Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-01-16 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1829 |
Ucieczka z placu zabaw
Zmierzch, pachnący tatarakiem, długim cieniem dotknął schodów werandy. Z miejsca, gdzie siedział mężczyzna, pomimo upału okryty kocem, tarczy słońca nie przesłaniały gałęzie. Już nie raziło wzroku i dotykało zębatej bariery z koron drzew po drugiej stronie jeziora. Wygodnie rozparty w fotelu śledził zjawisko, bez pośpiechu dopijając mrożoną kawę. Gładka tafla obwałowana lasem na urwistych brzegach z każdą minutą bardziej przypominała posadzkę z czarnego gresu, a rejsowy samolot, przed którym słońce jeszcze nie uciekło, wyglądał jak iskra, która swój ruch utrwala białą, ulotną kreską. Nastroju nie psuły niepotrzebne dźwięki, bo nosił aparat słuchowy i włączał go tylko wtedy, gdy miał na to ochotę.
Podniósł się z głębokiego mebla i musiał wesprzeć ciało na poręczy, bo po dłuższym bezruchu zwyrodnienia stawów przypomniały o sobie szczególnie dotkliwie. Kilku sztywnych kroków je rozruszało i ból prawie zniknął. Ostatnio coraz częściej odpychał od siebie fakt daty urodzenia i prostego następstwa, że przekroczył siedemdziesiątkę, do tego w nie najlepszej formie.
– Jeśli coś można nazwać cudem istnienia, to z pewnością nie ból i nie starość – pomyślał i skierował się do schodów wiodących na poddasze.
Otworzył klapkę zakrywającą klawiaturę i nie opanował przymusu upewnienia się, że na korytarzu jest sam, po czym wbił długi kod. Oprócz niego za te drzwi nikt nie miał wstępu. Najbardziej dąsał się szef ochrony, więc bez zbędnego rozgłosu stracił posadę, ale nie był w stanie sprostać i pozostałym wymogom. Żadnych kamer, żadnego monitoringu i podczas pobytu na działce żadnego z funkcjonariuszy w zasięgu wzroku. W razie potrzeby mieli się zjawiać natychmiast i wielokrotnie to sprawdzał. Królowie rządzą strachem, ale królami rządzi strach. Powodów nie ubyło, odkąd w pewnym sensie, stał się żywym pomnikiem, gdy zrzekł się przywództwa w partii i został honorowym przewodniczącym. Świeżo wzniesione pomniki to mają do siebie, że na cokołach nie stoją pewnie. Nie widzą też, co się dzieje za ich plecami oraz bezwiednie stają się argumentem w politycznych przepychankach. Ostatnio źle się dzieje i sprawy nabrały tempa. Wiadomo, że bez sprzedaży pustych obietnic żaden rząd nie zrealizuje budżetu, tyle że szykowna kreacja z wyborów przypomina wyświechtaną i do tego oplutą kapotę. Znów będzie wolnym człowiekiem, gdy puszczą fastrygi i wiatr rozniesie strzępy.
Wymacał wyłącznik i wielki stół pośrodku zalało światło z lamp pod sufitem wycelowanych w blat. Otoczenie zalegał półmrok, przez co strych sprawiał wrażenie jeszcze większego. Makieta z zatłoczonymi stacjami, pagórkami, rzeką, jeziorem i lasem wyglądała imponująco. Kolejka mijała pomniejszone szlabany i oczekujące za nimi pojazdy, semafory i światła, przejeżdżała po miniaturowych zwrotnicach, wiaduktach i mostach. Może jeszcze dziś rozwlecze po torach autobus, który ugrzązł pomiędzy zaporami, wypadnie z szyn i rozniesie zabudowania stacji. Jak zawsze, wszystko uwieczni kilka kamer. W swoim dorobku scenicznym lokomotywa-faworytka posiadała czołowe zderzenia, wykolejenia, wjazdy na ślepy tor, upadki z wiaduktu i setki plastikowych ofiar. Stanowili je nieostrożni kierowcy i pasażerowie, zwykli przechodnie, samobójcy, leśne i gospodarskie zwierzęta, a nawet pechowa szkolna wycieczka. Sięgnął za ucho, żeby włączyć aparat i na chwilę, zupełnie jakby wynurzył głowę spod wody, otoczyła go dżungla dźwięków. Zmniejszył czułość, bo hałasowała lodówka, transformator, komputer i chyba prąd w obwodach. Dokładnie przyjrzał się planszy, choć znał każdy zakamarek, i doszedł do wniosku, że scenografia jednak zajmie parę godzin. Otworzył szufladę ze statystami i rozejrzał się za pęsetą.
