Przejdź do komentarzyBIOGRAFIA 5 z 5
Tekst 5 z 5 ze zbioru: BIOGRAFIA
Autor
Gatunekobyczajowe
Formautwór dramatyczny
Data dodania2020-05-15
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1472

Scena 14.



Salon na plebanii (jak w scenie 8.).

Na stole dzbanek z kawą, filiżanki, talerzyki, ciastka, butelka koniaku, kieliszki.

Andrzej, Marek i Teo siedzą przy stole, jedzą i piją, rozmawiają. Andrzej w sutannie prałata.



ANDRZEJ

Wiedziałem, że to się, kurwa, nie uda.

MAREK

I co panikujesz? Dostałeś czerwony kolorek? Dostałeś.

TEO

Właśnie. Spoko.

ANDRZEJ

Co „spoko”? Dostaniemy po dupie wszyscy.

MAREK

Mojego podpisu tam nigdzie nie ma.

TEO

A ja mam „konsultacje”. Nic konkretnego. Ty też.

ANDRZEJ

Jak to: „nic konkretnego”?

TEO

Oczywiście. Działaliśmy w dobrej wierze, nie sami przecież... Nie bój się, nie my dostaniemy po dupie, jak już, tylko ci na górze.

MAREK

No. I tego się trzymaj. A tak w ogóle, to nic się nie stało. Rozmyło się i nie ma. Polej, Andrzej. Butelkę postawił na stole, nie wiadomo, po co? Albo ją schowaj, albo lej.

TEO

No, dawaj, dawaj. Albo, faktycznie, schowaj ją sobie. A nie tak, wystawia gąsiora...


Andrzej nalewa koniak do kieliszków.

ANDRZEJ

„Spoko”, „spoko”... Ja najbardziej oberwę.

TEO

Ty? Niby za co? Ciebie nie ma w tej sprawie, cykorze. Ty zacząłeś, w dobrej wierze, ale nie ty to dalej ciągnąłeś. Więc nie masz się co martwić. Listonosza się nie zabija. No...


Wszyscy wypijają koniak.

MAREK

Oczywiście. Ty byłeś na samym początku. Tylko. Ja, to już prędzej. Ale też nie, bo byli tam ważniejsi ode mnie, co podtrzymali moje zdanie. Ba. Więcej. Byli tak nakręceni...

TEO

Pewnie. Marka w tym nie ma. I w ogóle, nie można mówić o jakiejś winie, kogokolwiek. Tamtych też.

MAREK

No. Ciebie też to nie dotyczy, bo ty byłeś od postawienia jej na nogi. A co oni dalej zadecydowali, to nie twoja broszka.

TEO

No pewnie. My robiliśmy tylko swoje.

ANDRZEJ

No tak, tak. Pewnie.

TEO

Nie ma przestępstwa, nie ma kary.

MAREK

Tak jest. Jakie w ogóle przestępstwo? Działanie w dobrej wierze, dla dobra naszego Kościoła. Kto to podważy?

ANDRZEJ

Ale „Flaszka” krzywo na mnie patrzy...

MAREK

Przejdzie mu. Zreflektuje się, że on też na tym zyskał.

ANDRZEJ

No... Właściwie... Właściwie, to tak.

TEO

Cykor jesteś, mówię.

ANDRZEJ

Bohater się znalazł. No dobra... No, to się trochę uspokoiłem...

TEO

A ja czułem, że to się tak skończy.

MAREK

Ja też. Ale nie wiedziałem, że taki casus wynajdą... No, sam widzisz, Andrzej. Żadnej w tym naszej winy nie ma. To tylko kwestia interpretacji. A że góra tak to postrzegała, to, widać, zależało im na tym.

TEO

Otóż to. I tak nie my byśmy decydowali.

MAREK

A ty taki spietrany, prałacie...

ANDRZEJ

No, to poleję jeszcze. Macie rację. Chyba.


Andrzej nalewa koniak do kieliszków.

TEO

To Agata robiła?

ANDRZEJ

Tak. A te eklery z cukierni.

MAREK

Nie. Do koniaku? Weź przynieś coś konkretnego...

TEO

A ja sobie coś skubnę chyba...

ANDRZEJ

Dobra. Teo, wypijemy, a potem mi wytłumaczysz, co to z tym... rezonansem.


Wszyscy wypijają koniak.

TEO

Ja nie jestem specjalistą... Jak leżała jak warzywo, przeprowadzali jej różne badania. A nasi sobie wynaleźli, że nie wszystko zostało zbadane tak, jak oni by chcieli. Gdyby badali jej reakcje na konkretne impulsy, to może by się okazało, że była częściowo świadoma. Chodziło im dokładnie o współodczuwanie emocjonalne. Bo mogli ją bombardować obrazami chorych dzieci, straszyć czymś okrutnym...

