeby w coś ze skutkiem pukać, trzeba, żeby to coś było w środku puste, panie Piotrze. Dlatego się tak pukali, że ta ich głowa była, jak ten arbuz w środku objedzony...


Śmieje się, słucha, czy powiem co jeszcze, i dodaje:


- Sam-em żwir z rzeki tymi konikami woził, sam kamienie na pobocza i te przepusty na strumyki zwoził-znosił...

- Żeby drogę zbudować - i to taką, co po niej jeździć mogą nie tylko chromowane *mercedesy* chromolone, ale i ciężkie ciągniki z dwiema przyczepami i górą kartofli - trzeba mieć łeb jak sklep, p. Piotrze kochany.

- W szkole mi nie szło: słaby byłem z ortografii i z trygonometrii. W polu był huk roboty; traktora wtedy nie było, ojcu-m pomagał, żeby mu ulżyć... Póki żyła matka, nie było tak źle... Dobra była - pani ma rację - święta była kobieta... Jak tatko nam zmarli, dom żem zbudował, żeby się z wodą nie mordowała, do studni po mrozie po lodzie z wiadrami nie latała... (aaaa... to temu są te tak niskie okienka... żeby mamie było poręczniej i milej...) A pani czego - polskiego może? - uczy?

- Nie. Jestem rusycystką - uczę rosyjskiego. Mam też parę godzin techniki i geografię. Z tych dwóch lekcji tygodniowo obowiązkowego języka nie da się w szkole zebrać 18 godzin pełnego etatu, dali mi więc dodatkowo te właśnie przedmioty... Ale to ciężki chleb niewdzięczny: dzieci nie tylko polskiej ortografii, ale i rosyjskiego nie chcą się uczyć...

- Czemu się pani drugi raz nie ożeniła? (to nie błąd! tak ma być) Ja przepraszam, że pytam...

- Kochany, dzisiaj jest święta noc, i nie ma w niej pytań, za które trzeba przepraszać. Pisałam już panu, że ojciec Pawełka nas bił i pił - i dlatego pił i bił... To żaden mąż. A drugi obcej baby z przychówkiem nie weźmie, bo by chyba na głowę był upadł! Zresztą kto by nauczycielkę brał za żonę?? Jak jeszcze chodziłam do liceum, nasz matematyk, światły i bardzo mądry człowiek, w chwili wyjątkowej szczerości powiedział nam-dziewczynom (liceum było typowo damskie, pedagogiczne) - i sformułował to szczególnie wyraźnie i dobitnie: `Was to nawet traktorzysta nie będzie chciał :)` Zwrócił się do nas-dorastających panienek, pełnych tych marzeń o księciu z bajki i królewiczu - i wszystkie poczułyśmy się tak, jakby nam... garb jakiś wyrósł czy inne kurzajki na buzi??? albo wypadły zęby czarne przednie?? - tak strasznie brzydkie, jak ta czarna noc listopadowa, głupie, jak stołowa noga, złośliwe i koślawe - wszystkie 42 babki w przedmaturalnej klasie! Widywałyśmy przecież po lekcjach w Żukowie traktorzystów - i to nieraz: brudnych od niemycia miesiącami, cuchnących zjełczałym łojem/potem, za pazurami dożywotnia żałoba, język tylko plugawy, oczy od świtu pijane zarobaczone, włos, jak filc, skołtuniony! Też mi narzeczeni! Zresztą... nie mam teraz już czasu na nic! Sama synka muszę wychowywać, do pracy biegać, nas z czegoś jakoś utrzymywać. Alimenty na małego płaci, pisałam panu, bank - i to parę groszy, bo daleki tatko, tak zawsze napity, do roboty o własnych siłach nie pójdzie, sam *chory* słabuje, po doktorach włóczy, i jaki tam z niego podatnik... Żyjemy, pan widzi, dosyć marnie... A na randki kiedy? i z kim Pawełka zostawić? Ja to jeszcze ja - czemu jednak pan się jeszcze nie ożenił??

- Aaaa... żadna me nie chciała... Pouciekały wszystkie do miasta: boją się ciężkiej pracy i niewygód... - pan Piotr śmieje się zadowolony.

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo ciekawe wspomnienie, gdyż chyba to nie jest reportaż, jak zostało zaznaczone. Znam sytuację i atmosferę w liceum pedagogicznym, gdyż takowe kończyłem, ale nie w Żukowie, lecz w Pułtusku. Wszędzie było podobnie. Trochę nie podoba mi się interpunkcja, a szczególnie nadużywanie myślników, moim zdaniem w wielu miejscach zbędnych. Ale szczególnie nie podobają mi się te dziwolągi, swoiste neologizmy, a w moim przekonaniu pisane wbrew regułom gramatycznym: sam-em, mówił-żem, ojcu-m, nam-dziewczynom.
avatar
Piotr Nitka jest klasycznym dzieckiem polskiej wsi i mówi przepiękną staropolską gwarą. To, JAK mówi, nie ma nic wspólnego z nowotworami leksykalnymi (tymi neologizmami), ponieważ jest to z mlekiem matki wyssany język Kujaw (?) czy Warmii (?? nie wiem dokładnie - nie znam się na etnografii)

Jak zapisać to archaiczne, cudowne brzmienie tej świętej mowy Przodków? zapisać graficznie??! jak przełożyć dźwięk na literę??

(w każdym razie próbowałam wedle najlepszych swoich chęci i umiejętności :)
© 2010-2016 by Creative Media
×