Kolejka nigdy się nie nudziła i stanowiła wspaniałe tło dla przemyśleń, ale grywał też sam ze sobą w karty, wyprowadzając poziom autoanalizy na wyżyny. Pojedynki umożliwiały studiowanie drugiego ja, zwłaszcza podczas podbijania stawek i rozpamiętywania przegranych, bo długi karciane zaliczał do honorowych. Przeciwnik zwyciężał, punktując błędną analizę, czy instynkt samozachowawczy, prowokacyjnie się podkładał, oszukiwał, cierpiał na moralnego kaca, choć częściej nie. Karciany stół był zarazem symulatorem realnego życia, w którym wszystko odbywa się w systemie trójkowym. Można coś zrobić w taki czy inny sposób albo na dowolnie długo zawiesić decyzję i w tym sensie pauza nabiera takiej samej wartość logicznej jak jedynka, czy zero. Każdy remis powinien być tylko chwilową przerwą przed rozstrzygnięciem, żeby nie nabrać wartości sukcesu, bo w kartach do równowagi dążą tylko z góry przegrani. Wiedza, dawno temu wyniesiona ze studiów, wracała echem i na swój użytek odkrył, że reguły ze świata kwantów dają się przenieść na ludzi. By sprawdzić zasadę nieoznaczoności, wystarczy wyłączyć aparat słuchowy i mieć gdzieś realizm lokalny, a fenomen splątania daje stuprocentową przewidywalność zachowań i to na dowolną odległość. Do dziś nie wiadomo, jak jest z mikroświatem, za to wśród ludzi przyczyną są haki i tajemnice. Machlojki, zakazany seks, rzadziej wyższe uczucia zostawiają pęknięcia na każdym wizerunku. Kto je szpachluje, ten wie, ale to niebezpieczna wiedza. Zostawił planszę i rozłożył talię wytartych, setki razy tasowanych kart, choć nie miał ochoty na partię. Przetarcia, zaokrąglone rogi, plamy po napojach i brudnych palcach. Gra w równym stopniu zużywa karty i ludzi.
Polityka to gra o sumie niezerowej i koszty przegranej opłacają wszyscy, tylko nie oponent, który co najwyżej traci na chwilę dostęp do stołu. Właściwe porządkowanie żywych zbiorów wymaga czegoś więcej niż biegłości w matematyce. Mają one zdolność do niespodziewanych samoorganizacji i rodzą kłopotliwych męczenników. Od czasu do czasu motłochowi, nad którym bierze górę entropia, trzeba dać stadion, żeby się bawił, ale bez budki z biletami. Lud chce demokracji, niech głosuje nad nazwą, a nie ceną wejściówek.
Koło wynaleziono w tym celu, aby do przenoszenia ciężkich przedmiotów używać mniej niewolników i jeśli ktoś uważa inaczej, w polityce nie ma dla niego miejsca. Jednak podejmując wyzwanie, nie można odrzucać faktu, że jest się z góry skazanym na porażkę, bo każda władza kiedyś upada. Zwycięstwem jest jak najdłużej utrzymywany remis, czy jak kto woli, logiczna pauza. Remis - po angielsku time, to samo co czas, a właśnie o czas rządzenia chodzi w tej rozgrywce.
Głupców odurza władza i nie zadowala równowaga. Chcą wielkiej fety i nie dociera, że okres po karnawale zapadnie w pamięć bardziej niż sama fiesta. Tak naprawdę, karnawał jest pożegnaniem z mięsem przed nieuchronnym postem i oczekiwaniem na cud w postaci Wielkanocy, a ta jest świętem ruchomym i przez to się może oddalić. Pozwolił głupcom się sprawdzić i jeszcze niedawno sprawnie zarządzane państwo, teraz przypomina dwór, który się rozrasta geometrycznie. Jeszcze trochę, wybrańcy narodu uchwalą dziedziczenie stanowisk i nikt ich nie powstrzyma. Najwięcej przybywa błaznów.
