Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-04-23 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1171 |
I raptem... Któregoś późnego wieczoru rozległo się stukanie do szyby. Mieszkaliśmy na parterze, i z przyjacielem korzystaliśmy z mojego okna jak z drzwi, uważając, że wchodzić w ten sposób do pokoju jest i bliżej, i dużo wygodniej. Na ulicy stał Pakidjanc. Był bez czapki, cały jakiś rozczochrany i wzburzony. Otworzyłem okno, i wskoczył do środka jak lampart.
- Wypływam na *Towarzyszu* w rejs! Jako bufetowy! Dasz wiarę? Hip-hip! hura! - wrzasnął, rzucając się na mnie.
Jurka powalił mnie na materac, służący za mój tapczan, kulał się ze mną, dusił i zachowywał, jak jakiś ostatni dzikus. Wreszcie, kiedy tylko udało mi się od niego uwolnić, zapytałem:
- Jakim cudem? Łżesz, bratku! Nie może być. Jak to możliwe?
- Klnę się na Boga! Na ten krzyż! - i dla większego przekonania przeżegnał się. - A jak to się stało? Niewiarygodnie. Wyobraź sobie, opowiedziałem matce o *Towarzyszu* i wspomniałem nazwisko kapitana. A ta na to: *Dymitrij Afanasjewicz? Toż to mój dobry znajomy!*. Zaraz się do niej przyczepiłem jak ten rzep: poproś go, złota, jedyna, żeby mnie wziął na ten okręt! Ona na to, że to, że siamto, że uczelnia i że powinienem się uczyć, ale tak długo ją męczyłem i na kolanach błagałem, że się w końcu ubraliśmy i poszli do Łuchmanowa. Żebyś tylko widział, cóż to za człowiek! Wysłuchał mamy, roześmiał się i powiedział do mnie: *I co tu z tobą zrobić? Na marynarza się nie nadajesz, no, i wolnych miejsc już nie ma. Zawsze jednak staram się jakoś pomóc każdemu, kto chce pływać. Zgadzasz się być bufetowym?* - *Będę kimkolwiek, byle tylko zaciągnąć się na żaglowiec!* - *Tylko pamiętaj - on na to - praca bufetowego niełatwa i raczej mało ciekawa. Trzeba sprzątać kajuty, messę, podawać do stołu oficerom, myć garnki i tym podobne. Roboty naprawdę dużo... No, dobrze, zaraz napiszę list do Ernesta Iwanowicza Frejmana*. Okazało się, że cały ten Łuchmanow nie jest już kapitanem na *Towarzyszu*, bo teraz pracuje jako dyrektor technikum morskiego. Jutro idę się zamustrować. Niezłe jaja, co?
Siedziałem cały przytłoczony tymi zdumiewajacymi nowinami. Pakidjanc wypływa w rejs na *Towarzyszu*, a ja zostaję w Leningradzie. Tak mu zazdrościłem, że aż mnie zatkało.
- Co tak milczysz? - zawrzasnął znowu mój radosny przyjaciel. - Płyniemy aż do Ameryki Południowej! Wyobrażasz to sobie? Tra-la-la-la! - aż go nosiło ze szczęścia.
- Jako bufetowy? - przeciągle odparłem, chcąc chociaż czymś ostudzić jego zapały. - To żaden morski fach. Podaj, przynieś, wynieś, umyj, wytrzyj... Będą tobą pomiatać...
Jednak moje słowa w żaden sposób nie mogły go zniechęcić.
- Do diabła z tymi bzdurami! Choć jako pomywacz, choć jako sprzątacz - ale na *Towarzyszu* popłynę w rejs! A potem może nawet awansują mnie na marynarza. Może ktoś zachoruje albo zrezygnuje. Będę się uważnie przysłuchiwać i patrzeć, co jak się robi, będę uczył się ożaglowania i olinowania. Nieważne, że tylko jako bufetowy. Nieźle, co?
oceny: bezbłędne / znakomite