ANDRZEJ

Aha. Coś łapię.

TEO

I może by wtedy zareagowała. Może. A tak? Samoistne wybudzenie ze śpiączki i brak możliwości przeprowadzenia dalszych badań, w celu stwierdzenia, czy była choćby częściowo świadoma.

MAREK

Bardzo ładnie to zrobili... Naciągane to, co prawda, ale bardzo ładne.

TEO

To jest jak z dowodami przestępstwa. Muszą być zebrane legalnie, zgodnie z procedurami. Bo inaczej każdy cwany adwokat je odrzuci, jako „niepełnowartościowe”. Nieważne, po prostu.

ANDRZEJ

Skurczybyki.

TEO

Bardzo ładnie, w białych rękawiczkach...

MAREK

Dotarło? To polej. Jeżeli była częściowo choćby świadoma, to nie można wykluczyć, że... A nie można wszak wykluczyć, że była choćby częściowo świadoma. E? Taki... majstersztyk prawniczy.


Andrzej nalewa koniak do kieliszków.

ANDRZEJ

Furtka. No... To jesteśmy kryci. No...


Wszyscy wypijają koniak.

MAREK

Ty sobie nawet nie wyobrażasz, jak tęgie głowy nad tym pracowały. I jak długo.

ANDRZEJ

I za jakie pieniądze, co?

MAREK

Nie nasze.

ANDRZEJ

A boją się tego, jak diabeł święconej wody.

MAREK

A dziwisz się?

TEO

No. I nie ma sprawy Urszuli K. I nigdy nie było.

MAREK

Tak jest. I wszystko dokładnie, elegancko, zamiecione. A ty masz dopilnować, żeby i u niej tak było.

TEO

Już jest. I będzie.

MAREK

No widzisz, Andrzejku drogi, ty nasz prałacie kochany...

ANDRZEJ

Już leję, leję, opoju stary...


Andrzej nalewa do kieliszków koniak.

ANDRZEJ

No. To zdrowie naszej kochanej Urszulki.

MAREK

Żeby jej się wiodło. Ale po cichutku...

(wyciąga wskazujący palec w kierunku Teo)

TEO

No.


Wszyscy wypijają koniak.

MAREK

To, mówisz, „Flaszka” się na ciebie boczy? He, he, he, he... Może ci nagwizdać.

ANDRZEJ

No, jak tak sprawy stoją... Pewnie.

TEO

Jasne.

MAREK

E, dawaj jeszcze jednego.

TEO

Dawaj, dawaj, „czerwona wstążeczko”.

ANDRZEJ

A co ja wam będę żałował. Wasze wątroby.


Andrzej nalewa koniak do kieliszków.

MAREK

Jakby co, mamy naszą Urszulkę, nie? He, he, he.

ANDRZEJ

Tak jest.

TEO

To jeszcze raz zdrowie naszej kochanej Urszulki. Udała nam się.



Scena 15.



Gabinet Teo (jak w scenie 1.).

Teo siedzi z biurkiem, przegląda jakieś papiery.

Słychać PUKANIE do drzwi.



TEO

Proszę.


Drzwi się otwierają, wchodzi Urszula, zamyka drzwi. Teo wstaje, witają się.

TEO

O, jesteś. Bardzo się cieszę.

URSZULA

Cześć, Teo.

TEO

(śpiewa)

„Ach witaj mi, witaj, Urszulo”... Siadaj, proszę. Napijesz się czegoś?


Urszula i Teo siadają przy biurku.

URSZULA

Nie, dzięki... Przyjechałam na parę dni... Zobaczyć się z dziećmi i w ogóle... No i nic z tego wszystkiego nie wyszło, co?

TEO

I dobrze. Tylko niepotrzebnie szumu by narobili...

URSZULA

A ja się bardzo cieszę, że to się tak skończyło. Po co mi to w ogóle?

TEO

No... Ale szkoda trochę...

URSZULA

Tak. Ja bardzo chcę pomagać innym, ale nie tak, jak oni wszyscy by tego chcieli.

TEO

A jak?

URSZULA

Ja tak mało umiem... Muszę rozumieć to, co robię. Może, za jakiś czas... Wiem, że powinnam iść w tym kierunku, ale... bardzo powoli i ostrożnie. Odczuwam ból. Fizyczny, prawdziwy ból razem z innymi, chorymi. To nie tylko altruizm... Rozumiesz? Ale... powolutku.