Nie można dopuścić do tego, by stać się niewolnikiem własnego dzieła. Łatwo z pana na zamku spaść do roli kamerdynera i dobrze zrobił, że w porę uciekł z tego placu zabaw, a pod pazuchą wyniósł kilka zabawek.
Zasłony w oknach zaczęły się odcinać od czarnego tła, co zwiastowało koniec krótkiej, letniej nocy. Zdjął okulary, roztarł powieki i rozmasował zesztywniały kark. Okrążył stół i kolejny raz ocenił efekty całonocnej pracy. Konieczność drobnych poprawek z pewnością się ujawni, gdy za kilka godzin zlustruje dzieło świeżym okiem. Destrukcja doskonała to zburzenie gmachu bez skazy, ale z drugiej strony, doskonałości na świecie próżno szukać. Warto by coś zjeść i złapać kilka godzin snu, ale szkoda przeoczyć wschód słońca.
Wybrał tramwaj, który był mniej zatłoczony, bo na przystanku zatrzymały się dwa naraz. Od wejścia zapach przypalonej izolacji dominował nad zatęchłym smrodem petów i przetrawionej wódy. Pojazd gwałtownie się zatrzymał i ze szczeliny przy klapie w podłodze buchnęły kłęby błękitnego dymu, przetkane zielonkawym płomieniem, który zgasł tak szybko, jak się pojawił. Jakimś cudem nie dał się porwać wyjącemu stadu dzikich, bezrozumnych stworzeń, które przed momentem były ludźmi. Ktoś przygniatany przez tłum próbował bezskutecznie otworzyć drzwi, trzeszczał tratowany wózek inwalidzki, aż wreszcie kłębowisko wypadło na jezdnię. Stał spokojnie pod wielkim oknem i nie czuł nic. Trzymał w dłoni zamknięty scyzoryk przypięty do pęku kluczy i był przygotowany, że jeśli sprawy przybiorą niebezpieczny obrót, wybije szybę, żeby wyskoczyć na zewnątrz. Spokojnie wysiadł jako ostatni, przeszedł przez ulicę i ani razu się nie obejrzał.
Często się zastanawiał, od kiedy tak gardzi ludźmi. Przelatywały przez pamięć migawki z domu, szkoły, wojska i rozpogadzał się tylko wtedy, gdy pojawiała się w nich matka. Wspomnienia, pozornie bez związku, co rusz wypełzały bez ostrzeżenia i z jakichś powodów nie chciały odpuścić, zajmując myśli.
Wojskowa strzelnica i oswojony z widokiem żołnierzy lis, który przebiega pod kulochwytem. Za chwilę jest tylko bezkształtną masą futra, krwi i wnętrzności. Spór i przechwałki, komu udało się trafić, nie wygasną do końca rocznego szkolenia. Wycieczkowy statek, ponad setka pasażerów stłacza się na jednej burcie i go przewraca pośrodku rzeki, bo każdy chce zobaczyć topielca – z detalami widział to z brzegu. – W telewizji mecz i z wysokich trybun walczący kibice lecą w dół jak lemingi. Kiedy indziej dziennikarze na chłodno dokumentują ból, śmierć i cierpienie, zamiast odłożyć cholerną kamerę i ratować choć jedną istotę. Prezent dla matki, który upadł na peron w momencie przyjazdu pociągu już i tak pełnego, jak zlew po przyjęciu. To ostatnie stale powraca.
Część dzieciaków po skończonej zabawie na plaży zostawia swoje budowle z piasku, reszta na koniec je depcze. Zawsze trafią się takie, który nie mają chęci budować i rozwalą cudze zamki z zazdrości. W dorosłym życiu zasilą twardy elektorat kogoś, kto z zapałem będzie wszystko tworzył wyłącznie w tym celu, by się napawać destrukcją. Gdyby w porę nie zwołać milusińskich i zostawić samym sobie, doszłoby do rękoczynów i te, które odnajdują sens w tworzeniu czegokolwiek trwałego, nie miałyby szans.
