Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-25 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1002 |
Poranek zaczął się od wrzasków: *Aufsztejn! Los! Los! los!* To krzyczał na środku naszego baraku wermachtowiec. Rozstawił szeroko nogi, na szyi zawiesił swój automat, ręce trzymał założone z tyłu na plecach i obserwował, jak szybko wykonujemy jego polecenia.
Niechętnie złazimy z prycz i w jego asyście wychodzimy na dwór w kierunku tzw. umywalni, czyli blaszanego długiego zlewu. Nie zdążyliśmy się jeszcze umyć, znowu rozlega się kolejny wrzask:
- Apel! Zbiórka na placu!
Kiedy nas już ustawiono, wyszedł komendant obozu z tłumaczem-Niemcem z krajów nadbałtyckich.
- Obowiązuje należyte zachowanie. Żadnej rozróby czy czegoś takiego... - tłumaczył słowa komendanta. - Kto mówi po niemiecku, wystąp!
Wyszło przed szereg dwóch ludzi.
- Od teraz to wy będziecie reprezentować jeńców, i tylko z wami będę się kontaktował. Oto gazeta dla was. Weźcie ją i przeczytajcie wszystkim. Obóz! Rozejść się!
To z niej dowiedzieliśmy się, że została wzięta Ryga. Na wszystkich stronach mnóstwo zdjęć, a na nich całe tłumy wziętych do niewoli ze zwieszoną głową krasnoarmiejców maszerują przed roześmianymi wermachtowcami.
Byliśmy w szoku, wciąż nie potrafiąc zrozumieć naszej skrajnie nowej sytuacji, i reakcja była tylko jedna:
- Łżą jak te psy, gnoje! Wszystkie te zdjęcia to fotomontaż!
Jednak niektóre szczegóły, wzmiankowane w gazecie, zmuszały do zastanowienia... Niewesoło piliśmy swój erzatz porannej kawy, żuliśmy chleb, zapominając, że to przydział całodobowy.
W pewnej chwili otwarto bramę, i na plac wjechała kryta zielona ciężarówka. Nie śpiesząc się, z szoferki wysiadł wachman, odsunął zasuwę, i ujrzeliśmy kolejnych naszych towarzyszy niedoli. Byli to rosyjscy marynarze floty estońskiej i łotewskiej. Niektórych z nich nawet znaliśmy. Powiedzieli nam, że aresztowano ich 21. czerwca, przetrzymano w więzieniu - i stamtąd trafili tutaj. Ich kolegów-Estończyków i Łotyszy nikt nie ruszał; zostali na swoich statkach, i obiecano im, że już niebawem w ciągu najbliższych dni wrócą do swoich krajów.
Nastały monotonne godziny oczekiwania. Co robić? Nasze napięcie rosło. Każdy odgłos otwierania bramy, każda ciężarówka, wjeżdżająca na teren obozu - wszystko powodowało wśród nas wielkie poruszenie. I nie bez przyczyny. Nieoczekiwanie wydano rozkaz, by wszyscy dowódcy naszych statków zgłosili się na placu. Wsadzono ich do dwóch samochodów osobowych i wywieziono. Wrócili dopiero wieczorem - mroczni, małomówni, zmordowani.
Przed ciszą nocną poszedłem do klitki, gdzie mieszkali Ustinow i Balicki, i spytałem:
- Kapitanie Hrisanfie Antonowiczu, czemu was stąd zabrano?