Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-01-22 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1311 |
- Nic więcej, najpierw im przetłumacz, że są fajni, - rzekł Połynin.
Goriuszyn przetłumaczył to, oczekując, że pułkownik zaraz jeszcze doda coś takiego, co ci, którzy już sobie golnęli, znalazłszy się w dobrym nastroju, zawsze lubią później powtarzać. Jednak nasz lotnik sam poczuł, że jest chyba wstawiony i że to nie miałoby sensu. Wytężył mięśnie i zacisnął pięści, twarz mu pobladła.
- Przetłumacz im, kapitanie, - powiedział, jeszcze do końca nie trzeźwiejąc, lecz mając pozór człowieka całkiem już przytomnego, - powiedz im, że są fajni. Powtórz im to...
*No, nieźle!* - pomyślał Goriuszyn i przetłumaczył, co mu kazali.
- ... lecz niech oni nie myślą, przekaż im, niech nie myślą...
Kapitan przetłumaczył, że niech Anglicy nie myślą...
- Nie, nie oni, - rzekł Połynin, - a niech on nie myśli, - i tu pułkownik wskazał palcem Hennigera, - niech on nie myśli, że my też nie moglibyśmy sobie przysiąść gdzieś w pobliżu ich Londynu i robić u nich to, co oni tutaj u nas. I nie gorzej od nich. Przekaż to, nie bój się komplikacji, oni to zrozumieją.
Goriuszyn przetłumaczył i to.
- Rzecz nie w tym, że strącili tutaj 14 maszyn; ja tak czy owak Collera szanuję nie mniej niż Bruce`a, chociaż zbił tylko 3... Ty to im powiedz, przetłumacz to. Bruce nie obrazi się, ja to wiem. Ja ich bardzo szanuję za to, że tutaj przylecieli i razem z nami wojują, a ile zestrzelili, to nie takie ważne; my też różnie zestrzelamy - jeden więcej, inny mniej. Rzecz nie w tym, a w tym, że dzisiaj była defilada na Placu Czerwonym... Przekaż to im, przetłumacz. I ni jeden faszysta nie przedarł się do Moskwy! Oto, co ważne! A ty przestań, zostaw to, - raptem zwrócił się do majora Hennigera, który również w tym samym czasie coś tłumaczył, - ty jakoś krótko tłumaczysz, ja to zauważyłem, a chcemy, żeby wszystko przetłumaczali, co mówimy...
Połynin poczuł, iż nie do końca jednak uporał się z szumiącą w głowie wódką, lecz to go nie przystopowało; wierzył, że brytyjscy lotnicy powinni go zrozumieć - po to są przecież lotnikami!
- Parada wojenna, - kontynuował, - przekaż im, że ja bym za taką defiladę umarł i tego nie pożałował! Powiedzieliby mi: żyj, bracie, lecz parady nie będzie. Nie chcę żyć wtedy! A jakby powiedzieli: umieraj, ale ona się odbędzie - to bym umarł! Przetłumacz to, oni pojmą, o co chodzi.
I Anglicy zdaje się chyba zrozumieli go i zakiwali głowami. Obaj bracia Bruce - major i kapitan - na trzeźwo i wesoło, major Coller z powagą, a malutki kapitan Clark nawet zapłakał.