Przejdź do komentarzyMachinacja
Tekst 132 z 255 ze zbioru: Mioklonie
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2020-10-13
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń943

pismem automatycznym


tfuj. mam lepkie ręce. właśnie

obdzierałem patelnię z oleju i sadzy

zdrapywałem czarny nalot. kuloodporny

pancerz. uświniłem się nieludzko

po łokcie i dalej w las. i więcej smug


dłonie jak u mechanika. a przecież

cały dzień utopiłem w bezbłogim lenistwie

wałkonieniu się, od którego tylko plery bolą

strzyka w każdym możliwym stawie


cierpiący na ledwie odczuwalną apraksyjkę

rozlewam kawę, rozsypuję ślady

zacierają się tryby tego tekstu

pękają bańki mydlane

żwir się sypie, tłuczone szkło


dobre pół nocy wyobrażałem sobie

chodzenie po workach na śmieci

miękkich, wypełnionych ciałami zwierząt

pociętą gąbką ze starych wersalek


wdeptywanie się. pokruszone paciorki.

odbicia w nich, niczym w lusterkach dentystycznych


***

ktoś patrzy na moje brudne łapy

krzywi się z odrazą, jakby był świadkiem

sekcji zwłok topielca z gatunku zielonkawych

wzdęciaków


nie da się więcej dotknąć

choć - wiadoma sprawa - będę prosić, skomleć

na kolanach i w wierszach. padać.

do nóg, na podeptanie.


***

jest dość późno, więc czuję się stary

mojej bródce wyrasta siwa broda

zakola łysieją


ważkie pytanie: czy wam,

którzy to czytacie

każdej jesieni też psują się zęby?


***

kogoś śmieszy, innego - żenuje ten

kompletny brak poetyckości

niezawartość


zaraz będzie ranek

boli mnie na górze i głęboko

pewnie - jak co roku - szóstka


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×