Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-24 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1097 |
Oto, co tam przeczytałem: *... dopiero po wojnie i powrocie do Rosji dowiedzieliśmy się, że w nocy z 20. na 21. czerwca wszystkie statki niemieckie, stojące w naszych portach Bałtyku i Morza Czarnego, w pilnym porządku, nawet nie kończąc załadunku, odpłynęły z radzieckich wód terytorialnych. A u nas nie zwracano na to żadnej uwagi??
Oto przykład, który rzuca ciekawe światło na ten fenomen: dokładnie w przeddzień wybuchu wojny w samym tylko porcie ryskim stłoczyło się ponad 20 okrętów Trzeciej Rzeszy. Niektóre dopiero co rozpoczęły rozładunek, inne jeszcze nie były załadowane, lecz w nocy 21. czerwca wszystkie one podniosły kotwice. Kapitanat, przeczuwając coś złego, na własne ryzyko i odpowiedzialność zamknął wyjście z portu i natychmiast połączył się z Moskwą. Powiadomił o całej tej złowieszczej sytuacji Ministerstwo Handlu Zagranicznego i poprosił o dalsze wytyczne, co mają z tym robić dalej. Wszystko to błyskawicznie przekazano Stalinowi, a ten, obawiając się, że Hitler wykorzysta cały ten zdumiewający incydent jako prowokację z naszej strony, nakazał bezzwłoczne cofnięcie zakazu - i otwarcie portu. Zapewne z tego samego powodu nie wydano żadnych instrukcji kapitanom naszych statków, które znajdowały się w portach niemieckich.*
OBÓZ JENIECKI W SZCZECINIE
Spać dłużej nam nie pozwalają. Znowu te ich dzikie wrzaski *Aufsztajn! Sznel! i los! los! los! szwajne hunde!*, potem aluminiowe dzbany z ersatzem kawy zbożowej, mikroskopijny kawałek suchego chleba na śniadanie, załadunek nas wszystkich na ciężarówki i pół godziny wariackiej jazdy.
Wywożą nas za Szczecin, i po chwili cała nasza kolumna zatrzymuje się przed smoliście-żółtymi barakami, ogrodzonymi kolczastym drutem. Wartownik z automatem otwiera bramę, i ciężarówki wjeżdżają na teren obozu. To chyba nasz dom.
Po komforcie wszelkich wygód na naszych statkach - własnej kajuty, znakomitego żywienia, czystej pościeli, ciepła, ciszy i spokoju - wszystko tutaj wydaje się jakimś złym snem. Drewniane trzypoziomowe prycze, materace, wypełnione trocinami, papierowe prześcieradła i czarny jak atrament surogat kawy, pół kromki chleba na dzień, pół miski wstrętnej zupy z brukwi lub z rabarbaru, żałosna kolacja... Patrzymy na to wszystko ze zgrozą. Dobrze jeszcze, że chociaż te baraki są nowe i czyste, i nikt oprócz nas przedtem w nich nie mieszkał, więc możemy się w nich tak rozmieścić, jak komu z kim pasuje. Na środku gołego obozowego podwórca - nie wiadomo skąd tutaj w takim miejscu?? - kłosiła się wysepka pszenicy... sielski anielski widok, kompletnie nieprzystający ni do tych drutów dookoła nas, ni do wartowników z psem i automatami...