Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-05-24 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3120 |
8.07.1998 r.
Rano czujemy się wypoczęci i pełni sił. Przez okna widzimy to, co w dniu przylotu: niskie wille w powodzi zieleni. Każdy dom jest *przysadzisty*, ma własny wygląd, własny charakter, inne wejścia, inną kolorystykę, inny rodzaj tynków, inne przystrzyżone trawniki, wybetonowane podjazdy, ścieżki, różne drzewa, krzewy, różne kwietniki - wszystko niby niepowtarzalne, jednak w tej masie... identyczne! Jednakość stylu, *młodość* - w porównaniu z Europą czy z Azją Ameryka wciąż jest *w powijakach* - kruchość, ulotność i doczesność tej nieustannie po liftingu nowojorskiej architektury sprawiają, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku, i obraz całości jest wyłącznie z jednej i tej samej beczki: nie ma starych form, nie ma wcale jakby... przeszłości?? Albo może nawet i jest, lecz ciągle na nowo klajstrowana, wyburzana, odświeżana, modelowana - wiecznie dzisiejsza.
Wszystkie okna, pozbawione parapetów - jakie dziwadło! - zaskakująco malutkie, niczym nie podkreślone, jak u Rosjan bez firan, zazdrostek czy zasłon, z opuszczonymi wszędzie żaluzjami, przydają domostwom wyraz opuszczenia i martwoty: nie widać żywego ducha!
10.07.1998 r.
A roślinność zielona w tym afrykańskim skwarze świeża i kipiąca. Rozpoznaję nasze babki szerokolistne i lancetowate, błękitnie kwitnącą cykorię podróżnik, piołuny, grochodrzew, klony, dęby ostrolistne - z *chudym* pniem i takimi samymi *chudymi* konarami o cudownie rozkosznych maciupkich żołędziach - całkiem inne niż te u nas. Poznaję też lipy, ptasi rdest, sosny-wejmutki, w Polsce znane tylko chyba z ogrodów dendrologicznych. Przez zawsze w prostokącie kwartałów ulice przebiegają... szare?? wiewióreczki! Słyszę nasze szpaki i wróble, a wieczorami zapalają się milionami światełek... jejku! świetliki?? Kiedyś, bardzo dawno temu, jako dziecko widywałam je w Szwajcarii Kaszubskiej w naszym Dzierżążnie sanatorium...
Zupełnym szokiem jest codzienny tutaj obrazek: dzikie gęsi bernikle, pasące się wielkimi stadami na obrzeżach dróg przelotowych i autostrad. Ruch na tych ciągach jest obłąkany, i niektóre z tych dużych biało-czarno-brązowo upierzonych pięknych ptaków - tak oswojonych z tą cywilizacją - niektóre z nich, niestety, giną pod rozpędzonymi kołami...
Na naszej nieskończonej Beachview Str. rosną dziwaczne wysokie, jak nasze buki, drzewa, których owocami są najdłuższe, jakie kiedykolwiek widziałam, strąki... fasolki szparagowej! Niektóre mają ponad pół metra jak nie więcej! szok! Wygląda to całkiem niedorzecznie - i pięknie: długie cienkie zielone fasolki dyndają sobie w powietrzu, jak jakieś zielone lipcowe sople (może to chleb świętojański??)... o, Jezuniu... Niedaleczko tych fasolowych drzew stoi czyjś dom, przyozdobiony wysokim krzewem, który wabi ptactwo wesołymi, porozwieszanymi na gałęziach... budkami lęgowymi... Budki te swobodnie sobie dyndają, i ptaszek *wie*, że jego gniazdeczko kołysze wiatr... i drzewko...
Niektóre - nieliczne - domy - to właściwie miniaturki domu: jak z piernika malutkie, składają się z living-room`u, sypialni i łazienki. Słusznie! Mieszka się tu wygodniutko i... bajkowo. Naturalnie, przed taką chatynką trawnik przystrzyżony i kwietniki obowiązkowe. UWAGA! nigdzie na całej naszej wyspie nie ma żadnych ogrodzeń! zero murów, zero siatek ogrodzeniowych, zero płotów! Czy daje to nam, Polakom, coś do myślenia?? W wolnym kraju mury??
15.07.1998 r.