TEO

Bardzo słusznie, Ula. Po pierwsze, nie szkodzić. Nie bez powodu tak cię prosiłem, żebyś była neutralna, żebyś się w nic nie wmieszała... Oni by ci tylko zrobili krzywdę. Ja ten scenariusz rozgryzłem już po kilku dniach. Wiedziałem, że nie dopuszczą do tego... No.

URSZULA

I co dalej?

TEO

Nic. Masz certyfikaty, cichą aprobatę władz i Kościoła... Byle byś się nigdzie nie mieszała. Bo oni, wiesz... trochę się ciebie boją. A jak się wystraszą... Możesz pracować z Mirkiem, czy z kimś innym, kiedyś otworzysz może swój gabinet... A możesz też przecież wrócić do pracy w urzędzie.

URSZULA

Zastanawiałam się, czy ty tam czasem nie mieszałeś gdzieś swoich paluchów, co?

TEO

E... Przyznaję, bardzo mnie korciło, żeby im wykręcić jakiś numer. Nawet miałem już pewien pomysł... Ale ty byś przy tym oberwała rykoszetem. I to mocno. A tak? Samo się wszystko rozlazło, jak stare prześcieradło. Śladu nie ma. I bardzo dobrze. Oni by cię zniszczyli. Już nie ma stosów, czarownic się nie pali. Można bardziej subtelnie. I skuteczniej. Pooglądaj telewizję... No. To co, chcesz kawę? Albo...

URSZULA

Nie... A możesz się urwać, na godzinkę? Widziałam tu, niedaleko, taką przyjemną kawiarnię, pójdziemy?

TEO

Na kawę? Pewnie. Dla ciebie wszystko. A tak w ogóle, to zrób sobie wakacje. To ci dobrze zrobi. Jakieś Włochy...

URSZULA

Sama nie pojadę. Chyba, że z tobą...

TEO

Ale ja już nie jestem twoim terapeutą. Chyba...

URSZULA

A, zapomniałam to słowo. A... „Przyjaciel”?

TEO

Przyjaciel ma swoje obowiązki, pracę, brak urlopu...

URSZULA

A... „Ukochany”? Co? Ładne słowo. Podoba mi się.


Urszula kładzie dłoń na dłoni Teo, on odwzajemnia uścisk.

TEO

Urszulko droga... Ja nie jestem pewien, czy mogę jeszcze sam siebie nazywać mężczyzną...

URSZULA

No... to ci pomogę trochę... Co to dla mnie? Albo weźmiesz jakieś zastrzyki, czy co?... Ja już nie mam dwudziestu lat, wiesz?...


Urszula wyciąga z torebki jakieś foldery i podaje je Teo.

URSZULA

Przyniosłam parę katalogów biur podróży... Zobacz... Piękna plaża, co? Słońce, morze...

TEO

Chorwacja?

URSZULA

No... Czemu nie? Początek sezonu. Pojedziemy, Teo? Razem. Tylko ty i ja. Tylko my. Teo?...

TEO

Kusicielko ty...

URSZULA

To znaczy, że się zgadzasz...

TEO

Tak, Ula. Pojedziemy. Pewnie, że jedziemy.


Teo kładzie dłoń na dłoni Urszuli.

URSZULA

A... to słowo?

TEO

„Ukochana”? Tak, moja ukochana Urszulko. To właściwe słowo.


Teo całuje Urszulę w rękę.

URSZULA

To... Co z tą kawą?

TEO

Gorąco zapraszam, ukochana moja.





KURTYNA


  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Czyli jak u starego Mickiewicza? Wciąż to samo: "jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanki, swawola - ledwie karczmy nie rozwalą! hu! ha! hajże! hola!"

Jak dobrze, że miłość zawsze zwycięża, a już na plażach bratniej słowiańskiej Chorwacji zwłaszcza...

Rozgrywający się przed okiem widza niniejszy dramat jak w dobrej elektrowni - trzyma wszystkich pod szokującym napięciem aż do kulminacyjnego rozładowania
avatar
"Wielkieś mi uczyniła pustki w sercu mojem,
Moja droga Orszulo, tem zniknieniem swojem."

/"Treny", Jan Kochanowski, 1580 r./

Jakie spustoszenia czyni inna strata, Litwo, ojczyzno moja, co jesteś jak zdrowie??

/Adam Mickiewicz "Pan Tadeusz", 1834/

Każdy utwór literacki (tutaj dramatyczny obyczajowy) powstaje w jakimś już gotowym kontekście historycznym, politycznym, kulturalnym, literackim itp., itd.- i przez ten kontekst jest/będzie odczytywany. Nic nie rodzi się z próżni
© 2010-2016 by Creative Media
×