Kiedyś, gdy miał ku temu więcej sposobności, lubił obserwować ich gry i gonitwy, prawie tak samo, jak cenił swoją kolejkę i karty. Doszedł do wniosku, że to najbardziej reprezentatywna grupa społeczna, a plac zabaw to świetne laboratorium. Coś, co dorosłym zabiera całe lata, tutaj można prześledzić w ciągu godziny, a bywa kwadransa. Notował spostrzeżenia i prowadził statystyki, jakich nie doszukał się w żadnych opracowaniach. Orientacja na nabywców jest podstawową zasadą marketingu. Klienci muszą być przewidywalni i ten elementarny wymóg dotyczy w równym stopniu handlu i polityki, choć są właściwie tym samym. Każda reforma to doklejenie metki z ceną.
Dzieci się różnią i wyrosną z nich różni dorośli, którzy będą budować, zaniedbywać i niszczyć. Najczęściej przyswoją podstępnie im podsunięty porządek świata, który ocenzuruje myśli. Znacznie mniej przekona się do teorii, że każdy anioł to diabeł, tylko jeszcze nie upadł. Nieliczni pójdą własnymi drogami.
Rozbudziły go krople wody, które jak śrut zabębniły o dach werandy. Mgła, od świtu spowijająca jezioro, zaczynała się rozstępować. Kolejne tchnienie wiatru poruszyło mokrymi liśćmi i strząsnęło porcję rosy. Na chwilę dopadła go myśl, że powinien włączyć komputer i telefon, ale ją szybko odepchnął. Zamiast tego zszedł nad jezioro.
Wszystko, o czym się dowie, już się wydarzyło. Tyle znaczy, jak to, że koło gwiazdy odległej o miliony lat jakaś małpa zbudowała radio i bezsilnie wyje do nieba. Gdy nazbiera się faktów, będzie warto je odsiać, posklejać i odtworzyć w przyspieszonym tempie. Może jutro.
Pomost lekko się zakołysał w rytm jego kroków. Nieśpiesznie dotarł do końca i oparł łokcie na mokrej barierce, by popatrzeć na spławiające się ryby, które zdawały się nie dostrzegać granicy pomiędzy ulotnym puchem a wodą.
oceny: bezbłędne / znakomite
:)))
oceny: bezbłędne / znakomite
Przy okazji przeczytałem ten tekst. To świetna proza obyczajowa i niemal bezbłędnie zapisana.
oceny: bezbłędne / znakomite
3.osobowy, szkicowo tylko nakreślony bezimienny Ważny Ktoś - starszy już 70-letni pan, uwięziony z racji swojej wysokiej pozycji w swojej samotni nad pustym jeziorem, pilnowany przez kamery, kody dostępu i tych z rottweilerami na skinienie ochroniarzy - to rodzaj wyostrzonej soczewki, przy pomocy której poznajemy dostępny nam świat jako ciąg prawd nie do obalenia o tym, jacy jesteśmy, skąd wieje wiatr historii, dokąd zmierzamy, kto kim rządzi, jak się kręcą wszystkie te śrubki, do czego służy talia zużytych kart, jak okiwać lud etc., etc. Cyniczna, pozbawiona złudzeń, czarna wizja naszego maluczkich życia, kontrolowanego przez tych, co mają ten kod dostępu w ręku - i w tej pokerowej rozgrywce sami stają się dozgonnymi więźniami swojej własnej nieograniczonej "ważności". Kolejna wersja mitu o królu Midasie, co się zadławił własnym złotem
budować;
zaniedbywać LUB
niszczyć.
Najczęściej przyswoją podstępnie im podsunięty porządek świata, który ocenzuruje /ich/ myśli. Znacznie mniej przekona się do teorii, że każdy anioł to diabeł, tylko jeszcze nie upadł. Nieliczni pójdą własnymi drogami.
(vide 4. od końca akapit)
Uogólnienie godne Mistrza-Wizjonera
Dorośnięciem??