Odzwyczaiłam się przez ostatnie lata od widoku i szumu - dawniej tak codziennych - przelatujących nad głowami odrzutowców, które nawet nocami w PRL-u dokonywały wielu rutynowych *zwiadów* i rajdów. W Nowym Jorku przypomniałam sobie te jakże swojskie obrazki: niebo wprost kipi tutaj od przecinających je maszyn powietrznych wszelkiej maści i kalibru.
Przez pierwsze dni niezwykle ostro odbieram powszechne tutaj, jak ten codzienny chleb, i bardzo częste... syreny alarmowe?? Ich ogłuszające wycie zapala w mojej głowie oślepiające światło, a asocjacje są typowe: ACHTUNG! ACHTUNG! ostrzeżenie o napadzie jądrowym! alarm p.lotniczy! etc., etc. Dzieciaki Bernadki (rodzice są od rana do nocy w pracy, a my *rządzimy*) dzieci tłumaczą nam, że... - To tylko alarm przeciwpożarowy, ciociu! Czyżby pożary tutaj były na porządku dziennym - i to po kilka razy na dobę?? Nie mogę uwierzyć...
25.07.1998 r.
Jesteśmy w Nowym Jorku już 4. tydzień - i od 3 tygodni nie spadła najmniejsza nawet kropla deszczu! Dzień za dniem utrzymują się straszne upały (dla nas tylko straszne). Pijemy masę napojów z lodem, moczymy się w naszym basenie, bierzemy co i rusz chłodny prysznic, całymi godzinami przesiadujemy w klimatyzowanych pomieszczeniach - i pocimy się, jak ruda mysz... Piekary Śląskie - to pikuś w porównaniu z tą łaźnią, jaką mamy na wyspie: istna rosyjska bania-sauna! Tylko... co w tym dziwnego? Przecież Nowy Jork leży na szerokości geograficznej Rzymu!
Ten Babilon - to skupisko kapka w kapkę identycznych *poddzielnic* takich jak nasz Copiague, sąsiedni Amitywille, Farmingdale itd, które stworzyły ciąg sypialniano-usługowy na osi: centrum - północne krawędzie Long Island. Arterie komunikacyjne, łączące ów ciąg w sprawny system naczyń połączonych, to głównie ciche uliczki, szosy dwupasmowe i autostrady, wszystkie przecinające się najczęściej pod kątem prostym, upstrzone na skrzyżowaniach światłami i znakami stopu. Miejscowi Polacy twierdzą, że jeździ się tu... bezpieczniej i łatwiej?? niż w Polsce (Bernadka prawo jazdy zrobiła nie w Trójmieście a właśnie tam - w Babilonie). Większość tuziemców porusza się po Nowym Jorku wyłącznie własnym samochodem; jak się dowiaduję, z usług transportu publicznego i metra korzysta na codzień ułamek zainteresowanych.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Nie wiem, czy to wina tego ciągłego mówienia o współczesnej globalizacji, kulturze światowej itd. czy też może i filmu, książek, czasopism itd. ale człowiek łatwo ma dzisiaj dojść do wniosku, że jak u nas jest, tak i u innych krajów. Przecież ta globalizacja itp. wszędzie jest to samo i tak samo – a tu guzik! Wystarczy wyjechać na chwilę za granicę (gdziekolwiek!) by nagle dostrzec tak wiele istotnych różnic. Kraje się naprawdę się z sobą różnią, tak kulturą, zwyczajami, zabudową, jak i innymi ważnymi szczegółami. Czasem aż trudno uwierzyć jak bardzo!
Warto to przypominać, by uniknąć podobnego myślenia i uświadomić sobie, że tak jak jest u nas w zwyczaju, nie musi być zawsze i mogłoby być inaczej – np. mogłoby nie być płotów i murów.
Bardzo fajny tekst, osobiście po lekturze wnioskuję, że raczej wolałbym mieszkać w Polsce niż w Nowym Jorku, jednak przyzwyczajony jestem do pewnych europejskich właściwości. Tak sobie myślę również, że ten reportaż ma już walory historyczne, toż to minęło już ponad 20 lat (!), a jednak chyba wiele rzeczy musiało pozostać tam jak w tym zapisie sprzed lat, (choćby fauna i flora na pewno się nie zmieniła). :)
Pozdrawiam serdecznie,
Ten Śmiertelny